Wdrapujemy się na najwyższe z nich, gdzie zamontowany jest taras widokowy i podziwiamy ten niesamowity krajobraz, dawne dno oceanu. To jedna z wizytówek całych Filipin:
W kolejce do odwiedzenia mamy hodowlę motyli, którą od mojej ostatniej wizyty rozbudowano o cały park „dzikich” zwierząt. Najpierw motyle (ale w specjalnym namiocie)
Potem inne zwierzęta jak woły-albinosy, węże oraz – ciekawostka – sugar glider czyli lotołapanka karłowata, ssak z Australii znany z lotnych właściwości – ma błony pomiędzy łapami i potrafi długo szybować skacząc z drzewa na drzewo.
A na końcu trafia się nam dzika prządka wielka, rozpowszechniona w całej Azji
Kolejną atrakcją jest park w którym żyją tarsiery – to jedne z najmniejszych małpek świata zwane wyrakami upiornymi. Jako żywo przypominają młodego Zgredka lub małe gremliny.
Są naprawdę malutkie i chowają się pod dużymi liśćmi
Park z tarsierami odwiedzają tłumy, trudno było zaparkować nawet, to kolejna bardzo znana atrakcja „nie do ominięcia” na Bohol.
Po drodze mnóstwo kościołów ale co nam się rzuca w oczy to plakaty przydrożne ze znanym dobrze w Polsce świętym obrazem:
Odbudowana dzwonnica
Man-made forest:
Ktoś miał dobry pomysł biznesowy na zajęcie kilku godzin w porze lunchu. Zamiast szukać knajpy, na rzece Lomboc organizowane są półtoragodzinne rejsy statkiem-restauracją. Na pokładzie szwedzki stół na bogato i można dokupić piwko. No lepiej się nie dało tego wymyślić dla zmęczonej wycieczki. Tak wygląda statek-restauracja:
I znowu przemiał, tych statków pływa chyba 8 na krótkim odcinku rzeki. Jest akurat czas na jedzenie, posłuchanie przebojów barda pokładowego (jest cała orkiestra), podziwianie przyrody na rzece oraz odwiedziny w pływającej szkole gry na gitarze i ludowych tańcach (tu opłata dobrowolna). Wszystko to w jednym pakiecie w półtorej godziny! Wygląda na pułapkę turystyczną ale – szczerze, jedzenie było dobre, towarzystwo świetnie się bawiło i czego chcieć więcej….
Jak ktoś jeszcze jest głodny po rejsie to może w sklepie firmowym dokupić przekąskę
;)
Ani się nie obejrzeliśmy przyszło popołudnie. Nasz ostatni prom do Cebu City odchodzi z Tagbilaran o 17.40. Nie możemy się na niego spóźnić bo rano mamy już powrotny samolot do Hongkongu. Po drodze do Tagbilaran podziwiamy lokalne wersje jeepneyów:
No i ostatnia atrakcja: post-hiszpański kościół w Baclayon. Pierwszy raz odwiedziłem go w 2011 roku i wyglądał wtedy tak na moich zdjęciach (oryginalna średniowieczna budowla):
Niestety w 2013 roku Bohol nawiedziło silne trzęsienie ziemi i oryginalny XVI-wieczny kościół w Baclayon został praktycznie zrównany z ziemią
(zdjęcie by @Babuk)
No na szczęście go odbudowano i dziś wygląda tak:
W środku już trochę pojechano z nowoczesnością. Dla mnie dziwnie się to ogląda bo pamiętam oryginalne średniowieczne wnętrza.
