0
startowiec55 14 maja 2019 15:20
Image

Image

Za każde z powyższych dań obiadowych płacimy po około 220-300 php ?

Brzuchy napełnione, słońce przypieka, więc zaliczamy jeszcze lokalny bazarek, w którym to robimy niezbędne, spożywcze zakupy i wracamy napawać się chwilą przed naszym domkiem…
Image

Image

Image


Reszta dnia upływa nad wyraz spokojnie.
Świeże owoce, zimne drinki z lokalnym rumem, morze, pusta plaża… ach, czego chcieć więcej od życia ? :D

Na ganku biesiadujemy do późnych godzin wieczornych…
Image@HandSome do życia podchodzę z pokorą. Staram się nie oceniać książki po okładce.
Ale tak jak napisałem, nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie ich komentarze na forum.
Wyśmiewcze, szydercze, a o jakiejkolwiek pomocy można zapomnieć.

Swoją drogą - nie mowa tutaj o "ocenie" ludzi, tylko o przydatności w/w grupy facebookowej. Taka dygresja :)Odpoczęliśmy wczoraj za wszystkie czasy, akumulatory naładowane, więc można ruszać :lol:

Plan na dziś?

:arrow: Skoki do wody na Salagdoong Beach !!


Salagdoong Beach, to jak sama nazwa wskazuje plaża 8-) , ale dla nas no.1 są skoki do wody, z dwóch platform, które umieszczone są na klifie. Między innymi ze względu na to miejsce wybraliśmy Siquijor :D

Ustawiamy nawigację, która pokazuje aż 36 kilometrów, ale z drugiej strony – jest to najdalszy punkt na mapie Siquijor, do którego chcemy dotrzeć. Postanawiamy „odbębnić” to od razu, a pozostałe dni zostawić na bliższe wojaże.


Droga na wschodnią część wyspy wiedzie przez przepiękne tereny, na których podziwiać możemy pola ryżowe, plantacje palmy kokosowej i ananasów.
Image

W połowie drogi, w miejscowości Lazy, tuż przy głównej drodze przejeżdżamy przez duży las, w którym to występuje najstarsze, bo liczące około 400 lat drzewo na wyspie. :o

Century Old Balete Tree – drzewo należące do rodziny figowców, w którym w wielu regionach Filipin uważa się, że zamieszkują duchy, a szamani w ich wnętrzach wykonują magiczne rytuały.
Z korzeni roślin wypływa źródło, którego wody wypływają do kamiennego basenu.
W basenie tym żyją rybki, z gatunku Garra Rufa, które kojarzyć można ze słynnym „fish spa”.
Żywią się one martwym naskórkiem i wykorzystywane są w terapii chorób skóry.

Aby móc skorzystać z Fish Spa i zanurzyć stopy w zimnej wodzie, należy uiścić opłatę 10 peso + 10 peso za zaparkowanie skutera. Oczywiście korzystamy i siadamy na kamieniach w zacienionym miejscu. Po dotknięciu stopą tafli wody, błyskawicznie zjawia się stado rybek i łaskocząc przysysa się do skóry. :D
Image
Image


Po chwili relaksu ruszamy dalej.
Kolejne 20 minut i podjeżdżamy pod bramę wyjazdową przed plażą Salagdoong, gdzie za przejazd za szlaban należy zapłacić 25 peso za osobę + 20 peso za skuter. Opłata jest pobierana, bo teren w całości jest prywatny.


Parkujemy i szybkim krokiem zmierzamy do klifu :D

Image

Jesteśmy na górze, a oprócz nas jest jeszcze kilka osób.
Przed nami dwie platformy – wyższa 11 metrowa i niższa 9 metrowa.

-no dobra, przebieramy się i jazda – ogłosiłem wszem i wobec :D

Jak powiedziałem, tak zrobiliśmy. Chwila i wszyscy w strojach kąpielowych gotowi do skoku :D

Wchodzimy na platformę, na razie niższą i … nogi jak z waty :roll:
Patrząc na to z dołu, nie sądziłem, że to będzie tak duża bariera do pokonania :lol:
Abstrahując od wysokości, widok z krystalicznie czystą wodą jest nieziemski :shock:
Image

Image

Na klifie spędziliśmy łącznie z półtorej godziny, w tym dobre 40 minut na zbieranie odwagi do skoków :D

- idę sprawdzić wodę ! – jak zwykle złota myśl z moich ust :D

Po części trochę, żeby faktycznie sprawdzić bezpieczeństwo, ale trochę też, żeby nie stać jak kołek na górze i tracić kolejne chwile na zebranie się w sobie. :D

Schodzę zatem po drabinkach do wody. Spoko, do dna jest jakieś 5 metrów, chyba wystarczająco ?
Po chwili przychodzi trzech miejscowych, którzy „pomagają” nam przełamać bariery i oddają pierwsze skoki, niejako torując nam drogę :D

Image

Uff, teraz na pewno się uda – myślę.
Niepewne kroki na niższą platformę, nogi odmawiają posłuszeństwa a serce bije jak oszalałe.
- dobra, leeeeeecęęę ! – zamykam oczy i krzyczę :D

Image

:!: I tu cenna uwaga :!: skacząc z takiej wysokości, przed uderzeniem o taflę wody należy ręce ułożyć wzdłuż ciała ! My niestety przy swoich pierwszych skokach ręce mieliśmy rozłożone szeroko, co przy uderzeniu o wodę wywołało dość duże bąble na wewnętrznych częściach rąk, które szczypały i wyglądały okropnie. :x


Bariery przełamane, więc reszta ekipy też się decyduje. Zabawa przednia! :D

Image



Po rewelacyjnej rozrywce rozkładamy się w zatoce (nie na plaży głównej) w której ponoć jest fajnie zachowana rafa.
I faktycznie, ilość kolorowych rybek jest bardzo zadowalająca. :D
I tutaj też spełniamy nasze kolejne małe marzenie
NEMO :!: Pierwszy raz w życiu widzimy na żywo błazenka plamistego, czyli popularne Nemo! :D
Nawet będąc dwukrotnie w Egipcie czy Tajlandii i mocno eksplorując podwodną faunę i florę nie udało nam się go zobaczyć.
Udaje nam się to na Filipinach, w małej zatoce w pobliżu Salagdoong Beach :!: :!: :!: (film na końcu relacji)


Po tych niesamowitych przeżyciach zbieramy się w stronę San Juan.
W miejscowości Lazy przystajemy na obiad.
Na długiej, głównej ulicy jest w czym wybierać. Decydujemy się na knajpkę z kanapkami zapiekanymi w piecu, coś a`la Panini.


Po sytym obiedzie wracamy do „naszego” domku, przed którym na plaży spędzamy resztę dnia, wchłaniając witaminę D z promieni słonecznych i czekamy na piękny zachód słońca, który na Siquijor naprawdę robi wrażenie ?

Image

Image

ImageOj to była ciężka noc… :cry:

Uraczeni sporą ilością rumu położyliśmy się spać…
Ta przyjemna część doby nie trwała jednak długo. Budzi nas stukanie… :roll:
Okazało się, że w naszym IDEALNYM domku jest mnóstwo szpar/dziur, przez które do sypialni wchodziły nam jaszczuuuurki. :shock:
Co prawda wiemy, że nie gryzą, nie atakują ludzi, ale świadomość biegających nad głowami gadów nie pozwalała nam spokojnie zasnąć.

