A potem rzeczoną windą jedziemy na dół do jego podstawy
Ale jest majestatyczny z bliska
Można spokojnie zmoczyć się w rogu
Saltos Monday przypomina mi wodospady na Islandii, podobne układy i intensywności.
Wszystkim się podoba i uważamy, że to był dobry pomysł. Taksiarz zabiera nas do katedry San Blas. Niestety jest zamknięta.
Znowu leje więc podwozi nas pod sam początek mostu granicznego i piechotą wracamy do Brazylii.
Po drodze rzut oka na Paranę
Po stronie brazylijskiej na drogę zagradza nam wielka celniczka brazylijska ale nie widząc u nas żadnych bagaży przepuszcza nas machnięciem ręką. Ufff, pomyślałem co by było gdyby zapytała o paszport? Jeszcze widoczek na most graniczny i panorama Ciudad del Este.
Nikolas bierze mnie na bok i daje mi 50 reali. O co chodzi? To prowizja, którą dostał od taksówkarza paragwajskiego za przyciągnięcie mu klientów. Uzgodnili z Hugo, że mi je oddadzą bo i tak nie mogli tego zrobić samochodem Nicolasa. Miły gest
:D Zostawiliśmy samochód w małym zaułku i po drodze widać też bezdomnych w Brazylii.
Jedziemy zobaczyć jedną z największych elektrowni wodnych na świecie – Itaipu. Po stronie brazylijskiej wszystko jest super zorganizowane. Jest Visitor Center, gdzie trzeba kupić bilet. Dziś dostępna jest Trasa Panoramico. Zwiedzanie zapory i elektrowni z autobusu z kilkoma punktami widokowymi po drodze. Koszt to 60 reali.
Autobus zabiera nas do pierwszego punktu. Po drodze obserwujemy znowu stada kapibar, które tu pomieszkują. Oto tama i elektrownia Itaipu
Do czasu budowy Tamy Trzech Przełomów w Chinach była to największa elektrownia wodna na świecie. Ma moc 14 Gigawatów i zaopatruje w energię prawie cały Paragwaj i oczywiście częściowo Brazylię. Można tu też obserwować czajki miedziane i pliszki
Wsiadamy w kolejny autobus i jedziemy na objazd tamy i elektrowni.
W pewnym momencie wjeżdżamy z powrotem do Paragwaju, tu znajduje się wielka rozdzielnia elektrowni.
Jedziemy górą po tamie, po jednej stronie sztuczne jezioro na Paranie a po drugiej zabudowania elektrowni i awaryjne zrzuty wody.
Na koniec punkt widokowy na całość i pomnik energetyków wodnych ?
Dla mnie to był hit ale i dzieciakom się bardzo podobało. Niesamowity jest ten rozmach tej inwestycji i oczywiście energia jest produkowana w ekologiczny sposób. Bardzo polecam jako dopełnienie zwiedzania wodospadów. To koniec na dziś zwłaszcza, że znowu pada. Żegnamy się z Nicolasem pod naszym hotelem i idziemy na kolację. Znalazłem fajny lokal niedaleko – Churrasquito. W knajpce sami lokalesi i wszyscy zamawiają dookoła szaszłyki. No to my też. Ale była wyżerka – palce lizać.
Na koniec rachunek za naszą piątkę z napojami to 130zł. Wracamy do hotelu na krótką noc, bo już o 4.30 rano mamy samolot do Rio de Janerio. Napisałem do naszego znajomego taksiarza Renato i oczywiście zawiezie nas w nocy na lotnisko za 150 reali. Przed nami ostatni etap naszej podróży – Rio… c.d.n.Do Rio de Janerio zabiera nas GOL na Boeingu 737. Lot jest punktualny, ale to akurat normalne bo startujemy o 4.30 więc samolot grzecznie czekał pod bramką. Przelot do Rio to tylko 1.30h. Lądujemy więc na Galeao (GIG) wcześnie rano i biorę taksę-vana (był tańszy niż 2 ubery) do naszego hotelu na Copacabanie. Po drodze widać sporo faweli i nieciekawych miejsc.
No i jest 8 rano jak wychodzimy po zostawieniu bagaży w hotelu, przejść się po tej wspaniałej plaży:
Nasz hotel jest w pierwszej linii – Windsor Leme.
Mieszkałem w nim podczas mojego poprzedniego pobytu w Rio i zapamiętałem piękny widok z tarasu na dachu i dobre śniadania. A propos, dla naszej piątki było znacznie taniej wynająć go bezpośrednio przez stronkę hotelu niż przez portal na B. Na dodatek jak chwalę się moim poprzednim pobytem to uprzejmy recepcjonista najwyraźniej zachwycony faktem, że tu ponownie wróciłem, robi nam upgrade za free do pokoju na ostatnim piętrze z takim oto widokiem na Copacabanę
:D
Ale dzień zaczniemy od wizyty na wzgórzu Corcovado i dotarciu do słynnej figury Chrystusa. Widać ją z dachu hotelu znakomicie.
