W oczy rzuca się sporo osób proszących o pomoc, żebraków, wyłudzaczy. Nie wiadomo, czy bardziej ufać starszemu panu, czy kobiecie z dzieckiem, czy małym dzieciom? Zapewne nie należy nikomu pomagać. Z tego założenia wychodzą mieszkańcy Prisztiny i ignorują wszelkie typu żebrania.
Kosowo to kraj muzułmański. Niektóre panie mogą wahać się, jak należy ubierać się, by nie naruszyć zasad. Otóż zaprawdę powiadam wam, że taki widok jest o wiele rzadszy …
… niż taki widok. Panie chodzą jak w każdym kraju zachodnim, a nie muzułmańskim i nikt nic im nie mówi.
Standardowa rejestracja samochodowa wygląda tak:
To czemu niektóre samochody mają takie rejestracje z zaklejonymi symbolami?
Otóż uświadomiono mnie, że są to rejestracje serbskie, a jak wiadomo Kosowo i Serbia nienawidzą się i mogłyby być duże problemy podczas jeżdżenia z nieprzyjacielskimi symbolami. Tylko nie umiano mi wytłumaczyć, co tak naprawdę zmienia zasłonięcie symboli, skoro przecież każdy wie, że jest tam flaga Serbii i odpowiedni skrót? Przydrożny tartak lub skład opału. Drewno to popularny budulec w Kosowie. Jak się łatwo domyśleć, w nocy na pewno nikt nie pilnuje takiego ogromu drewna, a mimo to nie ma problemu kradzieży.
Ceny paliw na stacjach były prawie na pewno wszędzie takie same. Albo coś przeoczyłem, albo mają ceny narzucone przez państwo.
Jak się przyjrzeć uważnie reklamom, to widać polski akcent.
Oznakowanie dróg jest dwujęzyczne. Nie podejmę się zgadywania, jaki to język oprócz zapewne albańskiego.
Dwa leżące w pobliżu siebie ronda. Jedno z flagą Albanii, drugie Kosowa. Jakby było trzecie, to na pewno byłby sztandar amerykański.
Sztandaru wprawdzie nie ma, ale jest mini Statua Wolności na jednym z budynków. Oni naprawdę kochają Amerykę.
Oblicze biedy. Podobnymi pojazdami jeżdżą, często całymi rodzinami, ludzie grzebiący w śmietnikach, zbierający nikomu niepotrzebne rzeczy.
Jedno z dłuższych przejść dla pieszych, jakie widziałem.
Widać, że samowola budowlana jest normalnością. Czy w Polsce stacja paliw mogłaby leżeć metr od budynku i w dodatku zasłaniać część jego okien?
Ruch uliczny w Prisztinie to cudowne pomieszanie wszystkiego co niedozwolone z tym, co jest dozwolone. Jak gdzieś ktoś ładnie napisał, zasady ruchu mają tylko charakter ogólny i nie należy się nimi przejmować. Mają bardziej rolę informacyjną, niż rygorystyczną. Pięć sekund bez usłyszenia trąbnięcia to długi okres. I ma ono raczej charakter ostrzegawczy, niż besztający. Kierunkowskazów używają nieliczni, wjazd na pierwszych sekundach czerwonego światła to standard, a parkowanie to już wolna amerykanka. Ja bym nie wiedział widząc takie skrzyżowanie, czy mam pierwszeństwo jadąc lekko w lewo, czy lekko w prawo. A tam nikt się nie stresuje taką sytuacją, wszyscy zwalniają i jakoś udaje się uniknąć stłuczek.
Pomysł na zbyt szybką jazdę – wysokie przejście dla pieszych, przed którym każdy kierowca musi maksymalnie zwolnić. Widziałem aż jedno takie rozwiązanie.
Przejście dla pieszych w pobliżu mojego hostelu. Ktoś postawił sygnalizator z lewej strony, ktoś inny namalował pasy z 10 metrów obok i jakoś to działa. Zresztą i tak niewiele osób przejmuje się czerwonym lub zielonym światłem.