Okna pooklejaliśmy moskitierą, a szpary wokół sufitu wypchaliśmy tym, co pod ręką.
Nim się obejrzeliśmy była 2 w nocy. Jeszcze kontrola pokoju i ufff, spokojnie można iść spać. :)

Nie minęło 15 minut i znowu stukot na ścianie. :roll: Echh, zaczynaliśmy się wściekać.
Zapomnieliśmy o przestrzeni pod drzwiami, przez którą zapewne jaszczurki dostawały się do środka.
Wypełniliśmy ją ręcznikiem i z przekonaniem, że jesteśmy „bezpieczni” po raz 3ci podjęliśmy próbę zaśnięcia, co chwila nasłuchując czy aby na pewno nic nie biega nad głową.

Image


Cały czas jednak słyszeliśmy jakieś drapanie, stukanie ale już chyba z braku sił usnęliśmy…


Jako, że „po burzy zawsze wychodzi słońce” tak było i tym razem!

Po ciężkiej nocy budzi nas pianie kogutów i słońce przebijające się przez szpary w oknach. :D
Spokojna kawka, śniadanko z widokiem na morze i codziennie pytanie „co dziś?”.

Mapa, którą dostaliśmy od właścicielki hostelu mówi nam, że na wyspie są 2 wodospady:
Image


My jednak wiemy, że jest ich sporo więcej, bo jak podają różne źródła – 12, a nawet 15.
I tak też ten dzień chcemy spędzić – wodospady !


Pierwszy przystanek -> najsłynniejszy Cambugahay Falls :!:

Ponownie zatem kierujemy się w stronę miejscowości Lazy i po niespełna 30 minutach jazdy jesteśmy na miejscu.
Ku naszemu zdziwieniu – wejście na wodospady jest darmowe.
Dostajemy jedynie informację, że jeżeli chcemy skakać korzystając z lin to musimy zapłacić po 50 peso za każde „stanowisko”, których są 3.
Każde z tych trzech to inna wysokość. Płacąc 50 php za wybraną linę, można skakać bez limitu, ale tylko z tej, za którą zapłaciliśmy. 8-)

Sam wodospad ma kilka poziomów.
Na początku idziemy na najwyższy poziom, na którym jest tratwa i stosunkowo niedużo ludzi.
Image
Image
Image

Następnie przechodzimy na niższy, główny poziom wodospadów, skąd można poskakać – co też oczywiście robimy :D
Image
Image

Zabawa przednia! :D
A w panujących 30+ stopniach, wpaść do chłodnej wody to świetne ukojenie i orzeźwienie.

Wiecie co nas najbardziej utwierdza w przekonaniu, że Filipiny to coś, czego szukaliśmy ?
A no to, że pomimo tego, że Cambugahay Falls to można powiedzieć „główna atrakcja wyspy” to nie ma tam tłumów. Można odpocząć, pobawić się – po prostu cieszyć chwilą i pięknem natury, bez tłumu turystów. :)

Po znakomicie spędzonym czasie pora ruszać dalej…
Rzut oka na mapę (naszą, bo na zwykłej ich nie ma) – Lagaan Falls!

Z Cambugahay musimy wrócić się kilometr do głównej drogi, następnie w stronę San Juan jakiś kilometr, może dwa i skręcamy w prawo, w nieutwardzoną, boczną uliczkę.
Znaki na drodze będą pokazywały Cabugsayan Falls i tak też będą prowadziły ( :!: )
Więc tutaj uwaga – koniecznie musicie jechać jeszcze dalej, za Cabugsayan Falls (które są mega słabe) jakieś 800 metrów, może kilometr po wertepach, bez żadnych znaków będą Lagaan Falls.
Jedno z najbardziej klimatycznych miejsc, jakie udało nam się zobaczyć na Siquijor! :!:

Po postawieniu skuterów w niepozornym miejscu, a nawet mógłbym powiedzieć W KRZAKACH idziemy z miejscowym chłopakiem z kilometr schodkami w dół. Raczej nie robimy sobie wielkich nadziei. Oprócz nas nie ma nikogo, a zaniedbała okolica nie wygląda najlepiej… :roll:

Docieramy. Z pozoru zwykły, nieduży wodospad. Jedna lina do skoków. Nic szczególnego.
To co nam się aż tak tutaj spodobało ?
KLIMAT :!:
Jesteśmy sami, pośrodku niczego.
Wokół nas palmy, wodospad z chłodną wodą i ćwierkanie ptaków. :D
Gość, który chciał być naszym „przewodnikiem” po otrzymaniu tipu opuszcza nas, więc jesteśmy totalnie sami.
NIEZWYKŁE MIEJSCE! :o
Image

Image

Image



Zabaw z liną nie było końca.
Do tego ślizganie się z kamieni, salta – totalny fun :D

Brzuchy jednak dają o sobie znać. Łapiemy po drodze prosty, nieduży i tani obiad z lokalnej garkuchni:
Image
Image

i powoli wracamy w stronę San Juan


Odpoczywamy na plaży i w sieci szukamy polecanej knajpki na dobrą kolację.
Wybór jest bardzo duży, co daje się zauważyć przejeżdżając główną drogą.
Decydujemy się na knajpę Dagsa, która ma nieco wyższe ceny, ale za to rewelacyjny klimat z muzyką na żywo, świetne jedzenie i dobre drinki.
Image

Image


Po udanej uczcie wracamy w „nasze” okolice i idziemy na maaaasaż :D
Mega polecam salon masażu, który znajduje się naprzeciwko FunTaSea.
400 peso za godzinny, relaksacyjny masaż – rewelka! :D
Tylko Panie filipinki mają dziwny „odruch”, gdzie bekają, po cichu, ale bekają, a później się z tego nawzajem śmieją. :roll: :lol:


I uwaga uwaga – to był nasz 12(?) dzień na Filipinach i 1 (słowem:pierwszy) raz mieliśmy dość rumu ! :shock: :lol:
Wieczór spędzamy zatem przy zimnym San Miguelu@cypel wieeeeeem. Wszystko ładnie, pięknie, ale jak podczas chrapania wsadzi mi ogon do nosa? :o :mrgreen:@bozenak - oj szukaj ! "Będzie Pani zadowolona!" :D



Przedostatni dzień na Siquijor…


Po wczorajszym dniu pełnym wrażeń, wstajemy i przy porannej kawie stwierdzamy jednogłośnie – JESTEŚMY SPEŁNIENI WYJAZDEM W 100% :!:

Już, teraz, mimo tego, że jeszcze przed nami 2 dni na wyspach. Ach, jakie to cudowne uczucie.
To nie jest tak, że już chcielibyśmy wracać, o nie nie ! Po prostu idealna perspektywa, że nie musimy biegać, żeby na siłę coś zobaczyć, że mamy niedosyt. Nie ! Wszystko było tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Ba! Nawet sporo lepiej ! :D

Zostały nam jednak 2 pełne dni. Zwalniamy zatem tempo i na spokojnie jedziemy poleżakować na (podobno) ładnej Paliton Beach.

Co prawda moglibyśmy dojść tam brzegiem, bo plaża ta oddalona jest od naszej o jakieś max 2 kilometry, ale ze względu na żar lejący się z nieba wybieramy skutery ?

Docieramy. Plaża ładna, spokojna i oprócz nas może 5 osób…
Image

Image

Image

Uwaga: w wodzie jest od groma parzydełkowców (meduz) jednak w żadnym stopniu nie są one groźne dla człowieka :)


Na Paliton Beach pobijamy nasz rekord… w długości pobytu w jednym miejscu 8-)
Dwie godziny ! Leżakowaliśmy, czilowaliśmy a czas płynął i płynął... :twisted:
No ale w końcu zaczyna nas łupać w kościach – za długo :D
- hmm, co by tu teraz? – uruchamiamy burzę mózgów;
- posnurkujmy! – rzuca któreś z nas i od razu zaczynamy przeglądać notatki i internet.