Nasi znajomi dwa tygodnie wcześnie wystali się w wielkiej kolejce po bilety, więc zapobiegliwie kupuję je przez internet. Koszt to 128 BRL od osoby. Jedziemy pod stację dolną kolejki uberem, który w Rio jest bardzo tani. Przy kasach pustki, może trzy osoby przede mną. No cóż, pójdzie szybko. Na szczyt góry Corcovado zabiera nas taka kolejka zębata:
A tam już niewielkie schodki i można podziwiać słynnego Cristo Redentor:
A z góry jest też piękny widok na Rio, niestety trochę chmurek wisi nad miastem
@hiszpan Jestem zachwycony miejscem, wspaniała relacja, przepiękne zdjęcia. Słyszałem opowieść o cudnym Pantanalu paragwajskim, który jest dziki, trudno dostępny, bez infrastruktury turystycznej. Koleżanka popłynęła rzeką w głąb na tydzień, w towarzystwie naukowców. Twoja wycieczka wydaje się rzeczywiście przystępna i prostsza do zorganizowania. W Amazonii, w Manaus, na Amazonce byliśmy tuż przed pandemią. Już wiem, gdzie chcę dotrzeć podczas kolejnej wycieczki do Am. Południowej.
cart napisał:Wow, zupełnie nie znałem tego miejsca. Potrójny like i ląduje na liście życzeń!Ja znałem i nawet się już przymierzałem do wyjazdu, ale się pozmieniało i kompletnie zapomniałem.A teraz takie przypomnienie z grubej rury.
@sudoku - samolot do Cuiaby był o 9 rano z GRU a powrotny z Cuiaby z 17 czwartego dnia. Trzeba założyć sporo na logistykę i przejazdy. Ale myślę, że zobaczyliśmy wszystko co chcieliśmy i było to wystarczające. Można tam albo na łódkę, albo takim odkrytym pickupem lub vanem w zorganizowany sposób i krótkie spacerki samemu. Z samej Transpantanerii to za dużo się nie zobaczy.
Super relacja, swietne zdjecia - czym robione? Orientowales sie w jakich cenach safari wychodzi z Cuiaby moze? Wiem ze pisales ze drogo, tylko co to znaczy? Na takie ceny jak w np Tanzanii nie ma co liczyc?
:) W listopadzie bede w Brazylii i mnie chyba natchnela ta relacja, a nie bralem raczej safari wczesniej pod uwage.
Jedno z biur z Cuiaby dało ofertę w stylu: 4500BRL od osoby za pakiet 4 dniowy z transportem z lotniska do pousady w Pantanalu. Cena przy 9 osobach wiec dla mniejszej liczby chętnych może być drożej. Zdecydowanie to ceny zaporowe. Jak pisałem, zrobiłem to zdecydowanie taniej wynajmując samochód, dogadując noclegi bezpośrednio i kupując na miejscu atrakcje (łódki, nocne zwiedzanie ). Nic innego w tym pakiecie też nie ma.
hiszpan napisał:Co więcej sporo ludzi i dzieciaków kąpie się w rzece przy pomoście! Ciekawe to rozgraniczenie na ludzi i dzieciaki... czy rodzina wie?
:mrgreen:
Byłem w Juma Lake w listopadzie 24. Różnica w poziomie wody jest niesamowita. Kąpiel możliwa była tylko na środku jeziora, przy pomoście zdecydowanie odradzano pływanie. Dużo delfinów. Mniej niż w kolumbijskim Puerto Narino, ale również często były widoczne..
Na początek oglądamy go z góry
A potem rzeczoną windą jedziemy na dół do jego podstawy
Ale jest majestatyczny z bliska
Można spokojnie zmoczyć się w rogu
Saltos Monday przypomina mi wodospady na Islandii, podobne układy i intensywności.
Wszystkim się podoba i uważamy, że to był dobry pomysł.
Taksiarz zabiera nas do katedry San Blas. Niestety jest zamknięta.
Znowu leje więc podwozi nas pod sam początek mostu granicznego i piechotą wracamy do Brazylii.
Po drodze rzut oka na Paranę
Po stronie brazylijskiej na drogę zagradza nam wielka celniczka brazylijska ale nie widząc u nas żadnych bagaży przepuszcza nas machnięciem ręką. Ufff, pomyślałem co by było gdyby zapytała o paszport?
Jeszcze widoczek na most graniczny i panorama Ciudad del Este.