Że niby w Polsce zostawia się 1,5 metra dla pieszych, nie blokuje się wyjazdu innych aut, nie parkuje się na całej szerokości chodnika, czy przy rondach? Czyście zwariowali w tej Polsce?
W Prisztinie prywatna inicjatywa kręci się na całego. Najwięcej jest ręcznych myjni samochodowych, fryzjerów, mechaników i sklepów spożywczych.
To przykład jednego z „dworców”. Autobus po prostu stoi sobie na ulicy, przeszkadza w ruchu i czeka na podróżnych. I nikt nie trąbi na kierowcę, tylko powoli go omijają.
Na ulicy zamieszanie, nagłe intensywne trąbienie, przejeżdżają samochody z flagami albańskimi. Czy to jakaś automanifestacja? Nie, to uczestnicy jakiejś uroczystości, najczęściej ślubu, tak manifestują swoją radość. Przy czym rozmiar flagi jest przeróżny, od małej zaokiennej, jak poniżej, po wielkie sztandary wystające przez szyberdach.
Coś dla ludzi o mocnych nerwach. Coraz popularniejsze stają się w Kosowie jednoślady, ale nie żadne tam rowery, tylko prawdziwe szybkie hulajnogi. Ich użytkownicy nie bawią się w jazdę po chodnikach, tylko zapieprzają po ulicach. Szacunek.
Podejście do bezpieczeństwa jest bardzo luźne. Zdecydowana mniejszość motocyklistów używa kasków.
Czy ktoś skusiłby się na usługi, zapewne adwokackie, w takim przybytku?
Jakaś akcja społeczna międzynarodowych wolontariuszy pt. „Sprzątanie miasta”. Kosowianie omijali ich szerokim łukiem, dziwnie patrząc na wykonywaną czynność.
Miłośnicy chleba i bułeczek będą w Prisztinie w siódmym niebie. Jest sporo piekarni z wielkim wyborem artykułów. Mi rzucała się w oczy ciabatta o długości może z 70 cm. W Polsce spotykam takie do 15 cm.
Usługi kurierskie dopiero rozkwitają. Pan przywiózł coś pani jakże gustownym skuterkiem z daszkiem.
Jak wiadomo w Kosowie temperatura nie należy do najniższych. Kierowcy starszych autobusów często wyznają zasadę, że naturalna klimatyzacja jest najefektywniejsza i tak jeżdżą po mieście i za miasto.
No i tym oto nawiązaniem przechodzę do kwestii transportu i poruszania się po mieście, a to jest naprawdę ciekawy temat. Otóż w Prisztinie jest komunikacja miejska – kilka linii jeżdżących po najważniejszych miejscach z dużą częstotliwością. Bilety kupuje się w autobusie. Wchodzicie i po chwili zjawia się gość, który pobierze opłatę i da nawet paragon. Alternatywą są taksówki. Albo ładniejsze, nowsze samochody oklejone reklamami, zamawiane nawet przez aplikacje, albo starsze auta z kogutem na dachu. Jest ich mnóstwo, można założyć się, że co dziesiąty samochód na ulicy to taksówka. Ceny są oczywiście umowne. Jakie? Nie wiem dokładnie, bo nie korzystałem z taxi poruszając się po mieście.
Do powyższego samochodu weszło: z przodu dorosły, z tyłu czterech dorosłych i dziecko. Jak widać, kierowcy to nie przeszkadzało. Kolejną formą zbiorowego poruszania się po mieście są samochody prywatne, nie oznakowane w żaden sposób. Po prostu kierowcy podjeżdżają na przystanek autobusowy lub zatrzymują się w innym dowolnym miejscu i dogadują się co do kwoty za przewóz. Często też trąbią na ludzi idących chodnikiem i w ten sposób zachęcają ich do skorzystania z podwózki. Ostatnią alternatywą w ruchu miejskim są busy. O, to już jest szkoła wyższa, żeby pojąć, gdzie jadą i którędy. Są to nieoznakowane stare pojazdy czekające przeważnie na przystankach. Czy jadą w jedno miejsce, czy rozwożą klientów wszędzie, gdzie chcą? Niestety, tego też nie wiem.