Fakt, snurkowania do tej pory zaczerpnęliśmy tylko na Balicasag oraz w okolicy Salagdoong Beach – mało !

W kilka chwil zrobiliśmy zestawienie miejsc, w których rzekomo podwodna fauna i flora jest całkiem przyjemna.
Jednak biorąc pod uwagę ilość „za” i „przeciw” zdecydowaliśmy się na część plaży Tubod, a dokładniej na Tubod Marine Sanctuary, czyli nic innego jak rezerwat przyrody.

Na mapę nawet nie mamy co spoglądać, bo kilkukrotnie obok tego miejsca przejeżdżaliśmy. W sieci czytamy, że jedyną opcją na uniknięcie opłat za „korzystanie” z plaży to przejście przez Coco Grove Beach Resort, co podobno łatwe nie jest.
- ale jak to, my nie damy rady? Potrzymaj nam piwo ! – moglibyśmy powiedzieć :D

No ale wiadomo, jak w jakikolwiek sposób można opłat uniknąć – unikamy :D a przynajmniej próbujemy…

Jak mówią nam google: „Coco grove beach resort to strzeżony, 3-gwiazdkowy hotel na Siquijor, z trzema odkrytymi basenami, SPA, siłownią i strefą relaksu…”

Podjeżdżamy pod wielką, mosiężną bramę, w której stoi ubrany w elegancki mundur Pan ochroniarz. Wjeżdżamy „twardo” :D jednak zatrzymuje nas, wyciąga listę gości i pyta co tu robimy… :roll:
- jesteśmy umówieni w hotelowej restauracji! – odparłem z dużą dozą pewności;
- z kim jesteście umówieni? – spokojnie zapytał, a pytanie to nas zamurowało. :lol: No tak, bo jak mogliśmy je przewidzieć? :roll:
- z Miro Radovicem! – krzyknąłem bez zastanowienia ! :D (pierwsze co mi przyszło na myśl – piłkarz Legii Warszawa, czyli klubu, któremu kibicuję)

Chłop szuka i szuka i szuka.. NIC.
- nie ma Pana na liście gości hotelowych – odparł 8-)
- a no tak, wiem wiem, bo on tutaj dziś przyjechał, a nie ma pieniędzy, które zostawił na Bohol. Przyjechaliśmy mu je dać..
Bla bla bla, typowa gadka wymyślona na poczekaniu, z coraz to pewniejszym wpychaniem się za progi hotelu.
W końcu miły Pan ochroniarz macha ręką i wskazuje miejsce do pozostawienia skuterów. :D

Coco Grove Beach Resort robi wrażenie. Teren obiektu jest bardzo duży, spokojny i zielony. W tle leci cicha i chillująca muzyka, a na gęsto porośniętych drzewach słychać śpiew ptaków, a spotkać też można kolorowe papugi. Nawet nie wiem ile kosztuje tam noc, ale gdyby ktoś się zastanawiał i miał trochę większy budżet niż my, to polecam ?
Image

Po niezliczonej ilości uśmiechów w stronę obsługi hotelowej w końcu dochodzimy do plaży.
Image

Wychodzimy na jej prywatnej, hotelowej części, a więc mega czystej z przegrabionym piaskiem.
Jako, że średnio się czujemy w takich miejscach to mamy dwie opcje:
- odbić w prawo, w stronę klifu, gdzie nie ma ani jednej osoby;
- w lewo, gdzie jest sporo wypoczywających ludzi, ale tym samym mnóstwo rurek wyłaniających się z tafli wody.

Przyjechaliśmy tutaj na snurkowanie, a nie ustronny plażing ! Kierunek jest w takim razie jasny :D

Jak już wielokrotnie wspominałem, po rafach Morza Czerwonego nie mamy już wielkich wymagań do innych miejsc. W Marsa Alam zobaczyliśmy naprawdę wiele, często zbierając szczęki z piaskowego dna :)
Swoją drogą, jak ktoś lubi podwodne atrakcje – meeega polecam ! 8-)

Wróćmy.
Rozkładamy ręczniki na (w teorii) publicznej plaży, bo przecież cała reszta ludzi zapewne jest tutaj po uiszczeniu opłaty (50 php za wejście na plażę, 50 php za snorkeling). Od razu rzucają nam się w oczy budki z „ochroniarzami”, którzy skrupulatnie sprawdzają wchodzących pod kątem biletu...
Ale tych wchodzących od strony drogi :D

No i co, nie ma na co czekać, lecimy sprawdzić wodę, a nuż miło nas zaskoczy…

I zaskoczyła! Jest naprawdę pięknie! :D
Mnóstwo różnego rodzaju kolorowych stworzonek, żywa rafa, rozgwiazdy i … NEMO :o
Jak wcześniej pisałem, na Salagdoong Beach pierwszy raz w życiu udało nam się zobaczyć te niesamowite rybki, tak tutaj jest ich całe mnóstwo. Co kilka metrów ! Całe rodziny ! :D

Dla nas osobiście – niesamowite!

I tak na podziwianiu podwodnego świata zeszła nam lekką ręką godzinka, a zdecydowaliśmy się wyjść z wody tylko dlatego, że zbliżał się odpływ, a woda była na tyle płytka, że brzuchami mogliśmy zahaczyć o jeżowce i inne nieprzyjemne stworzenia.
- jutro tutaj wracamy na dłużej ! – stanowczo stwierdziliśmy i zaczęliśmy szybki proces „osuszania” w mocnych jeszcze promieniach słońca.
(Bardzo chciałbym wrzucić chociażby stopklatkę z filmiku, ale wychodzi słabej jakości. Pod wodą mieliśmy włączony tylko tryb wideo, więc zobaczyć błazenki będziecie mogli w filmie na koniec relacji :D )

Po fajnie spędzonym czasie, jedziemy w stronę „centrum” San Juan coś przegryźć, po drodze pstrykając kilka zdjęć najbliższej okolicy…
Image

Image

Image

Image

I filipińskie cmentarze, które charakteryzują się grobami, obudowanymi w kamienne pomniki w kształcie wysokich sarkofagów. Mnóstwo grobowców, jedne mniejsze, inne większe, jednak wszystkie bardzo ciasno zbudowane, jeden przy drugim. Co prawda na małej wyspie Siquijor nikt raczej nie zamieszkuje cmentarzy, to np. w Manili, na Cmentarzu Północnym mieszka obecnie około 10 tysięcy ludzi ! :o Dodam tylko, że Filipiny to jedyny kraj w Azji, którego przeważającą część mieszkańców stanowią chrześcijanie…
Image
Image

Przejeżdżając przez „centrum” San Juan słyszymy głośną muzykę, wydobywającą się z boiska do koszykówki, należącego do szkoły. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie podjechali zobaczyć co się święci :lol:

Miejscowe dzieciaki siedzą wkurzeni, bo nie mogą grać dziś w kosza z powodu wieczornej imprezy – STUDNIÓWKI ! :D
Na boisku rozstawiane są stoły, przyozdobione białymi obrusami. Na pierwszy rzut oka, wszystko wygląda jak u nas w Polsce. No takiej imprezy nie możemy odpuścić! Wieczorem będziemy ! :D

Po plażingu, snurkowaniu i z pełnymi brzuchami wracamy „do siebie”.
Zostało nam 1,5 dnia na wyspie a dziewczyny już zaczynają pranie na powrót :lol:
Image

Pranko się suszy, więc chwila dla nas na ogarnięcie i ruszamy „w miasto” :D

Portfele nadal w miarę grube :o 8-) więc można zaszaleć.
Plan na kolację? Wszędzie polecana knajpa Monkey Business, mająca właściciela Polaka Rodaka, ale też… mega wysokie ceny. Hmm, śmiem twierdzić, że najwyższe, z jakimi spotkaliśmy się na Siquijor.
Ale co tam, jedziemy :D