No to już ostatni przystanek na Bohol. Pozostaje nam dojechać do portu, zakupić bilety na speedboata do Cebu City i pożegnać się z Cho Cho. Bilet na OceanJet kosztuje 500php od osoby ale trzeba doliczyć opłatę za bagaż oraz port fee. Zabiera nas szybka łódka w dwugodzinną podróż do Cebu City:
Na pokładzie mamy do dyspozycji wielki telewizor. Przed wypłynięciem obowiązkowa modlitwa dla wszystkich:
Docieramy do Cebu City już po zmroku, mamy hotel w mieście ale coby nie kombinować umawiam się z tym samym kierowcą co nas wiózł z lotniska i za 1000php odbiera nas z promu i wiezie na nasz ostatni filipiński nocleg w Cebu City. Mijamy krzyż Magellana oraz Carbon Market, towarzystwo jest już zbyt zmęczone aby dać się namówić na połażenie – ja byłem poprzednim razem. Nazajutrz poranny przelot do Hongkongu i cały dzień na zwiedzanie tego miasta.
c.d.n.Znowu pobudka w nocy aby zdążyć na samolot o 6.30 rano. Z Cebu City na lotnisko Mactan to prawie 45 minut jazdy a Filipiny w nocy nie śpią, ruch całkiem spory. Nowy, przestronny terminal wita nas pięknym napisem:
Na terminalu zamawiam kawę a barman przygotowuje latte z ...... polskiego mleka!
W ostatni odcinek zabierze nas niezawodne Cebu Pacific. Kiedyś w tej linii rozrywkowo podchodzili do safety demo (poszukajcie filmików w sieci) ale od jakiegoś czasu jest standardowa sztywna procedura. Po starcie mamy widok na wulkan Kanlaon na wyspie Bacolod. Trwa obecnie erupcja..
Lądujemy w Hongkongu przed 9 rano i … niespodzianka na emigracji. Nie ma już wypełniania formularzy wjazdowych, idzie się prosto do okienka z paszportem, formalności trwają minutę! Jak miło, zmianę wprowadzono w tym tygodniu właśnie. Mamy calutki dzień na Hongkong (Air France odlatuje o 22.40) więc zostawiamy kabinówki i większe plecaki w przechowalni i udajemy się pociągiem HK Express na Hongkong Island. Bywałem w HK wieeeele razy (coś koło 12-stu) więc robię za przewodnika. Nie mamy konkretnego planu ale w otoczeniu wieżowców można pospacerować i poodkrywać starą kolonialną przeszłość miasta. Nie do uwierzenia ale jest..... rześko! Temperatura około 21C!! Jestem w szoku. Wszystkie moje poprzednie pobyty to były tutaj tropiki.
Uwielbiam te ich piętrowe tramwaje i autobusy (nowe piętrusy są już elektryczne z bateriami pochodzącymi ... z Polski
8-) )
Co nas dziwi, widzimy sporo protestów na ulicy. Dopytałem i ten konkretny dotyczy polityki mieszkaniowej.
Nieprzypadkowo koszmarne „klitkowe” osiedle w Warszawie ochrzczono właśnie „Hongkongiem” bo tutaj buduje się gigantyczne wieżowce mieszkalne z malutkimi mieszkaniami, które na dodatek są koszmarnie drogie. Ale to nie wszystko – nie ma możliwości wyboru dla mieszkańców, jak ktoś się zapisze na mieszkanie to dostanie przydział (czyli możliwość wykupu) w miejscu, które mu wybierze miasto! Zaglądamy do agencji nieruchomości z czystej ciekawości. Pani widząc zainteresowanie odpowiada: w prestiżowej lokalizacji (czyli nie na dalekich obrzeżach) 45-metrowy apartament kosztuje, nie spadnijcie z krzesła: 2,4mln ….. dolarów.