Co ciekawe, wszystkie formy transportu żyją w symbiozie. Nie ma walki o klienta, nie ma awantur, każdy zarabia swoje. Na poniższym zdjęciu doskonale to widać. Przystanek jest zajęty przez taksówkę oficjalną i samochód prywatny, autobusy miejskie nie mogą wjechać w zatoczkę, a mimo to nikt nie trąbi, nikt się nie denerwuje, tylko spokojnie zabiera klientów i jedzie dalej.
Pora na ostatni temat. JEDZENIE. Lokali wszelkiego typu jest zatrzęsienie, zadowoleni będą i miłośnicy ekskluzywnych miejsc z kelnerami, jak i stołujący się w spelunkach (czyli ja). Jadłem w kilku takich miejscach, prawie wszystko było dobre i nie było sensacji żołądkowych. W takich miejscach ceny są do siebie zbliżone. Przykładowe menu:
A co przekąsiłem? Musakę …,
kebaba …,
hamburgera drobiowego …,
hot doga (wygląd obrzydliwy, smak dorównujący wyglądowi) …,
burek …,
tost (wygląd fatalny, smak dość dobry) …
i hamburgera z czerwonego mięsa.
O, tak właśnie mój hamburgerek piekł się na płycie. Ludzie idący ulicą mogli go sobie oglądać i zazdrościć zapachu.
Jakieś nietypowe rzeczy, które znalazłem w sklepie? Proszę bardzo. Oto słonecznik w łupinkach otoczonych solą. Jak się można domyśleć, są dość słone, ale zaskakująco dobre.
Kiełbasa szukszuk. Nie wiem, z czego jest, ale smakuje bardzo dobrze. W ogóle miłośnicy kiełbas będą dość pokrzywdzeni, bo w sklepach znalazłem może z cztery rodzaje tego typu wędliny.
To by było na tyle refleksji po trzech nockach w Prisztinie. W połowie pobytu zacząłem się nudzić i marudzić, że tam przyjechałem. Szybko odrzuciłem takie myślenie i zacząłem szukać pozytywów. Ogólnie zatem wyjazd uznaję za bardzo udany. Jeśli nie szukasz historii, zabytków, zamków, a wolisz nic nie robienie i ucztowanie, to przyjedź do Prisztiny. Pożyjesz w miejscu, gdzie nie ma segregacji śmieci, nikt nie przejmuje się ekologią, będziesz mógł brać za darmo reklamówki ze sklepu, tatuaże nie będą nachalnie widoczne na ulicach, rząd niezbyt wtrąca się w życie, a inicjatywa prywatna w przedsiębiorczości jest w rozkwicie. Czyżby to był jeden z ostatnich wolnych krajów, gdzie ludzie żyją tak, jak chcą? A na koniec ostatnia dygresja. W Prisztinie byłem chyba jedynym facetem chodzącym w sandałach. Jeśli to za mały wstyd, to dorzucę czapkę z daszkiem. NIKOGO podczas pobytu w Kosowie nie widziałem w takim stroju. Musiałem rzucać się w oczy przeokrutnie. Dodam jeszcze, że liczba osób noszących ciemne okulary lub okulary korekcyjne była również bardzo nieduża. Wiem, że to głupie, ale tak było. No nic, pora kończyć, bo za kilka dni jadę do Sarajewa poznawać drugie po Tuzli miasto w Bośni i Hercegowinie.
