Pod koniec słonecznego dnia w Ilulisat wybrałam się na szlak, z którego wracałam szybko i mokro. Po drodze pod miastem rozlokowano psy, które zimową porą służą jako zwierzęta pociągowe. Na Grenlandi występuje swoistą mieszanka rasy huski z owczarkiem niemieckim. Prawo zabrania przywozenia za kolo podbiegunowe innych ras psów. Nie są tak przyjacielsko nastawione do ludzi jak te, które widziałam na Spitsbergenie czy na Islandii. Mieszkają też trochę inaczej. Przywiązane do długich łańcuchów śpią bezpośrednio na skalach lub w śniegu. Mało które mają jakieś schronienie przed deszczem i śniegiem. Wieczorami słuchać ich posępnie ujadanie i wycie. Tu pies niestety nie jest przyjacielem człowieka jak u nas. Jest tylko zwierzęciem pociągowym, użytkowym. W Ilulissat jest ich dwa razy więcej niż mieszkających tu ludzi. Nawet na ulicach mają pierwszeństwo przed samochodami i pieszymi. Psy grenlandzkie, to wytrzymałe zwierzęta, które muszą przetrwać w trudnym środowisku. Szacuje się, że jest to jedna z najstarszych na świecie ras psów. Psy grenlandzkie ciągną drewniane sanie, ich ustawienie jest inne niż tych ze Spitsbergenu. Tu rozstawione są w wachlarz, w Skandynawii parami, jedna za drugą. Związane jest to że środowiskiem, w którym pracują. Na Grenlandii są wielkie przestrzenie, nie ma drzew.
Kolejny dzień nie był już taki słoneczny. Niebo zakryła gęsta warstwa chmur. Padał deszcz zmieszany ze śniegiem. Zrobiło się ponuro, smutno i szaro. Nawet kolorowe domki były jakieś takie przygaszone. Nie miałam też werwy na wyjście na zewnątrz, widok z hotelowego okna tarasu, ba, nawet łóżka mi wystarczył. Nadrobiłam zaległości w pisaniu, obrabianiu filmików I zdjęć. Trzeba było też zająć ale ubraniami, przyleciałam tu tylko z małym plecakiem podręcznym i w planach było pranie ubrań na kolejne dni. Od dawna nie latam już z bagażem nadawanym, tylko z samym podręcznym. Lżej, wygodniej i mniej gratów do pilnowania. Minusem jest to, że ciągle trzeba prać i suszyć. W krajach tropikalnych jest to problemem, bo tam jest duża wilgotność i nie ma ogrzewania. Tu na Grenlandii wyprane ubrania schną szybko. Śnieg padał coraz większy i ziarnko niepokoju się pojawiło, co z naszym lotem jutrzejszy do Kangerlussuaq. Nie uspokoił nawet sympatyczny szef kuchni hotelowej, który powiedział, że tu na porządku dziennym są opóźnienia… kilkudniowe. Jak się okazało rano, chłopak miał rację. Pogoda uniemożliwiła lądowania i starty w Ilulisat i na malutkim lotnisku tłumy pasażerów. Niby przy checkin dostaliśmy karty boardingowe i oddaliśmy bagaże, ale po pół godzinie odebraliśmy je z taśmy. Dostaliśmy hotel na dwie noce I dwa vouchery na jedzenie. Pasażerowie odwołanych lotów zostali umieszczenia w kilku hotelach w Ilulissat a vouchery można bylo też wykorzystać w restauracjach i innym hotelu, niż się było zameldowanym. Nam przypadł słynny hotel Arctic, przy samym wejściu do zatoki portowej. Położony na wysokiej skale miał swietny widok na zatokę Disco I dryfujące góry lodowe. Tym razem nie spaliśmy w dwóch pokojach, były dwójki a mi jako jedynej kobiecie w naszej grupie przypadła jedynka. Wieczorem spotkaliśmy się na kolacji w hotelowej restauracji. Ceny dań bardzo wysokie, voucher starczy na dwie porcje frytek. Zadowoliłam się więc kanapkami ze śniadania. Dania zamówione przez chłopaków wyglądały i były pyszne. Najbardziej smakowało mi mięsko woła piżmowego, renifer mniej. Jutro trzeba wybrać się do miasta, do tańszej restauracji.
cart napisał:Po ile ten rejs? Bo online 695DKK i zastanawiam się czy na miejscu nie szukać.HejPierwszy za 600 dkk a drugi za 400 dkk, służę kontaktem do Karla.Wg mnie lepsza perspektywą z niższego i mniejszego statku.
