0
TikTak 7 grudnia 2018 14:38
DSC08953.JPG



DSC08954.JPG



DSC08955.JPG



DSC08958.JPG



DSC08963.JPG



DSC08964.JPG



DSC08965.JPG


Złocenia trochę wyblakły ale i tak jest na co popatrzeć.
W sumie to cieszy, że zabytek nie został skazany na pastwę losu tylko coś z nim robią.
Wygląda na to, że UNESCO tu swojej ręki nie przyłożyło, podobnie jak w innych zabytkowych miejscach Birmy.
WMF -World Monuments Found, organizacja, której logo jest na tablicy obok miejsca, gdzie biegną prace konserwatorskie,
pochodzi z NY.
Ci sami zawodnicy wspierali remont drewnianego kościółka w Dębnie Podhalańskim.
Fajnie, że dzieją się takie rzeczy ponad granicami.

DSC08957.JPG

Blisko, tak, że nie ma sensu brać taksówki, czyli tak blisko, że bliżej już się nie da,
są pagody Sandamuni i Kuthodaw.
Znowu budowla i ornament powtarzane w dziesiątkach rzędów i szeregów, jak w Kakku, Indein
czy innych już odwiedzonych miejscach.

DSC08986.JPG


Tutaj jednak w poszczególnych "domkach" są ustawione wykute w kamieniu strony Tipitaki
albo komentarzy do niej.
Każdy może sobie wziąć klucz do wybranej strony, otworzyć "domek" i poczytać trochę.
Na całość trzeba pół roku, tyle przynajmniej zeszło mnichom w czasie piątego synodu buddyjskiego.
Wiza turystyczna zatem nie wystarczy.

DSC08990.JPG



DSC08989.JPG


Gdyby to była pierwsza świątynia oglądana w Birmie, pewnie chodzilibyśmy i patrzyli z zapartym tchem.
Padliśmy, niestety, ofiarą przesytu, jak turysta w galerii który mówi:
- O matko! Znowu Monet, ileż tych Monetów jeszcze?!

DSC08992.JPG



DSC08994.JPG


Niezmiennie ładnie prezentują się też panie w Birmie:

DSC08983.JPG



DSC09004.JPG


W kwestii tego, co jest najbardziej potrzebne kobiecie z Polski jestem doskonale zorientowany!
Gdy kiedyś AirFrance zgubił nam walizkę, żona stwierdziła, że musimy zaraz koniecznie kupić wszystko, co niezbędne.
Kupiliśmy tusz do rzęs.
Paniom w Birmie, w równym chyba stopniu, potrzebny jest proszek z drzewa sandałowca.
To jest właśnie to, co mają na buziach.
Rzecz jest tak konieczna, że w hotelach, przy portierni, z reguły jest miejsce, gdzie spoczywa kawałek pniaka lub gałęzi
oraz kamienna tarka.
Każdy może sobie trochę proszku narobić i się upiększyć jak należy.

DSC09020.JPG



DSC09019.JPG



DSC09009.JPG


I znowu parę kroków dalej kolejna atrakcja.
To wejście na Wzgórze Mandalay.

DSC09025.JPG


Za bramą jest świątynia a potem schody.
Tych schodów jest chyba dużo.
Nie wiem, bo na szczyt wjechaliśmy samochodem.
Zapału do wyczynu wspinaczkowego pozbawił nas Fatty:
stwierdził, że na wzgórze wchodzi się, żeby podziwiać zachód słońca nad miastem,
a jak pójdziemy na piechotę - to sobie najwyżej gwiazdy i Księżyc będziemy mogli oglądać.

Im słońce było bliżej horyzontu, tym ludzi chętnych na ładne widoki więcej.

DSC09037.JPG



DSC09031.JPG



Niestety, nigdzie po drodze, przez cały dzień, nie udało się znaleźć sklepu ani straganu z cukrem palmowym. :cry:Wygląda na to, że w Mandalay prawie codziennie chodzi się na jakieś dziwne śniadania.

Przedwczoraj karmiliśmy samego Buddę, dzisiaj - jego pomocników, czyli mnichów i mniszki.

Zaopatrzenie ich w prowiant jest tutaj powszechnym zwyczajem i obowiązkiem nie-mnichów,
tak jak w naszym kraju... hm, w sumie to nie wiem jaki to codzienny rytuał mielibyśmy wszyscy odprawiać.
Mycie zębów?
Mnich jest głodny tak w poniedziałek jak i piątek, więc też i dokarmianie musi odbywać się regularnie.
Każdego dnia zatem, jeżeli tylko wstać około szóstej rano i wyjść na ulicę miasta, można zobaczyć
duchownych, którzy jeden za drugim, uzbrojeni w swoje garnko-menażki maszerują w jednym kierunku - do jadłodajni.

Ciekawe jest to, że tutaj to nie ci, co dostarczają jedzenie robią łaskę tym, co jedzą, tylko na odwrót.
Chętni na posiłek stwarzają darczyńcom okazję do dobrego uczynku a ci okazję wykorzystują.
Więc to sponsorzy na całym procederze zyskują najwięcej, bo poprawia się ich karma.

Nikt tu słowem nie wspomni o darmozjadach czy leniach - bo dawanie / branie jest nad wyraz demokratyczne.
Otóż w Birmie każdy, ale to każdy - młody, stary, kobieta, mężczyzna może sobie trochę pomnichować.
Tydzień, miesiąc, rok, całe życie - jak kto chce.
Można pobyć mnichem przez parę dni a potem znów wrócić do rodziny i obowiązków zawodowych.
Rekolekcje takie.
Łatwo więc z darczyńcy jedzeniowego zmienić się w darbiorcę i na odwrót.