Dość orientalnie wygląda ta Tirana, jak byłem w Podgoricy i Belgradzie to tamte Bałkany wydawały mi się bardziej europejskie. Fajnie że LOT zaczął latać do Prisztiny, trzeba będzie się wybrać
:)
Quote:To czemu niektóre samochody mają takie rejestracje z zaklejonymi symbolami?analogicznie jest w przypadku rejestracji kosowskich - z symbolami państwowymi RKS nie wjadą do Serbii, muszą je zakleić. Niewiele to zmienia, chodzi o pewną formę upokorzenia. Teraz właśnie z powodu tablic jest awantura na granicy...Quote:Oznakowanie dróg jest dwujęzyczne. Nie podejmę się zgadywania, jaki to język oprócz zapewne albańskiego.przecież to serbski, tylko w alfabecie łacińskim. Oficjalnie Kosowo jest dwujęzyczne, na tablicach urzędowych jako drugi też występuje serbski.
Tom Stedd napisał: Pożyjesz w miejscu, gdzie nie ma segregacji śmieci, nikt nie przejmuje się ekologią, będziesz mógł brać za darmo reklamówki ze sklepu, .... Czyżby to był jeden z ostatnich wolnych krajów, gdzie ludzie żyją tak, jak chcą?W Prisztinie nie byłem, ale byłem ostatnio w Peji/Peć i Prizrenie. Super ta "wolność", nie ma co. Segregacji śmieci nie ma, reklamówki można brać za darmo ze sklepu, a co więcej, społecznie przyjęte jest wyrzucanie śmieci do rzeki płynącej przez miasto albo na pustą działkę przy drodze. Istny raj! Stopień zaśmiecenia porównywalny z Azją. Ludzie żyją tak jak chcą? Nie wiem, jak ty, ale ja jednak nie chciałbym żyć w stertach śmieci...
Bardzo fajny wpis, ale i tak przyczepię się do tego co inni
;) Quote:Czyżby to był jeden z ostatnich wolnych krajów, gdzie ludzie żyją tak, jak chcą?Nie chce mi się nawet komentować tej wolnej inicjatywy, przestępczej zapewne, wystarczy wspomnieć, że nikt u nas nie tęskni. Ale co Wam się ludziom roi w głowie (Wam, bo to nie taka odosobniona opinia), żeby uznawać syfienie za przejaw wolności, podczas gdy jest dokładnie odwrotnie? Prywatną to możesz mieć opinię, ale na nieszczęście środowisko mamy wspólne - powietrze, woda, klimat itd. Jeśli ktoś produkuje śmieci, ale nie utylizuje ich w odpowiedni sposób, nie płaci za to, to znaczy, że prywatyzuje zysk, a uspołecznia koszty. Oszczędza czas lub koszty, inni za to zapłacą albo kasą, albo zdrowiem. Wyobrażasz sobie, że np. producent jakiegoś produktu nie zajmuje się odpadami, a np. wywala je do lasu? Dla niego to korzystne, nie ponosi kosztów, inni ponoszą, więc mają mniejsze marże albo droższy produkt, śmieciarz zyskuje. A za utylizację odpadów zapłaci społeczeństwo. To nie ma nic wspólnego z wolnością, to jej zaprzeczenie. Część ludzi jest przymuszana do płacenia za kogoś, kto się na śmieceniu dorabia, a jeszcze skraca im się życie. Śmieciarz pozostaje jak najbardziej wolny, od konsekwencji.Swoją drogą niektórzy traktują temat sozologii jako jakiś nowy wymysł, podczas gdy w latach 80. środowisko w Polsce było tak zniszczone, że opozycja postulowała, żeby się tym zająć, a władze PRL musiały po cichu skapitulować, bo faktycznie było źle. Ale to była "wolność"
;)
Do Kosowa można wjechać na dowód, do Serbii zresztą też, więc cały wyjazd można zrobić bez paszportu.Jeżeli pokazuje się paszport, to raz wbijają, raz nie, nie ma reguły. Podobnie jest zresztą we wszystkich ościennych krajach. Bardzo teoretycznie stempel z granicy Kosowa z Macedonią albo Albanią mógłby oznaczać odmowę wpuszczenia do Serbii, bo z serbskiego punktu widzenia to nielegalne przekroczenie granicy Serbii. Ale to musiałby być wyjątkowy pech, żeby serbska straż graniczna się do tego przyczepiła.
