Czeka na nas strażnik w budce, który każe się nam wpisać w kajet.
Rodzinka rozkłada się na cieplutkim piaseczku a ja idę pofocić przepiękną okolicę
Spotykam ziębę Darwina - geospizę, jeden z kilku endemicznych dla Galapagos gatunków tych ptaków, które obserwował Karol Darwin podczas swojej wyprawy na HMS Beagle.
Pewien głuptak uparł się upolować rybę na moich oczach. Męczył się okrutnie wpadając do wody z impetem i mijając się za każdym razem ze zdobyczą. Udało mu się za 7 razem bodajże. Poluje po prostu pikując z dużej wysokości do wody:
Przy brzegu można dostrzec czaple, które wcale nie boją się ludzi
Oraz kolejny endemiczny gatunek mewy – Lava gull czyli mewę galapagoską.
Całość pejzażu ptactwa dopełniają jeszcze latające kuliki i oczywiście fregaty.
Plaża Loberia to również idealne miejsce do nurkowania z maską i rurką. W zatoczce oprócz rybek pływają wielkie żółwie. Naliczyłem ich 9 sztuk tylko przy brzegu. To wspaniałe doznanie móc obserwować je pod wodą i od czasu do czasu popłynąć za takim co się wynurza – oczywiście zachowując przyzwoitą odległość. Cały czas w wodzie obecne są uchatki, duże i małe. Nic a nic nie robią sobie z obecności człowieka
A jak wyciągam aparat to nawet specjalnie pozują do fotek!
Przychodzi nasz czas na pożegnanie się z Galapagos. Wracamy po drodze wstępując jeszcze na soki wyciskanie (niezmiennie po 3,5usd za wielką szklanicę) oraz pyszne empanady
Do Quito z międzylądowaniem w Guayaquil zabiera nas LATAM:
Dobrze, że coś przekąsiliśmy bo podczas obydwu lotów na pokładzie jest skromnie.
Lądujemy w Quito po 18-tej i idziemy odebrać zarezerwowany samochód. Rezerwowałem w Europcarze, za dwa dni zapłaciłem 160zł (Kia Soluto). Lot do Miami mamy następnego dnia po południu więc postanawiamy spędzić wieczór w Centro Historico w Quito. Tam też zarezerwowałem hotel wydawało mi się, że blisko centrum starówki. Przebicie się przez duży ruch popołudniowy zajmuje mi ponad 1,5 godziny. Pisałem wcześniej do hotelu i zapewniono mnie, że będzie miejsce do parkowania. Wpisuję adres do mapy w telefonie i … ląduję na samym Plaza San Francisco. No właśnie, nasz hotel jest dosłownie na rogu placu. Nasz gospodarz Bernardo otwiera nam bramę i parkujemy na patio.
Hotel Boutique Portal de Cantuna mieści się w 19-wiecznej hiszpańskiej hacjendzie. Jego wnętrza robią na nas niesamowite wrażenie – zobaczcie sami:
Okazuje się, że jesteśmy jedynymi gośćmi (jednak trudna sytuacja w Ekwadorze wystraszyła wszystkich klientów) i możemy sobie wybrać dowolny pokój. Hotel kosztuje 50USD za pokój ze śniadaniem. Zapadł zmierzch, upewniam się, że możemy bezpiecznie pochodzić po starówce. Bernardo poleca nam fajne miejsce na kolację i przestrzega aby wrócić przez 23 kiedy zaczyna się godzina policyjna. Ulice starówki wyludnione, niewiele przechodniów, praktyczne żadnych turystów ale za to mnóstwo policji i wojska więc paradoksalnie czujemy się dość bezpiecznie tak spacerując po nocy.
Dochodzimy do polecanej knajpki Vista Hermosa. Restauracja znajduje się na dachu kamienicy i ma przepiękny widok na całe centrum Quito:
Obawiałem się cen ale zobaczcie sami ile kosztują i jak wyglądają miejscowe specjały:
Niesamowity wieczór nam się udał. Życie towarzyskie w restauracji kwitnie bez względu na stan zagrożenia w całym państwie. Na drugi dzień żegnamy się z Bernardo, który zaprowadza nas jeszcze do cafeterii na Plaza San Francisco, gdzie mamy opłacone śniadanie (zestaw na ciepło nie do przejedzenia!) i robimy ostatni spacer.
My jedliśmy w komfortowej kafejce ale coś do jedzenia można kupić tu praktycznie na każdym rogu
@hiszpan Od dawna marzy mi się Galapagos i czytając tę relację już czuję, że trzeba powoli przechodzić od marzeń do czynów.Sorki za pytanie od czapy - ile płaciliście za taxi z JFK na Manhattan?
@Sudoku z JFK jest flat-fee na Manhattan - poza godzinami szczytu to 70USD. Dałem chyba jeszcze jakiś tip, można płacić kartą.Z powrotem już pociągiem z Penn Station (5 USD na Jamaica) i potem AirTran po 8,25 USD na terminal.
Kurcze, zazdroszczę. My mieliśmy wylot na Galapagos dosłownie 3 dni po wydarzeniach w Guayaquil i odpuściliśmy. Żałuję, że wylot nie był tydzień później, bo pewnie byśmy polecieli, jak sytuacja się uspokoiła. Traktuję twoja relacje jako substytut pobytu tam
:).
