Co chwila coś na nas kapie. To jest albo woda – wtedy może to być „holy water” albo …. odchody nietoperzy – więc może być „holy shit” ?
Interpretację różnych kształtów w jaskini podpowiadana tylko wyobraźnia
Generalnie cały czas jest ciemno ale światło latarek naszych i innych łodzi nie dopuszcza do całkowitej ciemności
Wypływamy
No jak dla mnie świetna atrakcja (byłem już tu po raz drugi) Wracamy z powrotem do Sabang i idziemy na zbiorowy posiłek, który jest w cenie
Można się porządnie najeść bo to duży szwedzki stół ale piwo trzeba już zakupić osobno
Wracamy do Puerto Princesa na naszą kwaterę z AirBnB. To trzy fajne wille z basenem
W końcu można trochę odpocząć. Niedaleko jest supermarket, kupujemy produkty na kolację (mamy grilla) oraz odkrywam tam, że duża butelka rumu Tanduay kosztuje tylko …. 7zł. No i jak tu nie zrobić degustacji??
Jutro rano podróż do El Nido, do naszego kolejnego noclegu i po kolejne przygody. Stay tuned…Transport do El Nido organizuje nam Jackie proponując 6000 php za podróż od wszytkich. Zawiezie nas Nilo, ten sam chłopak co woził nas do podziemnej rzeki tym samym vanem. Naczytałem się o problemach drogowych na tym odcinku ale droga przebiega nam nadspodziewanie sprawnie. Dojazd do samego El Nido zajmuje nam dokładnie 4 godziny. Na całej trasie jest dobry asfalt i nawet przebudowywany odcinek przed El Nido jest już prawie skończony. No szybko to poszło. Stajemy jeszcze po drodze na śniadanie w Roxas. Tam serwują asado lub fajną rybkę
Obok sklepik, gdzie zaopatrujemy się w zapas Tanduaya.
Wewnątrz śpi maluch, nic sobie nie robiąc z naszej obecności
Dokupujemy też lokalny wynalazek na bazie rumu Tanduay opisany jako „sex on the beach” ? Dziewczynom smakował podobno…
Ale nie mamy noclegu w samym El Nido. Postanowiliśmy uciec od tłoku tego miejsca i znaleźć ustronne miejsce na jednej z pięknych północnych plaż. Udaje się przez booking namierzyć taki camp w miejscowości Bucana – to pół godziny drogi na północ od El Nido. Nilo kręci nosem, tam nie ma dobrego dojazdu, Jackie mi pisze na whatsappie, że zadzwoniła do naszego hosta i musimy kawałek przejść pieszo. Nilo zawiedzie nas tylko do kładki. Ok to nie problem. Ale jak podjeżdżamy do rzeki to mina nam rzednie ?
Jest i druga kładka – ale zapewne działa do pierwszego mocniejszego sztormu!
No idziemy z bambetlami bo co innego nam pozostało. Na szczęście nas camp jest już kilkaset metrów dalej. Przyglądamy się wiosce Bucana. Jest baaardzo ale to bardzo biednie
Jedyną pociechą są dzieci, które jak nas widzą to natychmiast się uśmiechają i zbijają piątki. Dorośli też odpowiadają uśmiechem.
Nasz camp to po prostu 7 prostych i malutkich chatek prawie na plaży. Jesteśmy sami więc zajmujemy 5 wolnych. No łazienki i prysznice też są …. teoretycznie. Trzeba dać radę – to tylko dwie noce.
Całe popołudnie spędzamy na pięknej plaży
My sobie pływamy a dzieciaki bawią się w wodzie na .... starych drzwiach od lodówki, zasuwają na nich jak na desce surfingowej.
Idziemy na spacer po Bucana
Wieczorem niebo robi nam spektakl przy zachodzie słońca
Nasza gospodyni proponuje nam posiłek, ma piękną dorodną rybę świeżo złowioną i nie musi nas długo namawiać
Na deser jemy miejscowy przysmak: świeżą papayę polaną rumem. No palce lizać!!
Kolejny dzień spędzimy tak jak prawie wszyscy turyści w El Nido – na Island Hoping. Do wyboru są cztery trasy A,B,C lub D dobrze opisane. Wszystkie lokalne biura sprzedają to samo za tę samą ceną. Trasa A którą wybieramy kosztuje 1200php od osoby z wliczonym lunchem. Odwiedzimy Big Lagoon, Seven Commando Beach, Payong payong beach, Shmisu Island oraz Secret lagoon. Wszystkie te punkty bez problemu można znaleźć na mapie google.
Rano nad Bucana unoszą się mgły
A dzieci idą grzecznie do szkoły
Na przystań w El Nido podwiezie nas nieoceniony Nilo, który czeka na nas z busem po drugie stronie kładki (wszystko załatwiła nam Jackie). El Nido jest niemiłosiernie zatłoczone i pełno w nim turystów. Co ciekawe mnóstwo z nich to Polacy, co chwila ktoś mówi nam „cześć”
Dowiadujemy się, że na łódkę trzeba się dostać ….. wpław! No pełne zaskoczenie i uśmiech na twarzach ?