Nie wiem, czy dojedziesz, ale to jest właśnie główny dworzec autobusowy, więc szanse są największe, że to właśnie stamtąd będzie autokar w każdy punkt Kosowa i okolic.
W oczy rzuca się sporo osób proszących o pomoc, żebraków, wyłudzaczy. Nie wiadomo, czy bardziej ufać starszemu panu, czy kobiecie z dzieckiem, czy małym dzieciom? Zapewne nie należy nikomu pomagać. Z tego założenia wychodzą mieszkańcy Prisztiny i ignorują wszelkie typu żebrania.
Kosowo to kraj muzułmański. Niektóre panie mogą wahać się, jak należy ubierać się, by nie naruszyć zasad. Otóż zaprawdę powiadam wam, że taki widok jest o wiele rzadszy …
… niż taki widok. Panie chodzą jak w każdym kraju zachodnim, a nie muzułmańskim i nikt nic im nie mówi.
Standardowa rejestracja samochodowa wygląda tak:
To czemu niektóre samochody mają takie rejestracje z zaklejonymi symbolami?
Otóż uświadomiono mnie, że są to rejestracje serbskie, a jak wiadomo Kosowo i Serbia nienawidzą się i mogłyby być duże problemy podczas jeżdżenia z nieprzyjacielskimi symbolami. Tylko nie umiano mi wytłumaczyć, co tak naprawdę zmienia zasłonięcie symboli, skoro przecież każdy wie, że jest tam flaga Serbii i odpowiedni skrót?
Przydrożny tartak lub skład opału. Drewno to popularny budulec w Kosowie. Jak się łatwo domyśleć, w nocy na pewno nikt nie pilnuje takiego ogromu drewna, a mimo to nie ma problemu kradzieży.
Ceny paliw na stacjach były prawie na pewno wszędzie takie same. Albo coś przeoczyłem, albo mają ceny narzucone przez państwo.
Jak się przyjrzeć uważnie reklamom, to widać polski akcent.
Oznakowanie dróg jest dwujęzyczne. Nie podejmę się zgadywania, jaki to język oprócz zapewne albańskiego.
Dwa leżące w pobliżu siebie ronda. Jedno z flagą Albanii, drugie Kosowa. Jakby było trzecie, to na pewno byłby sztandar amerykański.
Sztandaru wprawdzie nie ma, ale jest mini Statua Wolności na jednym z budynków. Oni naprawdę kochają Amerykę.
Oblicze biedy. Podobnymi pojazdami jeżdżą, często całymi rodzinami, ludzie grzebiący w śmietnikach, zbierający nikomu niepotrzebne rzeczy.
Jedno z dłuższych przejść dla pieszych, jakie widziałem.
Widać, że samowola budowlana jest normalnością. Czy w Polsce stacja paliw mogłaby leżeć metr od budynku i w dodatku zasłaniać część jego okien?
Ruch uliczny w Prisztinie to cudowne pomieszanie wszystkiego co niedozwolone z tym, co jest dozwolone. Jak gdzieś ktoś ładnie napisał, zasady ruchu mają tylko charakter ogólny i nie należy się nimi przejmować. Mają bardziej rolę informacyjną, niż rygorystyczną. Pięć sekund bez usłyszenia trąbnięcia to długi okres. I ma ono raczej charakter ostrzegawczy, niż besztający. Kierunkowskazów używają nieliczni, wjazd na pierwszych sekundach czerwonego światła to standard, a parkowanie to już wolna amerykanka.
Ja bym nie wiedział widząc takie skrzyżowanie, czy mam pierwszeństwo jadąc lekko w lewo, czy lekko w prawo. A tam nikt się nie stresuje taką sytuacją, wszyscy zwalniają i jakoś udaje się uniknąć stłuczek.