No to tę końcówkę miałaś tez super. Z tą ekologią to jednak nie wiem… wczoraj się dowiedziałem od lokalnej przewodniczki, że w Ilulissat nie mają oczyszczalni ścieków i wszystko wędruje do? No właśnie do tego fiordu z listy UNESCO
:shock:
Pod koniec słonecznego dnia w Ilulisat wybrałam się na szlak, z którego wracałam szybko i mokro.
Po drodze pod miastem rozlokowano psy, które zimową porą służą jako zwierzęta pociągowe. Na Grenlandi występuje swoistą mieszanka rasy huski z owczarkiem niemieckim. Prawo zabrania przywozenia za kolo podbiegunowe innych ras psów. Nie są tak przyjacielsko nastawione do ludzi jak te, które widziałam na Spitsbergenie czy na Islandii.
Mieszkają też trochę inaczej. Przywiązane do długich łańcuchów śpią bezpośrednio na skalach lub w śniegu. Mało które mają jakieś schronienie przed deszczem i śniegiem. Wieczorami słuchać ich posępnie ujadanie i wycie.
Tu pies niestety nie jest przyjacielem człowieka jak u nas. Jest tylko zwierzęciem pociągowym, użytkowym.
W Ilulissat jest ich dwa razy więcej niż mieszkających tu ludzi. Nawet na ulicach mają pierwszeństwo przed samochodami i pieszymi.
Psy grenlandzkie, to wytrzymałe zwierzęta, które muszą przetrwać w trudnym środowisku. Szacuje się, że jest to jedna z najstarszych na świecie ras psów.
Psy grenlandzkie ciągną drewniane sanie, ich ustawienie jest inne niż tych ze Spitsbergenu. Tu rozstawione są w wachlarz, w Skandynawii parami, jedna za drugą. Związane jest to że środowiskiem, w którym pracują. Na Grenlandii są wielkie przestrzenie, nie ma drzew.
I filmik:
https://youtu.be/b5CRRx8tuR0
-- 29 Kwi 2023 21:54 --
Dwa dni dłużej w Ilulissat
Kolejny dzień nie był już taki słoneczny. Niebo zakryła gęsta warstwa chmur. Padał deszcz zmieszany ze śniegiem. Zrobiło się ponuro, smutno i szaro. Nawet kolorowe domki były jakieś takie przygaszone. Nie miałam też werwy na wyjście na zewnątrz, widok z hotelowego okna tarasu, ba, nawet łóżka mi wystarczył. Nadrobiłam zaległości w pisaniu, obrabianiu filmików I zdjęć. Trzeba było też zająć ale ubraniami, przyleciałam tu tylko z małym plecakiem podręcznym i w planach było pranie ubrań na kolejne dni. Od dawna nie latam już z bagażem nadawanym, tylko z samym podręcznym. Lżej, wygodniej i mniej gratów do pilnowania. Minusem jest to, że ciągle trzeba prać i suszyć. W krajach tropikalnych jest to problemem, bo tam jest duża wilgotność i nie ma ogrzewania. Tu na Grenlandii wyprane ubrania schną szybko.
Śnieg padał coraz większy i ziarnko niepokoju się pojawiło, co z naszym lotem jutrzejszy do Kangerlussuaq. Nie uspokoił nawet sympatyczny szef kuchni hotelowej, który powiedział, że tu na porządku dziennym są opóźnienia… kilkudniowe.
Jak się okazało rano, chłopak miał rację. Pogoda uniemożliwiła lądowania i starty w Ilulisat i na malutkim lotnisku tłumy pasażerów. Niby przy checkin dostaliśmy karty boardingowe i oddaliśmy bagaże, ale po pół godzinie odebraliśmy je z taśmy. Dostaliśmy hotel na dwie noce I dwa vouchery na jedzenie. Pasażerowie odwołanych lotów zostali umieszczenia w kilku hotelach w Ilulissat a vouchery można bylo też wykorzystać w restauracjach i innym hotelu, niż się było zameldowanym.
Nam przypadł słynny hotel Arctic, przy samym wejściu do zatoki portowej. Położony na wysokiej skale miał swietny widok na zatokę Disco I dryfujące góry lodowe.
Tym razem nie spaliśmy w dwóch pokojach, były dwójki a mi jako jedynej kobiecie w naszej grupie przypadła jedynka.
Wieczorem spotkaliśmy się na kolacji w hotelowej restauracji. Ceny dań bardzo wysokie, voucher starczy na dwie porcje frytek. Zadowoliłam się więc kanapkami ze śniadania. Dania zamówione przez chłopaków wyglądały i były pyszne. Najbardziej smakowało mi mięsko woła piżmowego, renifer mniej.
Jutro trzeba wybrać się do miasta, do tańszej restauracji.