Monkey Business jest raptem 2/3 kilometry od naszej chatki, a skuterami droga ta mija w mgnieniu oka.
Parkujemy, wchodzimy i… zonk.
- its full today, sorry – mówi do nas ślicznka, młoda filipinka.
- full? – tylko tyle potrafiliśmy wykrzesać w stanie dużego zaskoczenia.
Patrzymy na zegarki… 18:00. Czwartek…

Chwila „negocjacji” i dopytywania o szczegóły. Kurde, faktycznie mają pełno ludzi a do tego rezerwacje do 22/23. Szok. :shock:
Całe szczęście, że mamy jeszcze jutro, bo naszła nas duża chęć na wypróbowanie tej miejscówki, tym bardziej, że gra tam na żywo kapela, co dodatkowo dodaje klimatu…

Nic tam, idziemy na drugą stronę ulicy, do znanej nam już knajpy Dagsa.
- full today, sorry 8-)
- że co ?! jak to ? – rozkładamy ręce :roll:

Z niedowierzaniem wsiadamy na skutery w poszukiwaniu żaaaaarcia i wolnego stolika w ten piękny, czwartkowy wieczór :D

Ogólnie Siquijor knajpami stoi, a już na pewno San Juan.
Po drodze mijamy kilka i jakoś nie możemy się przekonać. Mając jednak w pamięci te polecane, jedziemy w stronę Baha Bar.
No i na pewno nie zgadniecie...
- parkujemy
- wchodzimy do środka
- FULL :lol: :lol: :lol:

Jakiś komos, nigdzie nie ma miejsc. Zaczynamy śmiać się przez łzy...
Summa summarum, zatrzymujemy się w fajnie wyglądającej Luca Loco, której de facto mega nie polecamy. :idea:
Jedzenie mocno średnie, co by nie powiedzieć, że słabe. Drinki rozwodnione a lemoniada na bazie zagęszczonego soku. Słaboooo.


Wuj tam, brzuchy nieco zapełnione więc lecimy do „centrum” na STUDNIÓWKĘ :D

Podjeżdżamy, ale muzyki nie słyszymy.
Coś tu nie gra – myślimy.
- pewnie jest FULL – rzuca ze śmiechem jeden z nas :D

Idziemy jednak w stronę boiska, ale zatrzymujemy się na lodach, do których kolejka jest baaardzo długa. Jako, że wyróżniamy się z tłumu i wszystkie oczy miejscowych skierowane są na nas, to Pani sprzedająca gestem proponuje nam ominięcie kolejki.
Po chwili zastanowienia przystajemy na propozycję, ale… dzieciakom kupujemy lody ?
Image
Image


Zadowoleni tym obrotem spraw zmierzamy radośnie w stronę imprezy.
Wchodzimy na wysokie trybuny, no i oczywiście wzbudzamy bardzo duże zainteresowanie lokalsów.
Na „parkiecie” zastawione stoły z przekąskami i napojami. No i oczywiście – gwiazdy wieczoru, czyli maturzyści ( :?: ).

Dziewczyny poubierane w piękne, kolorowe suknie, z dużą ilością biżuterii, a chłopaki klasyczne garnitury. Jedni bardziej eleganccy, inni mniej. Klasycznie, jak u nas ?
No, może z tą różnicą, że jest około 30 stopni ciepła i wszyscy przed swoimi twarzami wachlują czym się da, aby się nie rozpuścić w tych nietypowych, jak dla nich strojach.
Image

Wstęp do „baletu” trwał bardzo długo. Dziesiątki podziękowań, oznaczenia najlepszych uczniów, pokaz śpiewu, pokaż tańca, etc.
No i psy – bezpańskie czworonogi, których na Filipinach jest niezliczona ilość. Biegały wszędzie, a było ich naprawdę sporo. Nikt jednak z tym nic nie robił, więc niejako rozumiemy, że byli gośćmi (może nie honorowymi) imprezy :D
Siedzieliśmy tam dobre 2 godziny wysłuchując przemów i oglądając występy.
Chwilę po rozpoczęciu „właściwego baletu” się ulotniliśmy.

A jak na prawdziwego turystę przystało, nie mogłem odpuścić zdjęcia z gwiazdami wieczoru * :D :lol:
Image


* wybaczcie, zapomniałem wspomnieć o opędzlowanej na trybunach piersióweczce Tanduay... :roll: OSTATNI DZIEŃ NA WYSPACH ! :shock:


Zrywamy się z łóżek dość wcześnie i przy porannej kawie ustalamy plan dnia, mając na uwadze, że jest to nasz ostatni dzień na Siquijor, a nawet na wyspach…

Z Sebkiem orientujemy się, że dziś … 8 marca – Dzień Kobiet ! 8-)
(w zeszłym roku w Tajlandii wypadły nam walentynki :D )

Szybko zbieramy się na skutery i pod pretekstem „rezerwacji stolika na kolację w Monkey Business” jedziemy coś dziewczynom kupić. 8-)
Tylko co :?: :roll:

Zastanawiamy się całą drogę….
Jedziemy na „bazarek” jednak nic nie wpada nam w oko.
- Ty, jest fajna piekarnia, dosłownie obok Monkey Business, może tam coś ciekawego będzie? – Sebek dziś w formie :D

No i dobra. Podjeżdżamy pod restaurację i faktycznie piekarnia wygląda na „high level”.
Bierzemy najdroższe ( :!: ) babeczki z czekoladą dla dziewczyn, a dla nas jakieś gnioty po 30 peso :lol:
-Jak już jesteśmy, to od razu machniemy rezerwację na wieczorną kolację - pomyśleliśmy zgodnie

Co prawda knajpa jeszcze nieczynna, ale obsługa już jest, więc grzecznie prosimy o rezerwację.
- sorry, everything is FULL above 18:00 – to zdanie o 8 rano postawiło nas skutecznie na nogi :o

Nie wiemy czy to sen, czy się śmiać, czy co :roll:

Na nic zdają się nasze prośby i błagania. Zajęte to zajęte. Ech…
I tak przyjedziemy wieczorem – gestem Kozakiewicza nabieramy sił :D


No dobra, w kuferkach mamy słodkości, więc jedziemy jeszcze szybko na lokalny bazar, dokupujemy świeże owoce, jakąś miejscową nutellę i wracamy do swoich kobiet ?

Co prawda nic wielkiego, ale mamy nadzieję, że chociaż zrobiło im się miło i po złożeniu życzeń z okazji Dnia Kobiet w cudownych warunkach przyrody jemy śniadanko ?

Na zegarkach dochodzi 9:00, więc szorujemy zęby i ruszamy w drogę!
Ten dzień planujemy spędzić aktywnie, a nasze must have na dziś to:
:arrow: zakup biletów promowych do Tagbilaran (wylot)
:arrow: ostatni wodospad na naszej liście
:arrow: snorkeling na Tubod Beach
:arrow: kolacja w Monkey Business


Punkt pierwszy - przystań promowa Siquijor!

:!: Żeby Was nie zmylić – wypływać będziemy z przystani promowej w miejscowości Siquijor, a nie z tej, do której przypłynęliśmy na wyspę (Larena), ponieważ z Lareny do Tagbilaran wypływa tylko jeden prom dziennie o 12:30, co dla nas jest za późno.

Patrząc na mapę, mamy dwie opcje dojazdu:
1) Główną drogą jakieś 12 kilometrów jakieś 25 minut
2) „Przeciąć wyspę” i jechać pobocznymi, nieutwardzonymi drogami 8 kilometrów.