Wpadamy do ulicznej chińskiej garkuchni:
Chińskie jedzenie palce lizać i w miarę tanio (porcje po 25-30HKD)
Do tego lokalny kraft:
Wsiadamy w kultowy tramwaj wodny do Tsim Sha Tsui w Kowloon (bilety po 6,5 HKD) i podziwiamy Victoria Harbour i statki na kanale
Filipiny - piękna sprawa! Jak to mawiają miejscowi po Red Horsie się diabły i demony śnią - litrowy mi bardzo odpowiadał
:PCzyżby canyoning w Moalboal? Dla mnie tam był jeden z lepszych
:)
Jakby ktoś szukał moich filmików z Filipin, o których wspomniał @Hiszpan (byliśmy prawie w tym samym czasie i prawie udało się spotkać z Cebu City), to są u mnie na kanale YThttps://youtube.com/@jakub-w-podrozy?si ... WIX96I3xNP
Gdy wklejam link do kanału na Youtube to pokazuje się obrazek jak wyżej (film jest niedostępny). Więc spróbuję dać link tylko do jednego filmu z Bohol, a jak ktoś chciałby zobaczyć filmiki np z Siquijor czy Busunaga to zapraszam na kanał youtube o nazwie "jakub-w-podróży"https://www.youtube.com/watch?v=1Zxv2PU0-aw
Wdrapujemy się na najwyższe z nich, gdzie zamontowany jest taras widokowy i podziwiamy ten niesamowity krajobraz, dawne dno oceanu. To jedna z wizytówek całych Filipin:
W kolejce do odwiedzenia mamy hodowlę motyli, którą od mojej ostatniej wizyty rozbudowano o cały park „dzikich” zwierząt. Najpierw motyle (ale w specjalnym namiocie)
Potem inne zwierzęta jak woły-albinosy, węże oraz – ciekawostka – sugar glider czyli lotołapanka karłowata, ssak z Australii znany z lotnych właściwości – ma błony pomiędzy łapami i potrafi długo szybować skacząc z drzewa na drzewo.
A na końcu trafia się nam dzika prządka wielka, rozpowszechniona w całej Azji
Kolejną atrakcją jest park w którym żyją tarsiery – to jedne z najmniejszych małpek świata zwane wyrakami upiornymi. Jako żywo przypominają młodego Zgredka lub małe gremliny.
Są naprawdę malutkie i chowają się pod dużymi liśćmi
Park z tarsierami odwiedzają tłumy, trudno było zaparkować nawet, to kolejna bardzo znana atrakcja „nie do ominięcia” na Bohol.
Po drodze mnóstwo kościołów ale co nam się rzuca w oczy to plakaty przydrożne ze znanym dobrze w Polsce świętym obrazem:
Odbudowana dzwonnica
Man-made forest:
Ktoś miał dobry pomysł biznesowy na zajęcie kilku godzin w porze lunchu. Zamiast szukać knajpy, na rzece Lomboc organizowane są półtoragodzinne rejsy statkiem-restauracją. Na pokładzie szwedzki stół na bogato i można dokupić piwko. No lepiej się nie dało tego wymyślić dla zmęczonej wycieczki. Tak wygląda statek-restauracja:
I znowu przemiał, tych statków pływa chyba 8 na krótkim odcinku rzeki. Jest akurat czas na jedzenie, posłuchanie przebojów barda pokładowego (jest cała orkiestra), podziwianie przyrody na rzece oraz odwiedziny w pływającej szkole gry na gitarze i ludowych tańcach (tu opłata dobrowolna). Wszystko to w jednym pakiecie w półtorej godziny! Wygląda na pułapkę turystyczną ale – szczerze, jedzenie było dobre, towarzystwo świetnie się bawiło i czego chcieć więcej….
Jak ktoś jeszcze jest głodny po rejsie to może w sklepie firmowym dokupić przekąskę ;)
Ani się nie obejrzeliśmy przyszło popołudnie. Nasz ostatni prom do Cebu City odchodzi z Tagbilaran o 17.40. Nie możemy się na niego spóźnić bo rano mamy już powrotny samolot do Hongkongu.
Po drodze do Tagbilaran podziwiamy lokalne wersje jeepneyów:
No i ostatnia atrakcja: post-hiszpański kościół w Baclayon. Pierwszy raz odwiedziłem go w 2011 roku i wyglądał wtedy tak na moich zdjęciach (oryginalna średniowieczna budowla):
Niestety w 2013 roku Bohol nawiedziło silne trzęsienie ziemi i oryginalny XVI-wieczny kościół w Baclayon został praktycznie zrównany z ziemią
(zdjęcie by @Babuk)
No na szczęście go odbudowano i dziś wygląda tak:
W środku już trochę pojechano z nowoczesnością. Dla mnie dziwnie się to ogląda bo pamiętam oryginalne średniowieczne wnętrza.