Pomysł na zbyt szybką jazdę – wysokie przejście dla pieszych, przed którym każdy kierowca musi maksymalnie zwolnić. Widziałem aż jedno takie rozwiązanie.
Przejście dla pieszych w pobliżu mojego hostelu. Ktoś postawił sygnalizator z lewej strony, ktoś inny namalował pasy z 10 metrów obok i jakoś to działa. Zresztą i tak niewiele osób przejmuje się czerwonym lub zielonym światłem.
Że niby w Polsce zostawia się 1,5 metra dla pieszych, nie blokuje się wyjazdu innych aut, nie parkuje się na całej szerokości chodnika, czy przy rondach? Czyście zwariowali w tej Polsce?
W Prisztinie prywatna inicjatywa kręci się na całego. Najwięcej jest ręcznych myjni samochodowych, fryzjerów, mechaników i sklepów spożywczych.
To przykład jednego z „dworców”. Autobus po prostu stoi sobie na ulicy, przeszkadza w ruchu i czeka na podróżnych. I nikt nie trąbi na kierowcę, tylko powoli go omijają.
Na ulicy zamieszanie, nagłe intensywne trąbienie, przejeżdżają samochody z flagami albańskimi. Czy to jakaś automanifestacja? Nie, to uczestnicy jakiejś uroczystości, najczęściej ślubu, tak manifestują swoją radość. Przy czym rozmiar flagi jest przeróżny, od małej zaokiennej, jak poniżej, po wielkie sztandary wystające przez szyberdach.
Coś dla ludzi o mocnych nerwach. Coraz popularniejsze stają się w Kosowie jednoślady, ale nie żadne tam rowery, tylko prawdziwe szybkie hulajnogi. Ich użytkownicy nie bawią się w jazdę po chodnikach, tylko zapieprzają po ulicach. Szacunek.
Podejście do bezpieczeństwa jest bardzo luźne. Zdecydowana mniejszość motocyklistów używa kasków.
Czy ktoś skusiłby się na usługi, zapewne adwokackie, w takim przybytku?
Jakaś akcja społeczna międzynarodowych wolontariuszy pt. „Sprzątanie miasta”. Kosowianie omijali ich szerokim łukiem, dziwnie patrząc na wykonywaną czynność.
Miłośnicy chleba i bułeczek będą w Prisztinie w siódmym niebie. Jest sporo piekarni z wielkim wyborem artykułów. Mi rzucała się w oczy ciabatta o długości może z 70 cm. W Polsce spotykam takie do 15 cm.
Usługi kurierskie dopiero rozkwitają. Pan przywiózł coś pani jakże gustownym skuterkiem z daszkiem.
Jak wiadomo w Kosowie temperatura nie należy do najniższych. Kierowcy starszych autobusów często wyznają zasadę, że naturalna klimatyzacja jest najefektywniejsza i tak jeżdżą po mieście i za miasto.
No i tym oto nawiązaniem przechodzę do kwestii transportu i poruszania się po mieście, a to jest naprawdę ciekawy temat. Otóż w Prisztinie jest komunikacja miejska – kilka linii jeżdżących po najważniejszych miejscach z dużą częstotliwością. Bilety kupuje się w autobusie. Wchodzicie i po chwili zjawia się gość, który pobierze opłatę i da nawet paragon.
Alternatywą są taksówki. Albo ładniejsze, nowsze samochody oklejone reklamami, zamawiane nawet przez aplikacje, albo starsze auta z kogutem na dachu. Jest ich mnóstwo, można założyć się, że co dziesiąty samochód na ulicy to taksówka. Ceny są oczywiście umowne. Jakie? Nie wiem dokładnie, bo nie korzystałem z taxi poruszając się po mieście.
Do powyższego samochodu weszło: z przodu dorosły, z tyłu czterech dorosłych i dziecko. Jak widać, kierowcy to nie przeszkadzało.