Mapa de facto pokazuje nam taki sam czas dojazdu, ale jednak wybieramy drogę „boczną” ze względu na „liźnięcie” jeszcze miejscowego życia na uboczu.
No i faktycznie, po około 25 minutach docieramy do miejscowości Siquijor i od razu kierujemy się do przystani.
W okienku „Ticket office” Pani wymaga od nas 4 paszportów i tym razem bez żadnych problemów (mamy kasiorę! :D ) kupujemy bilety na jutro.
Bilety kosztują podobnie, jak w pierwszą stronę – 700 php od osoby.
Promy wypływają dziennie 5 krotnie ( 6:00, 8:30, 10:50, 13:30, 15:50)

Image

Uff, bilety chowamy w bezpieczne miejsce w kufrze skutera i jedziemy do punktu numer 2.

Z racji „braku przygód” i dobrego czasu, w drodze powrotnej nieco zwalniamy i pobieżnie zwiedzamy okolice miasta Siquijor.
Image
Tuż przy przystani, jest spore rondo z kolorowym napisem SIQUIJOR, a od razu za nim ogromny kościół katolicki, do którego w obliczu ostatnich wydarzeń na świecie dygamy się wejść :roll:

Samo miasto to nic wyjątkowego i szczególnego – sporo ludzi, lokalne garkuchnie, komisariat policji, szkoły, itp. Normalnie miejscowe życie, które w mojej opinii warto zobaczyć ?

W drodze powrotnej, jadąc szutrowymi drogami zatrzymujemy się pod małym, drewnianym, schowanym wśród palm domkiem, na ganku którego siedzi stary Filipińczyk i macha nam z szerokim uśmiechem

Dodaj Komentarz

Komentarze (46)