Bierzemy nasze graty nad głowę (kto nie ma worka żeglarskiego) i idziemy przez całkiem głęboką wodę w porcie
Filipiny - piękna sprawa! Jak to mawiają miejscowi po Red Horsie się diabły i demony śnią - litrowy mi bardzo odpowiadał
:PCzyżby canyoning w Moalboal? Dla mnie tam był jeden z lepszych
:)
Jakby ktoś szukał moich filmików z Filipin, o których wspomniał @Hiszpan (byliśmy prawie w tym samym czasie i prawie udało się spotkać z Cebu City), to są u mnie na kanale YThttps://youtube.com/@jakub-w-podrozy?si ... WIX96I3xNP
Gdy wklejam link do kanału na Youtube to pokazuje się obrazek jak wyżej (film jest niedostępny). Więc spróbuję dać link tylko do jednego filmu z Bohol, a jak ktoś chciałby zobaczyć filmiki np z Siquijor czy Busunaga to zapraszam na kanał youtube o nazwie "jakub-w-podróży"https://www.youtube.com/watch?v=1Zxv2PU0-aw
Co chwila coś na nas kapie. To jest albo woda – wtedy może to być „holy water” albo …. odchody nietoperzy – więc może być „holy shit” ?
Interpretację różnych kształtów w jaskini podpowiadana tylko wyobraźnia
Generalnie cały czas jest ciemno ale światło latarek naszych i innych łodzi nie dopuszcza do całkowitej ciemności
Wypływamy
No jak dla mnie świetna atrakcja (byłem już tu po raz drugi)
Wracamy z powrotem do Sabang i idziemy na zbiorowy posiłek, który jest w cenie
Można się porządnie najeść bo to duży szwedzki stół ale piwo trzeba już zakupić osobno
Wracamy do Puerto Princesa na naszą kwaterę z AirBnB. To trzy fajne wille z basenem
W końcu można trochę odpocząć. Niedaleko jest supermarket, kupujemy produkty na kolację (mamy grilla) oraz odkrywam tam, że duża butelka rumu Tanduay kosztuje tylko …. 7zł. No i jak tu nie zrobić degustacji??
Jutro rano podróż do El Nido, do naszego kolejnego noclegu i po kolejne przygody.
Stay tuned…Transport do El Nido organizuje nam Jackie proponując 6000 php za podróż od wszytkich. Zawiezie nas Nilo, ten sam chłopak co woził nas do podziemnej rzeki tym samym vanem.
Naczytałem się o problemach drogowych na tym odcinku ale droga przebiega nam nadspodziewanie sprawnie. Dojazd do samego El Nido zajmuje nam dokładnie 4 godziny. Na całej trasie jest dobry asfalt i nawet przebudowywany odcinek przed El Nido jest już prawie skończony. No szybko to poszło. Stajemy jeszcze po drodze na śniadanie w Roxas. Tam serwują asado lub fajną rybkę
Obok sklepik, gdzie zaopatrujemy się w zapas Tanduaya.
Wewnątrz śpi maluch, nic sobie nie robiąc z naszej obecności
Dokupujemy też lokalny wynalazek na bazie rumu Tanduay opisany jako „sex on the beach” ? Dziewczynom smakował podobno…
Ale nie mamy noclegu w samym El Nido. Postanowiliśmy uciec od tłoku tego miejsca i znaleźć ustronne miejsce na jednej z pięknych północnych plaż. Udaje się przez booking namierzyć taki camp w miejscowości Bucana – to pół godziny drogi na północ od El Nido. Nilo kręci nosem, tam nie ma dobrego dojazdu, Jackie mi pisze na whatsappie, że zadzwoniła do naszego hosta i musimy kawałek przejść pieszo. Nilo zawiedzie nas tylko do kładki. Ok to nie problem. Ale jak podjeżdżamy do rzeki to mina nam rzednie ?
Jest i druga kładka – ale zapewne działa do pierwszego mocniejszego sztormu!
No idziemy z bambetlami bo co innego nam pozostało. Na szczęście nas camp jest już kilkaset metrów dalej. Przyglądamy się wiosce Bucana. Jest baaardzo ale to bardzo biednie
Jedyną pociechą są dzieci, które jak nas widzą to natychmiast się uśmiechają i zbijają piątki. Dorośli też odpowiadają uśmiechem.
Nasz camp to po prostu 7 prostych i malutkich chatek prawie na plaży. Jesteśmy sami więc zajmujemy 5 wolnych. No łazienki i prysznice też są …. teoretycznie. Trzeba dać radę – to tylko dwie noce.
Całe popołudnie spędzamy na pięknej plaży
My sobie pływamy a dzieciaki bawią się w wodzie na .... starych drzwiach od lodówki, zasuwają na nich jak na desce surfingowej.
Idziemy na spacer po Bucana
Wieczorem niebo robi nam spektakl przy zachodzie słońca
Nasza gospodyni proponuje nam posiłek, ma piękną dorodną rybę świeżo złowioną i nie musi nas długo namawiać
Na deser jemy miejscowy przysmak: świeżą papayę polaną rumem. No palce lizać!!
Kolejny dzień spędzimy tak jak prawie wszyscy turyści w El Nido – na Island Hoping. Do wyboru są cztery trasy A,B,C lub D dobrze opisane. Wszystkie lokalne biura sprzedają to samo za tę samą ceną. Trasa A którą wybieramy kosztuje 1200php od osoby z wliczonym lunchem. Odwiedzimy Big Lagoon, Seven Commando Beach, Payong payong beach, Shmisu Island oraz Secret lagoon. Wszystkie te punkty bez problemu można znaleźć na mapie google.
Rano nad Bucana unoszą się mgły
A dzieci idą grzecznie do szkoły
Na przystań w El Nido podwiezie nas nieoceniony Nilo, który czeka na nas z busem po drugie stronie kładki (wszystko załatwiła nam Jackie).
El Nido jest niemiłosiernie zatłoczone i pełno w nim turystów. Co ciekawe mnóstwo z nich to Polacy, co chwila ktoś mówi nam „cześć”
Dowiadujemy się, że na łódkę trzeba się dostać ….. wpław! No pełne zaskoczenie i uśmiech na twarzach ?
Bierzemy nasze graty nad głowę (kto nie ma worka żeglarskiego) i idziemy przez całkiem głęboką wodę w porcie