Kolejną formą zbiorowego poruszania się po mieście są samochody prywatne, nie oznakowane w żaden sposób. Po prostu kierowcy podjeżdżają na przystanek autobusowy lub zatrzymują się w innym dowolnym miejscu i dogadują się co do kwoty za przewóz. Często też trąbią na ludzi idących chodnikiem i w ten sposób zachęcają ich do skorzystania z podwózki.
Ostatnią alternatywą w ruchu miejskim są busy. O, to już jest szkoła wyższa, żeby pojąć, gdzie jadą i którędy. Są to nieoznakowane stare pojazdy czekające przeważnie na przystankach. Czy jadą w jedno miejsce, czy rozwożą klientów wszędzie, gdzie chcą? Niestety, tego też nie wiem.
Co ciekawe, wszystkie formy transportu żyją w symbiozie. Nie ma walki o klienta, nie ma awantur, każdy zarabia swoje. Na poniższym zdjęciu doskonale to widać. Przystanek jest zajęty przez taksówkę oficjalną i samochód prywatny, autobusy miejskie nie mogą wjechać w zatoczkę, a mimo to nikt nie trąbi, nikt się nie denerwuje, tylko spokojnie zabiera klientów i jedzie dalej.
Pora na ostatni temat. JEDZENIE. Lokali wszelkiego typu jest zatrzęsienie, zadowoleni będą i miłośnicy ekskluzywnych miejsc z kelnerami, jak i stołujący się w spelunkach (czyli ja). Jadłem w kilku takich miejscach, prawie wszystko było dobre i nie było sensacji żołądkowych. W takich miejscach ceny są do siebie zbliżone. Przykładowe menu:
A co przekąsiłem? Musakę …,
kebaba …,
hamburgera drobiowego …,
hot doga (wygląd obrzydliwy, smak dorównujący wyglądowi) …,
burek …,
tost (wygląd fatalny, smak dość dobry) …
i hamburgera z czerwonego mięsa.
O, tak właśnie mój hamburgerek piekł się na płycie. Ludzie idący ulicą mogli go sobie oglądać i zazdrościć zapachu.
Jakieś nietypowe rzeczy, które znalazłem w sklepie? Proszę bardzo. Oto słonecznik w łupinkach otoczonych solą. Jak się można domyśleć, są dość słone, ale zaskakująco dobre.
Kiełbasa szukszuk. Nie wiem, z czego jest, ale smakuje bardzo dobrze. W ogóle miłośnicy kiełbas będą dość pokrzywdzeni, bo w sklepach znalazłem może z cztery rodzaje tego typu wędliny.
To by było na tyle refleksji po trzech nockach w Prisztinie. W połowie pobytu zacząłem się nudzić i marudzić, że tam przyjechałem. Szybko odrzuciłem takie myślenie i zacząłem szukać pozytywów. Ogólnie zatem wyjazd uznaję za bardzo udany. Jeśli nie szukasz historii, zabytków, zamków, a wolisz nic nie robienie i ucztowanie, to przyjedź do Prisztiny. Pożyjesz w miejscu, gdzie nie ma segregacji śmieci, nikt nie przejmuje się ekologią, będziesz mógł brać za darmo reklamówki ze sklepu, tatuaże nie będą nachalnie widoczne na ulicach, rząd niezbyt wtrąca się w życie, a inicjatywa prywatna w przedsiębiorczości jest w rozkwicie. Czyżby to był jeden z ostatnich wolnych krajów, gdzie ludzie żyją tak, jak chcą?
A na koniec ostatnia dygresja. W Prisztinie byłem chyba jedynym facetem chodzącym w sandałach. Jeśli to za mały wstyd, to dorzucę czapkę z daszkiem. NIKOGO podczas pobytu w Kosowie nie widziałem w takim stroju. Musiałem rzucać się w oczy przeokrutnie. Dodam jeszcze, że liczba osób noszących ciemne okulary lub okulary korekcyjne była również bardzo nieduża. Wiem, że to głupie, ale tak było. No nic, pora kończyć, bo za kilka dni jadę do Sarajewa poznawać drugie po Tuzli miasto w Bośni i Hercegowinie.