bozenak 14 maja 2019 19:14 Odpowiedz
;) A ja tam lubię takie osobiste opowieści o przygotowaniach do podróży. ;) Śledziłam Tajlandię to będę śledzić i Filipiny. :D
startowiec55 15 maja 2019 10:11 Odpowiedz
PLAN PODRÓŻY I ORGANIZACJASkro bilety już „leżakują” na mailu, to możemy zabierać się za rozglądanie za noclegami, lotami wewnętrznymi, etc.Ale zaraz zaraz. Filipiny mają ponad 7000 wysp, które wybrać? :shock: :? Gdzie byśmy nie szukali, to wszędzie pytania „Palawan czy Bohol?” i 100 głosów za Palawanem, a kolejne 100 za Boholem.Po wstępnych ustaleniach stwierdziliśmy, że Palawan ma reputację takiego Phuket w Tajlandii. Czyli niesamowicie piękne, wręcz widokówkowe Island hoppingi, laguny, a po drugiej stronie medalu, niejako powiązane – tłumy ludzi i komercja. Oj nie, tego na pewno nie chcemy ! Dość szybko decydujemy się na Bohol. Wyspa nazywana jest „Filipinami w pigułce”, ponieważ zobaczyć tam można wszystkiego po trochu.A najważniejsze – występują w jej obrębie rezerwaty wyraków filipińskich, z którymi spotkania chcielibyśmy doświadczyć.Mimo, że Bohol też jest dość często odwiedzane przez turystów, to jednak staramy się wybrać takie rejony, aby uniknąć komercji i fali białych ludzi. (o tym w dalszej części)Co by nie przeciągać, poniżej plan podróży, który udało nam się logistycznie fajnie dopiąć:Warszawa – wylot;Pekin – stopover 17h.;Manila – 1 dzień;Bohol – 3 dni;Panglao – 4 dni;Siquijor – 5 dni;Manila – 1 dzień;Pekin – stopover 17h.;Warszawa – przylot.Najważniejsze za nami, więc czas na przyjemności, czyli rezerwacje noclegów i przygotowanie listy atrakcji, knajp, miejsc wartych odwiedzenia (o tym w opisie poszczególnych wysp).Co dla wielu (w tym dla nas :D ) bardzo ważne, to kosztorys, a nasz przed wylotem wygląda tak: (w przeliczeniu na osobę)Bilet lotniczy Warszawa – Manila – 2200 złNocleg Manila – 20 zł Nocleg Bohol – 105 zł (35 zł/doba)Nocleg Panglao – 165 zł (33 zł/doba)Nocleg Siquijor – 250 zł (50 zł/doba)Nocleg Manila – 25 zł Lot Manila – Bohol – 130 złLot Bohol – Manila – 130 złUbezpieczenie (Gothaer) – 100 złŁącznie – 3 125 zł Dodam mały, ale jakże istotny w Azji szczegół – wszystkie noclegi miały swoje, prywatne toalety i łazienki ? Wszystko dopięte. Wymieniamy PLNy na $ i odliczamy czas do wylotu.Pierwszy przystanek --> PEKIN ! :D
bakodam 16 maja 2019 11:38 Odpowiedz
Bardzo proszę o jak najszybsze kontynuowanie tej relacji :D
cypel 17 maja 2019 11:11 Odpowiedz
Welcome to Manila :lol: Jest paskudna, ale klimatyczna, piękny ryk jeepneyów, gigantyczne korki, ale wspaniali, uśmiechnięci ludziena marginesie, mieszkaliście w dobrej dzielni :mrgreen:
startowiec55 17 maja 2019 11:53 Odpowiedz
Haha, serio? Z biegu czasu jednak żałuję, że nie wygospodarowaliśmy sobie więcej czasu na Manilę.Choć na powrocie byliśmy tam praktycznie pełny dzień, ale o tym później... :)
cypel 17 maja 2019 12:18 Odpowiedz
jak najbardziej, mieszkaliście na skraju Makati i Pasay najlepsze dzielnie w Maniliale faktem jest, że nawet Makati jest momentami zadżumione
smieci 17 maja 2019 17:36 Odpowiedz
"Łapiemy dość szybko taksówkę i pakujemy się. I właśnie już na wstępnie popełniliśmy błąd. [emoji15]Nie ustaliliśmy z góry kwoty."błąd popełniliście już wcześniej że nie poczytaliście o transporcie bo tak byście poszli parę metrów dalej i skorzystali z taxi licznikowej (białej). Uczciwej i dużo tańszej.Poza tym fajnie się czyta.
pabloo 17 maja 2019 21:16 Odpowiedz
Człowiek uczy się na błędach, choć z tymi taksówkami to rzeczywiście szereg szkolnych podróżniczo kiksów 8-) Super, że piszesz relację, czekamy na resztę. Tylko wstawiasz zdjęcia o dość dużym rozmiarze i na większości monitorów nie będą wyświetlać się w całości, co utrudni ich odbiór, może warto kolejne trochę mniejsze ;) startowiec55 napisał:Ale zaraz zaraz. Filipiny mają ponad 7000 wysp, które wybrać? :shock: :? Gdzie byśmy nie szukali, to wszędzie pytania „Palawan czy Bohol?” i 100 głosów za Palawanem, a kolejne 100 za Boholem.Po wstępnych ustaleniach stwierdziliśmy, że Palawan ma reputację takiego Phuket w Tajlandii. Czyli niesamowicie piękne, wręcz widokówkowe Island hoppingi, laguny, a po drugiej stronie medalu, niejako powiązane – tłumy ludzi i komercja. Oj nie, tego na pewno nie chcemy ! Niedawno miałem podobną rozterkę, i w końcu wybrałem właśnie Palawan, odnosząc ze znalezionych opinii wrażenie, że to właśnie Bohol jest tym bardziej skomercjalizowanym i zawładniętym przez tłumy i drogie hotele miejscem. I co do samego Palawanu się to sprawdziło - przyroda i ludzie sprawiają wrażenie naprawdę naturalnych, a tłumów nie doświadczyłem. Wobec turystów nikt nie był nachalny, a enklaw z super drogimi hotelami tylko dla bardzo bogatych nie widziałem. Pełen luz i chillout 8-) Niebawem zresztą również postaram się to w krótkiej relacji opisać swój Palawan. A przy kolejnej wyprawie może uda się porównać do niego właśnie Bohol, czerpiąc informację z Twojego sprawozdania ;)
startowiec55 17 maja 2019 22:31 Odpowiedz
@smieci - przeczytaliśmy i się przygotowaliśmy.Złapaliśmy białą. Co prawda z racji średnio ciekawej okolicy nie odeszliśmy zbyt daleko od lotniska, ale nie braliśmy "pierwszej lepszej".@Pabloo - nie będę się sprzeczał i komentował, bo na Palawanie nie byłem. Też osobiście uważałem, patrząc na wielkość wyspy, że nie może być tak, jak większość pisze. Jednak zdecydowaliśmy się na Bohol. Nie mniej jednak, mega chciałbym odwiedzić Palawan i... Siargao.Co do fotek - racja, poprawię :) Dzięki ! p.s. - też z niecierpliwością czekam na Twoją relację.
cypel 18 maja 2019 17:48 Odpowiedz
Pani Wam podziękowała bo nie musiała organizować dzieciom wycieczki do ZOO bo ZOO przyszło do nich ;)
startowiec55 18 maja 2019 18:00 Odpowiedz
@cypel dlaczego tak uważasz?
kumkwat-kwiat 20 maja 2019 17:05 Odpowiedz
Lecieć na drugi koniec świata aby żywić się zupkami chińskimi i pizzą. Nie rozumiem. :?
startowiec55 20 maja 2019 20:10 Odpowiedz
@kumkwat_kwiat a byłeś na Filipinach ?
pbak 20 maja 2019 23:11 Odpowiedz
Ja bylem ale tez nie rozumiem :-)
startowiec55 21 maja 2019 07:26 Odpowiedz
Najważniejsze jednak, że to ja tam teraz byłem i ja rozumiem :)
correos 21 maja 2019 08:06 Odpowiedz
@startowiec55Świetna relacja mam nadzieje, ze rozwazania na temat jesc/nie jesc chinskiej zupki nie zniecheca Cie do dalszego pisania, czekam na ciag dalszy :)
tarman 21 maja 2019 08:14 Odpowiedz
Słusznie. Wracamy do relacji [emoji106][emoji106][emoji106]
jobi 21 maja 2019 08:22 Odpowiedz
Przyłączam się do tych co "rozumią", chociaż tej pizzy na słodkim cieście raczej bym nie przełknął :roll: Ich tłustej/kościstej garkuchni raczej unikam, na codzień zjadliwe raczej tylko kurczaki.Szukałbym rybki z grilla, ewentualnie chleb tostowy (oczywiście słodki) z Cheese Wizz albo sardynkami z puszki.Czasami mają takie białe chińskie pączki z mięsem (Siopao).Nietłusto jest w popularnym Andoks (kurczaki) i w Jolibee, można zaryzykować też Mang Inasal.Relacja bardzo fajna, tylko rumu jakoś nie widzę :lol: Ale Emperador Light jest także moim faworytem.
cypel 21 maja 2019 08:24 Odpowiedz
Na Filipinach jest tak podła kuchnia, że to był jedyny kraj gdzie stołowalismy się z małżonką w mc'donalds i ichnich fast foodach więc jedzenie zupek chińskich jak najbardziej rozumiem.Jest nawet specjalny wątek na forum poświęcony gównożarciu filipińskiemu, swoją drogą bardzo ciekawy, polecam. A relacja fajna i dobrze się czyta.