Nikolas bierze mnie na bok i daje mi 50 reali. O co chodzi? To prowizja, którą dostał od taksówkarza paragwajskiego za przyciągnięcie mu klientów. Uzgodnili z Hugo, że mi je oddadzą bo i tak nie mogli tego zrobić samochodem Nicolasa. Miły gest :D
Zostawiliśmy samochód w małym zaułku i po drodze widać też bezdomnych w Brazylii.
Jedziemy zobaczyć jedną z największych elektrowni wodnych na świecie – Itaipu. Po stronie brazylijskiej wszystko jest super zorganizowane. Jest Visitor Center, gdzie trzeba kupić bilet. Dziś dostępna jest Trasa Panoramico. Zwiedzanie zapory i elektrowni z autobusu z kilkoma punktami widokowymi po drodze. Koszt to 60 reali.
Autobus zabiera nas do pierwszego punktu. Po drodze obserwujemy znowu stada kapibar, które tu pomieszkują. Oto tama i elektrownia Itaipu
Do czasu budowy Tamy Trzech Przełomów w Chinach była to największa elektrownia wodna na świecie. Ma moc 14 Gigawatów i zaopatruje w energię prawie cały Paragwaj i oczywiście częściowo Brazylię.
Można tu też obserwować czajki miedziane i pliszki
Wsiadamy w kolejny autobus i jedziemy na objazd tamy i elektrowni.
W pewnym momencie wjeżdżamy z powrotem do Paragwaju, tu znajduje się wielka rozdzielnia elektrowni.
Jedziemy górą po tamie, po jednej stronie sztuczne jezioro na Paranie a po drugiej zabudowania elektrowni i awaryjne zrzuty wody.
Na koniec punkt widokowy na całość i pomnik energetyków wodnych ?
Dla mnie to był hit ale i dzieciakom się bardzo podobało. Niesamowity jest ten rozmach tej inwestycji i oczywiście energia jest produkowana w ekologiczny sposób. Bardzo polecam jako dopełnienie zwiedzania wodospadów.
To koniec na dziś zwłaszcza, że znowu pada. Żegnamy się z Nicolasem pod naszym hotelem i idziemy na kolację.
Znalazłem fajny lokal niedaleko – Churrasquito. W knajpce sami lokalesi i wszyscy zamawiają dookoła szaszłyki. No to my też. Ale była wyżerka – palce lizać.
Na koniec rachunek za naszą piątkę z napojami to 130zł.
Wracamy do hotelu na krótką noc, bo już o 4.30 rano mamy samolot do Rio de Janerio. Napisałem do naszego znajomego taksiarza Renato i oczywiście zawiezie nas w nocy na lotnisko za 150 reali.
Przed nami ostatni etap naszej podróży – Rio…
c.d.n.Do Rio de Janerio zabiera nas GOL na Boeingu 737. Lot jest punktualny, ale to akurat normalne bo startujemy o 4.30 więc samolot grzecznie czekał pod bramką. Przelot do Rio to tylko 1.30h. Lądujemy więc na Galeao (GIG) wcześnie rano i biorę taksę-vana (był tańszy niż 2 ubery) do naszego hotelu na Copacabanie. Po drodze widać sporo faweli i nieciekawych miejsc.
No i jest 8 rano jak wychodzimy po zostawieniu bagaży w hotelu, przejść się po tej wspaniałej plaży:
Nasz hotel jest w pierwszej linii – Windsor Leme.
Mieszkałem w nim podczas mojego poprzedniego pobytu w Rio i zapamiętałem piękny widok z tarasu na dachu i dobre śniadania. A propos, dla naszej piątki było znacznie taniej wynająć go bezpośrednio przez stronkę hotelu niż przez portal na B. Na dodatek jak chwalę się moim poprzednim pobytem to uprzejmy recepcjonista najwyraźniej zachwycony faktem, że tu ponownie wróciłem, robi nam upgrade za free do pokoju na ostatnim piętrze z takim oto widokiem na Copacabanę :D
Ale dzień zaczniemy od wizyty na wzgórzu Corcovado i dotarciu do słynnej figury Chrystusa. Widać ją z dachu hotelu znakomicie.
Nasi znajomi dwa tygodnie wcześnie wystali się w wielkiej kolejce po bilety, więc zapobiegliwie kupuję je przez internet. Koszt to 128 BRL od osoby.
Jedziemy pod stację dolną kolejki uberem, który w Rio jest bardzo tani. Przy kasach pustki, może trzy osoby przede mną. No cóż, pójdzie szybko. Na szczyt góry Corcovado zabiera nas taka kolejka zębata:
A tam już niewielkie schodki i można podziwiać słynnego Cristo Redentor:
A z góry jest też piękny widok na Rio, niestety trochę chmurek wisi nad miastem