No proszę.... Cóż to teraz za luksusowe fotele w drodze na Isabelę! Nic tylko zapaść się w takowy i płynąć
:)Gdyby ci, co wypełniali torebki w trakcie Waszego rejsu skorzystali kiedyś z takiej łodzi, jaką ja płynąłem, to z rozpaczy rzuciliby się chyba za burtę
:DAle wiadomo - w porównaniu z lotem Emetebe to nawet te lotnicze fotele niewiele zmieniają.
@hiszpan znakomita relacja! My byliśmy na Galapagos 29.01 - 4.02 i właśnie wróciliśmy, bo jeszcze tydzień spędziliśmy w NY. Planowałem też napisać relację z Galapagos, no ale kto by tam chciał czytać drugą relację z Galapagos na forum, jak już jedna taka dobra jest.
:)
@adam246 no niestety moja małżonka nie jest fanką wody i pływania
:) Poza tym patrzyłem na ceny - chcieli po 140usd od osoby - to raczej dużo, wybraliśmy Tintoreras z namiastką tuneli.
Mijamy szkołę z ciekawymi muralami
No i wejście na samą plażę:
Czeka na nas strażnik w budce, który każe się nam wpisać w kajet.
Rodzinka rozkłada się na cieplutkim piaseczku a ja idę pofocić przepiękną okolicę
Spotykam ziębę Darwina - geospizę, jeden z kilku endemicznych dla Galapagos gatunków tych ptaków, które obserwował Karol Darwin podczas swojej wyprawy na HMS Beagle.
Pewien głuptak uparł się upolować rybę na moich oczach. Męczył się okrutnie wpadając do wody z impetem i mijając się za każdym razem ze zdobyczą. Udało mu się za 7 razem bodajże. Poluje po prostu pikując z dużej wysokości do wody:
Przy brzegu można dostrzec czaple, które wcale nie boją się ludzi
Oraz kolejny endemiczny gatunek mewy – Lava gull czyli mewę galapagoską.
Całość pejzażu ptactwa dopełniają jeszcze latające kuliki i oczywiście fregaty.
Plaża Loberia to również idealne miejsce do nurkowania z maską i rurką. W zatoczce oprócz rybek pływają wielkie żółwie. Naliczyłem ich 9 sztuk tylko przy brzegu. To wspaniałe doznanie móc obserwować je pod wodą i od czasu do czasu popłynąć za takim co się wynurza – oczywiście zachowując przyzwoitą odległość.
Cały czas w wodzie obecne są uchatki, duże i małe. Nic a nic nie robią sobie z obecności człowieka
A jak wyciągam aparat to nawet specjalnie pozują do fotek!
Przychodzi nasz czas na pożegnanie się z Galapagos. Wracamy po drodze wstępując jeszcze na soki wyciskanie (niezmiennie po 3,5usd za wielką szklanicę) oraz pyszne empanady
Do Quito z międzylądowaniem w Guayaquil zabiera nas LATAM:
Dobrze, że coś przekąsiliśmy bo podczas obydwu lotów na pokładzie jest skromnie.
Lądujemy w Quito po 18-tej i idziemy odebrać zarezerwowany samochód. Rezerwowałem w Europcarze, za dwa dni zapłaciłem 160zł (Kia Soluto).
Lot do Miami mamy następnego dnia po południu więc postanawiamy spędzić wieczór w Centro Historico w Quito. Tam też zarezerwowałem hotel wydawało mi się, że blisko centrum starówki.
Przebicie się przez duży ruch popołudniowy zajmuje mi ponad 1,5 godziny. Pisałem wcześniej do hotelu i zapewniono mnie, że będzie miejsce do parkowania. Wpisuję adres do mapy w telefonie i … ląduję na samym Plaza San Francisco. No właśnie, nasz hotel jest dosłownie na rogu placu. Nasz gospodarz Bernardo otwiera nam bramę i parkujemy na patio.
Hotel Boutique Portal de Cantuna mieści się w 19-wiecznej hiszpańskiej hacjendzie. Jego wnętrza robią na nas niesamowite wrażenie – zobaczcie sami:
Okazuje się, że jesteśmy jedynymi gośćmi (jednak trudna sytuacja w Ekwadorze wystraszyła wszystkich klientów) i możemy sobie wybrać dowolny pokój. Hotel kosztuje 50USD za pokój ze śniadaniem.
Zapadł zmierzch, upewniam się, że możemy bezpiecznie pochodzić po starówce. Bernardo poleca nam fajne miejsce na kolację i przestrzega aby wrócić przez 23 kiedy zaczyna się godzina policyjna.
Ulice starówki wyludnione, niewiele przechodniów, praktyczne żadnych turystów ale za to mnóstwo policji i wojska więc paradoksalnie czujemy się dość bezpiecznie tak spacerując po nocy.
Dochodzimy do polecanej knajpki Vista Hermosa. Restauracja znajduje się na dachu kamienicy i ma przepiękny widok na całe centrum Quito:
Obawiałem się cen ale zobaczcie sami ile kosztują i jak wyglądają miejscowe specjały:
Niesamowity wieczór nam się udał. Życie towarzyskie w restauracji kwitnie bez względu na stan zagrożenia w całym państwie.
Na drugi dzień żegnamy się z Bernardo, który zaprowadza nas jeszcze do cafeterii na Plaza San Francisco, gdzie mamy opłacone śniadanie (zestaw na ciepło nie do przejedzenia!) i robimy ostatni spacer.
My jedliśmy w komfortowej kafejce ale coś do jedzenia można kupić tu praktycznie na każdym rogu