startowiec55 21 maja 2019 10:17 Odpowiedz
@cypel@jobi@tarman@correosDzięki !Nie zniechęcam się, zaraz piszę dalej :D Ale gwoli ścisłości - jadąc do Tajlandii numerem jeden było jedzenie (zresztą możecie przeczytać w relacji).Ale lecąc na Filipiny na jedzenie się nie nastawialiśmy. Tak, po części ze względu na przeczytany wcześniej temat, który przytoczył @cypel, jak i setki opinii znalezionych w sieci.Z drugiej strony nie zrażaliśmy się opiniami i oczywiście przekonaliśmy się na własnej skórze.Nie widzieliśmy jednak nic wyjątkowego z jedzenia kurczaka, ryżu, sajgonek, itp...Tajlandia - PadThai, Grecja - souvlaki, Hiszpania - paella, Włochy - pizza, Meksyk - tacos; i tak dalej i tak dalej...Lokalna kuchnia jest wspaniała :!: Ale serio, Filipiny? :roll: Nie znaleźliśmy nic takiego mega lokalnego, no, może oprócz rumu :D który jest w temacie relacji i który gościł na naszym stole każdego dnia (to nie jest tak, jak brzmi :lol: ) i może Balut - a tu bije się w pierś, nie spróbowałem :cry: Nie żałujemy niczego, czego nie zjedliśmy, bo inne mieliśmy cele i priorytety :) I nie uważam, że "jechać na drugi koniec świata i jeść pizzę" na WAKACJACH to coś złego, tym bardziej w obliczu kraju w jakim się znajdujemy.Kolejki lokalsów po pizzę na słodkim cieście były ogroooomne :shock: :D Enjoy ! 8-) :D
pbak 21 maja 2019 11:16 Odpowiedz
Wlasnie sobie skanuje w pamieci moj pobyt na Filipinach pod wzgledem jedzenia i stwierdzam, ze nic nie utkwilo mi w glowie. A to oznacza, ze nie bylo ono ani super ani fatalne, bylo po prostu normalne. Wedlug mnie normalne lokalnie gotowane jedzenie jest lepsze niz chemia z zupek chinskich ale kazdy je co lubi :)
startowiec55 21 maja 2019 11:44 Odpowiedz
Dwa, może trzy razy jedliśmy zupki chińskie.Ale nieważne. Każdy lubi co lubi - na tym zakończmy :) Każdy podróżuje na swój sposób ;)
washington 24 maja 2019 11:09 Odpowiedz
Fajna relacja, w stronnictwie jedzeniowym wybieram grupę "rozumiem" :P natomiast mimo tytułu nie widać na ani jednym zdjęciu Tanduay :o
startowiec55 27 maja 2019 17:30 Odpowiedz
@Washington - Tanduay był grany przez pierwsze 3 dni, później już tylko Emperador - jakoś nam bardziej przypadł do gustu. Mimo, że droższy jakieś 1-2zł 8-) Btw - Twoja relacja była przeczytana co najmniej kilka razy. Przetarła szlaki :)
handsome 29 maja 2019 16:37 Odpowiedz
Jesteś młodym i rozumujesz jak młody czyli...prawidłowo. Jednak jak już dożyjesz 50-60tki i będziesz po rozwodzie lub rozwodach a status finansowy będziesz miał dobry to przypomnisz sobie szybko o stronie facebookowej ,,Polacy w... " i być może dołączysz do tej kolonii ściskając młodą Filipinkę :lol: :lol: :lol: Nie oceniaj za szybko. Dozyj takich lat i sam zobaczysz jak wiele Twoich poglądów życiowych ulegnie zmianie :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Pozdrawiam
startowiec55 29 maja 2019 16:58 Odpowiedz
@HandSome do życia podchodzę z pokorą. Staram się nie oceniać książki po okładce.Ale tak jak napisałem, nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie ich komentarze na forum.Wyśmiewcze, szydercze, a o jakiejkolwiek pomocy można zapomnieć.Swoją drogą - nie mowa tutaj o "ocenie" ludzi, tylko o przydatności w/w grupy facebookowej. Taka dygresja :)
cypel 31 maja 2019 15:04 Odpowiedz
niepotrzebnie wyganialiście gekony i się barakadowaliście przed nimigekon twoim przyjacielem, zżera robactwo, komary też :mrgreen:
startowiec55 31 maja 2019 15:35 Odpowiedz
@cypel wieeeeeem. Wszystko ładnie, pięknie, ale jak podczas chrapania wsadzi mi ogon do nosa? :o :mrgreen:
bozenak 2 czerwca 2019 05:08 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, szukam na ferie. biletu na Filipiny :D :lol: 8-)
startowiec55 1 sierpnia 2019 07:53 Odpowiedz
Uaaa, nie spodziewałem się tylu wiadomości na pw, dzięki ! :D Cieszę się, że mogłem pomóc.Jednak śmiało komentujcie też tutaj, żeby inni mogli czerpać wiedzę i wskazówki ? p.s. sorry, że tak późno podsumowuję relację, ale nadmiar pracy skutecznie mnie powstrzymał. :roll: Do rzeczy:Podróż na Filipiny okazała się dużo ponad nasze, i tak mocno rozbujane oczekiwania :!: Tak teraz raz jeszcze przeczytałem wszystkie moje wpisy i widzę, że w większości opisywałem wszystko w samych superlatywach i zastanawiam się, czy mogłem gdzieś być bardziej krytyczny, pokazać tę gorszą stronę – i wiecie co? Nie mogłem ! Sorry, ale tam było naprawdę magicznie! :D Wspaniali i pomocni ludzie, niskie ceny (!), łatwa komunikacja (tu nas ostrzegano), cudowne wodospady, pola ryżowe, puste plaże, no i widoooooki.Co nam się najbardziej podobało? – brak turystów! Tutaj jesteśmy raczej zgodni. Raz, że mega komfortowo i „dziko”, a dwa, że żyliśmy wśród lokalnej społeczności – rewelacja!Po krótcę pozwolę sobie zreasumować poszczególne lokacje:1) Anda (Bohol) – na wschód wyspy Bohol pojechaliśmy ze względu na Cabagnow Cave oraz pola ryżowe w miejscowości Candijay. Co prawda w miejscowości Anda spędziliśmy raptem 3 dni, ale równie dobrze mogliśmy być tam tydzień i więcej. Totalnie odrealniona, mała miejscowość. Życie płynie tam wolno. Zero turystyki, świetne plaże, przepiękne pola ryżowe. No i miejscowi, którzy na nasz widok z każdego miejsca machają i uśmiechają się. Coś niesamowitego ! A podróż tam wcale nie była tak ciężka i długa, jak pisano w internetach. MEGA POLECAM ! 8-) 2) Panglao – tę małą wysepkę wybraliśmy ze względu na „main points”, czyli te najbardziej turystyczne, widokówkowe miejsca na Filipinach, tj. Chocolatte Hills, terasiery (małe małpki), Zipline, rzeka Loboc, walki kogutów, itp. Co prawda wszystkie te „atrakcje” znajdują się na wyspie Bohol, ale zdecydowaliśmy się na Panglao z tytułu ładnych plaż i łatwego, a przede wszystkim krótkiego czasu dojazdu do w/w. Mimo, że w tych miejscach już było dość mocno czuć turystykę, a przy głównych atrakcjach była masa zwiedzających to nie żałujemy tego wyboru. Ba, jesteśmy zadowoleni, że się zdecydowaliśmy. Na pewno miejsca ta utkwią nam w pamięci na dużo dłużej. A samo Panglao też było bardzo fajne. To właśnie tam zobaczyliśmy najładniejszą podczas naszego wyjazdu plażę. Poza tym objechaliśmy wyspę skuterami i kilka miejsc było urzekających.3) Siquijor – no tutaj to po prostu trzeba być ! Co tylko przeczytaliśmy w internetach przed wyjazdem – sprawdziło się. Magiczna wyspa! Jak ktoś lubi trochę poskakać do wody, czy po prostu wychillować na ładnych, nieturystycznych plażach, a na koniec dnia wpatrywać się w zachód słońca i zjeść dobrą kolację – ta wyspa jest dla niego ! Przepiękne wodospady, pola ryżowe, skoki z klifów do krystalicznie czystej wody, snorkeling i spokojne, klimatyczne życie – tak w skrócie mogę opisać Siquijor.4) Manila – jak pisałem wcześniej, byliśmy tu tylko na noclegi przed i po wylocie na wyspy. Osobiście żałuję, że nie wygospodarowaliśmy sobie choć jednego/dwóch dni więcej. Z tego co dało się w tak krótkim czasie zauważyć – miasto pełne kontrastów. Smród, brud, uliczne życie, a z drugiej strony centra handlowe z najlepszymi światowymi markami, wypasione auta i zapach najdroższych perfum unoszących się w powietrzu. Klimatyczne jeepneye! :twisted: 5) Pekin (Chiny) – 2 x 17 godzinny stopover. W pierwszą stronę Wielki Mur Chiński, a na powrocie zakupy w chińskim markecie. Mega się cieszymy, że to były tak długie przesiadki. Pekin zaimponował nam czystością na ulicach, ładem no i oczywiście chińskimi zdobieniami. No i zobaczyć Wielki Mur Chiński, budowlę o której czytało się tylko w szkole – niesamowite! :o :D Co do samego kosztorysu: (za osobę)• Loty Warszawa – Manila– Warszawa – 2200 zł• 2 x lot wewnętrzny – 260 zł• Transport lokalny ( 2 x prom, 4/6 x bus) – 120 zł• Noclegi - 565 zł (średnio 40zł/doba)• Ubezpieczenie Gothaer – 100 złŁącznie – 3245 zł sztywnych kosztów, jeśli chodzi o logistykę wyjazdu.Koszty wynajmu skuterów, jedzenia, wstępów do atrakcji i tak dalej i tak dalej są niskie no i oczywiście zależne od osobistych wymagań i upodobań. Swoją drogą - tak samo noclegi. Baza noclegowa jest bardzo rozbudowana, więc każdy znajdzie coś na własne potrzeby.Ponadto, my wzięliśmy po 2000 zł „w kieszeń”, z czego żyliśmy naprawdę „na bogato”, praktycznie niczego sobie nie odmawialiśmy + dodatkowo wydaliśmy sporo na zakupy „ciuchowe” w Pekinie, a już w ostatecznym rozrachunku – i tak przywieźliśmy z powrotem po kilka stów. :D Uważam, że 4000-5000 zł na taki 17 dniowy wyjazd jest kwotą naprawdę dobrą. 