No to już ostatni przystanek na Bohol. Pozostaje nam dojechać do portu, zakupić bilety na speedboata do Cebu City i pożegnać się z Cho Cho. Bilet na OceanJet kosztuje 500php od osoby ale trzeba doliczyć opłatę za bagaż oraz port fee.
Zabiera nas szybka łódka w dwugodzinną podróż do Cebu City:
Na pokładzie mamy do dyspozycji wielki telewizor. Przed wypłynięciem obowiązkowa modlitwa dla wszystkich:
Docieramy do Cebu City już po zmroku, mamy hotel w mieście ale coby nie kombinować umawiam się z tym samym kierowcą co nas wiózł z lotniska i za 1000php odbiera nas z promu i wiezie na nasz ostatni filipiński nocleg w Cebu City. Mijamy krzyż Magellana oraz Carbon Market, towarzystwo jest już zbyt zmęczone aby dać się namówić na połażenie – ja byłem poprzednim razem.
Nazajutrz poranny przelot do Hongkongu i cały dzień na zwiedzanie tego miasta.
c.d.n.Znowu pobudka w nocy aby zdążyć na samolot o 6.30 rano. Z Cebu City na lotnisko Mactan to prawie 45 minut jazdy a Filipiny w nocy nie śpią, ruch całkiem spory.
Nowy, przestronny terminal wita nas pięknym napisem:
Na terminalu zamawiam kawę a barman przygotowuje latte z ...... polskiego mleka!
W ostatni odcinek zabierze nas niezawodne Cebu Pacific. Kiedyś w tej linii rozrywkowo podchodzili do safety demo (poszukajcie filmików w sieci) ale od jakiegoś czasu jest standardowa sztywna procedura.
Po starcie mamy widok na wulkan Kanlaon na wyspie Bacolod. Trwa obecnie erupcja..
Lądujemy w Hongkongu przed 9 rano i … niespodzianka na emigracji. Nie ma już wypełniania formularzy wjazdowych, idzie się prosto do okienka z paszportem, formalności trwają minutę! Jak miło, zmianę wprowadzono w tym tygodniu właśnie.
Mamy calutki dzień na Hongkong (Air France odlatuje o 22.40) więc zostawiamy kabinówki i większe plecaki w przechowalni i udajemy się pociągiem HK Express na Hongkong Island. Bywałem w HK wieeeele razy (coś koło 12-stu) więc robię za przewodnika. Nie mamy konkretnego planu ale w otoczeniu wieżowców można pospacerować i poodkrywać starą kolonialną przeszłość miasta. Nie do uwierzenia ale jest..... rześko! Temperatura około 21C!! Jestem w szoku. Wszystkie moje poprzednie pobyty to były tutaj tropiki.
Uwielbiam te ich piętrowe tramwaje i autobusy (nowe piętrusy są już elektryczne z bateriami pochodzącymi ... z Polski 8-) )
Co nas dziwi, widzimy sporo protestów na ulicy. Dopytałem i ten konkretny dotyczy polityki mieszkaniowej.
Nieprzypadkowo koszmarne „klitkowe” osiedle w Warszawie ochrzczono właśnie „Hongkongiem” bo tutaj buduje się gigantyczne wieżowce mieszkalne z malutkimi mieszkaniami, które na dodatek są koszmarnie drogie. Ale to nie wszystko – nie ma możliwości wyboru dla mieszkańców, jak ktoś się zapisze na mieszkanie to dostanie przydział (czyli możliwość wykupu) w miejscu, które mu wybierze miasto!
Zaglądamy do agencji nieruchomości z czystej ciekawości. Pani widząc zainteresowanie odpowiada: w prestiżowej lokalizacji (czyli nie na dalekich obrzeżach) 45-metrowy apartament kosztuje, nie spadnijcie z krzesła: 2,4mln ….. dolarów.
Wpadamy do ulicznej chińskiej garkuchni:
Chińskie jedzenie palce lizać i w miarę tanio (porcje po 25-30HKD)
Do tego lokalny kraft:
Wsiadamy w kultowy tramwaj wodny do Tsim Sha Tsui w Kowloon (bilety po 6,5 HKD) i podziwiamy Victoria Harbour i statki na kanale