8-) Oczywiście, sporo moglibyśmy jeszcze z tego „uciąć”, ale taka kwota dla nas była do przyjęcia. Dla chcących jeszcze bardziej budżetowo domknąć taki wyjazd – totalnie nic trudnego ? Udało nam się pobawić trochę kamerką sportową i nagrać kilka ujęć.Pozostawiam Wam zatem mój amatorsko złożony filmik:https://youtu.be/7hHrQVFf8h8Gdyby ktoś chciał obejrzeć „relację wyróżnioną” na Instagramie to zapraszam @piieeras :) Śmiało pytajcie tutaj, gdyby były jeszcze jakieś pytania. Postaram się pomóc ? Życie jest zbyt krótkie, żeby ciągle marzyć. Trzeba spełniać marzenia! ? Życzę udanych podróży, pozdrawiam !p.s. ostatnią stronę relację piszę z pokładu Bombardiera CRJ – 700, należącego do fińskich linii lotniczych Nordica. Służbowy, 3-dniowy wyjazd do Kuopio ?
yaacek 1 sierpnia 2019 07:53 Odpowiedz
A jeszcze nie byłeś na Palawanie . I jak sobie pomyślisz, ze za takie koszty na osobę ,jak podałeś, ja spędzam tam miesiąc w dwie osoby z przelotami . Dopiero byś zwariował :)Ale od czegoś trzeba zacząć.
startowiec55 1 sierpnia 2019 08:13 Odpowiedz
Oj nieee, nie zwariowałbym. Wiem, że można dużo bardziej budżetowo - co napisałem w podsumowaniu :)
startowiec55 16 września 2019 21:38 Odpowiedz
p.s. 2: po corocznym, październikowym ładowaniu energii w Egipcie, które już tuż tuż, planujemy na luty/marzec spełnić jedno z naszych największych marzeń podróżniczych - Safari w Afryce. Zaczynam zbierać wiedzę, orientować się co, gdzie i jak, zbierać koszta, etc. Gdyby ktoś czuł się „ekspertem”, albo po prostu był w Tanzanii/Kenii i mógłby pomóc, dać porady - będę ogromnie wdzięczny! Aktualnie mam mętlik w głowie odnośnie:- dokąd najłatwiej (najtaniej) dolecieć z Polski;- jak na miejscu ułożyć trasę, aby 10 dni pozwiedzać/ poleżeć, a 2-3 dni przeznaczyć na Safarii; - co wyjdzie logistycznie i budżetowo lepiej. Pzdr !
kajo88 17 grudnia 2019 00:30 Odpowiedz
startowiec55 napisał:p.s. 2: po corocznym, październikowym ładowaniu energii w Egipcie, które już tuż tuż, planujemy na luty/marzec spełnić jedno z naszych największych marzeń podróżniczych - Safari w Afryce. Zaczynam zbierać wiedzę, orientować się co, gdzie i jak, zbierać koszta, etc. Gdyby ktoś czuł się „ekspertem”, albo po prostu był w Tanzanii/Kenii i mógłby pomóc, dać porady - będę ogromnie wdzięczny! Aktualnie mam mętlik w głowie odnośnie:- dokąd najłatwiej (najtaniej) dolecieć z Polski;- jak na miejscu ułożyć trasę, aby 10 dni pozwiedzać/ poleżeć, a 2-3 dni przeznaczyć na Safarii; - co wyjdzie logistycznie i budżetowo lepiej. Pzdr !3 tygodnie temu wróciłem właśnie z wakacji w Kenii i Tanzanii, byłem w sumie 14 dni (w tym 2 na safari w Tsavo East). Leciałem z Warszawy do Mombasy, później autobusem do Dar Es Salaam, prom na Zanzibar i powrót samolotem do Mombasy - jak masz jakieś pytania to służę pomocą :) btw super relacja, sam planuję w 2020 odwiedzić Azję :)
flyguy 17 grudnia 2019 21:52 Odpowiedz
startowiec55 napisał:p.s. 2: po corocznym, październikowym ładowaniu energii w Egipcie, które już tuż tuż, planujemy na luty/marzec spełnić jedno z naszych największych marzeń podróżniczych - Safari w Afryce. Zaczynam zbierać wiedzę, orientować się co, gdzie i jak, zbierać koszta, etc. Gdyby ktoś czuł się „ekspertem”, albo po prostu był w Tanzanii/Kenii i mógłby pomóc, dać porady - będę ogromnie wdzięczny! Aktualnie mam mętlik w głowie odnośnie:- dokąd najłatwiej (najtaniej) dolecieć z Polski;- jak na miejscu ułożyć trasę, aby 10 dni pozwiedzać/ poleżeć, a 2-3 dni przeznaczyć na Safarii; - co wyjdzie logistycznie i budżetowo lepiej. Pzdr !Co to ma wspólnego z Filipinami?
startowiec55 18 grudnia 2019 11:05 Odpowiedz
Flyguy napisał:Co to ma wspólnego z Filipinami?Nic :)
klaudiamojapodroz 10 marca 2020 05:08 Odpowiedz
leciałam w styczniu 2019 (od 1.01 do 24.01) z Warszawy przez Frankfurt i Hong Kong bezpośrednio na wyspę Cebu (nie chciałam zatrzymywać się w Manili ze względu na przestępczość i smog) bilety za 2800 wiec żadna różnica, a dużo czasu zaoszczędziłam. We Frankfurcie 2h na przesiadkę w Hong Kongu 1,5h. Jedzenie na Filipinach rzeczywiście nie powalało, ale tragedii też nie było. Fantastyczne tropikalne owoce i ryby! Filipiny są cudowne, do El Nido mogłabym się przeprowadzić na zawsze:)
nekoi1988 2 grudnia 2021 09:16 Odpowiedz
Rewelacyjnie się czytało :) Pamiętasz może czy żeby wyjść w Pekinie z lotniska (i zwiedzić Wielki Mur) trzeba było jakieś dokumenty załatwiać? Czy z marszu można wyjść i bezproblemowo wrócić ;)?
nekoi1988 2 grudnia 2021 12:08 Odpowiedz
Rewelacyjnie się czytało :) Pamiętasz może czy żeby wyjść w Pekinie z lotniska (i zwiedzić Wielki Mur) trzeba było jakieś dokumenty załatwiać? Czy z marszu można wyjść i bezproblemowo wrócić ;)?
startowiec55 2 grudnia 2021 12:08 Odpowiedz
nekoi1988 , Z marszu. Trzeba tylko wypełnić kwit wizowy (darmowa wiza na 72 godziny) i na miasto :)
abelincoln 2 grudnia 2021 12:08 Odpowiedz
Tak z ciekawości, już nie ma 14 dni kwarantanny i testów robionych przez dość intymne miejsce? (pytam, bo od jakiegoś czasu przestałem się interesować Chinami i nie jestem na bieżąco...)
mismalis 15 maja 2022 23:09 Odpowiedz
Zazdroszczę takiej podróży :D https://radaryonline.pl/radar-pogodowy/
pat-roll 19 marca 2024 23:09 Odpowiedz
Dzięki sportowiec 55 za super relacje. Czy mógłbym Cię prosić o więcej szczegółów na temat: "wystarczy wysłać 1 maila do air china aby otrzymać hotel tranzytopwy"?Rozumiem,że to pomaga w uzyskaniu wizy tranzytowej na lotnisku?A moze warto zrobic wize do chin przed wylotem w pl taka turystyczna aby nie czekac tam w kolejce?
startowiec55 22 marca 2024 12:09 Odpowiedz
@Pat Roll hmm, odnosnie wizy to my staliśmy. W sensie tam nie było żadnego stania i czekania, po prostu podejście do okienka, zeskanowanie paszportu i po 5 minutach wiza wbita i można wychodzić z lotniska :) A co do hotelu tranzytowego - podczas podróży na Filipiny pierwszy raz miałem z tym styczność, stąd mój rozbudowany opis. W każdym razie, jeśli Twój stopover przekracza 12 godzin (wtedy tak było! musisz zerknąć na stronie AirChina aktualne wiadomości) to otrzymujesz transfer + hotel od przewoźnika. Napisałem maila, że taką sytuację mamy i przesłali potwierdzenie rezerwacji i wszystkie wytyczne.
minerek 11 kwietnia 2024 17:09 Odpowiedz
super opis :) a powiedz mi gdzie pisac o ten hotel do AirChina?
startowiec55 18 kwietnia 2024 17:09 Odpowiedz
poland@airchina.com - podałem daty lotów, numer rezerwacji i oni przesłali wytyczne :)