W dużych klasztorach, ze względów praktycznych, to nie mnisi idą po jedzenie tylko jedzenie przychodzi do mnichów.
Takim miejscem jest Mahaghandkayon w Amarapurze i tam na śniadanie wybraliśmy się.
Nie tylko my.
Połowa Chin, Indonezji i Filipin też.
Turystów chętnych do oglądania, jak to wygląda śniadanie w klasztorze było zapewne więcej niż jego uczestników.
Nie zmienia to faktu, że nie był to żaden pokaz folklorystyczny - ludzie z klasztoru muszą się jakoś pożywić.
Posiłek był przygotowywany przez grupkę pań wolontariuszek, rodzaj chyba "kółka parafialnego".

DSC09112.JPG



DSC09102.JPG



DSC09097.JPG


Klasztor oprócz części mieszkalnej ma też rozbudowaną stronę świątynną.
Wszystko tutaj powstało współcześnie i w połączeniu - egzotycznych dla nas postaci religijnych ze złotem i jaskrawymi kolorami -
wygląda jak park rozrywki.
Tym dziwniejsze wydaje nam się, że ludzie zachowują się tu z pełną powagą i nabożeństwem.

DSC09071.JPG



DSC09072.JPG



DSC09073.JPG



DSC09075.JPG



DSC09078.JPG



DSC09083.JPG



DSC09088.JPG



DSC09090.JPG


Po drugiej stronie Irrawadi jest miasto Sagaing i górujące nad nim wzgórze Sikong.
Z daleka, widać, że cała góra została zagospodarowana na potrzeby kultu religijnego.

DSC09116.JPG



DSC09123.JPG


Setki klasztorów, stup - starych i współcześnie uruchomionych.
Większość pozostaje czynna a pobliskim mieście chyba co drugi spotkany człowiek nosi mnisi uniform.
W żeńskim klasztorze trafiliśmy na jeszcze jedno śniadanie.
Kiedyś radiowy sprawozdawca sportowy wołał "szkoda, że państwo tego nie widzą...".
Teraz chciałoby się powiedzieć - "szkoda, że Państwo tego nie słyszą":
Dziewczyny, gdy zajęły miejsca przy stołach odśpiewały "coś", nie wiem jaki był charakter pieśni - ale
brzmiało to pięknie i poruszająco.

DSC09126.JPG



DSC09128.JPG



DSC09132.JPG


Tym razem konkurencji przy robieniu zdjęć praktycznie nie było.Sikong i okolice można zwiedzać od śniadania do kolacji a i tak się ich nie zwiedzi.
Na pewno jest tu jeszcze dużo do odkrycia ponad typowy program wycieczkowy.
My zadowoliliśmy się standardem.
A w standardzie obowiązkowo jedzie się albo płynie do Mingwan, wioski u stóp Sikong.

Wioska chciała kiedyś zamienić się w miasto, miała tu stać największa na świecie pagoda, z największymi na świecie
lwo-smokami strzegącymi wejścia, z największym dzwonem i tak dalej...

Los z reguły dla megalomanów jest, jeśli nie okrutny to przynajmniej niesprzyjający: stupy nie dokończono,
a to co zdążyło powstać zostało sponiewierane przez trzęsienie ziemi, lwy - owszem są, ale mają tylko, powiedzmy tak: ogony.

Jest dzwon!
Ale nie dzwoni.

Na zdjęciach niedokończona pagoda Mingun, z daleka i z bliska:

DSC09186.JPG



DSC09210.JPG


A tu wspomniane "ogony":

DSC09211.JPG



DSC09232.JPG



DSC09235.JPG


O ile do tej pory nie było problemu z nachalnością sprzedawców, to w Mingwan, gdzie prędzej czy później zaglądają WSZYSCY
turyści - już tak lekko nie dało się żyć.
Fajne rzeczy miewali na tych straganach ale strach było okazać zainteresowanie czymkolwiek.
Od razu widać, że masowy przemysł turystyczny tutaj już działa pełną parą.

Niecały kilometr od Mingun jest inna pagoda: Hsinbyume, znacznie ciekawsza od sąsiadki.

DSC09153.JPG



DSC09157.JPG



DSC09170.JPG



DSC09183.JPG



W świątyniach na wzgórzu jest zdecydowanie spokojniej, innych zwiedzających albo nie ma już tak dużo albo
rozdzielają się pomiędzy te setki klasztorów i pagód.
My zdążyliśmy zobaczyć DWA miejsca, później trzeba było się śpieszyć, żeby zdążyć na most U Bein.
Na górę warto było się jednak wybrać, jeżeli już nie dla samych budowli to dla widoków na okolicę.

DSC09244.JPG



DSC09250.JPG



DSC09251.JPG



DSC09259.JPG




Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

tiktak 7 grudnia 2018 21:44 Odpowiedz
Trochę dziwnie nam było ten samochód z kierowcą wynajmować, ale w Birmie tak trzeba.Po pierwsze - bo cudzoziemcy nie mogą wynająć auta bez kierowcy.Po drugie - nawet gdyby mogli, to niechybnie natychmiast wyrządziliby tym szkodę sobie i otoczeniupowodując jakiś straszny wypadek zaraz po opuszczeniu wypożyczalni.Rzecz w tym, że tutaj jeździ się jeszcze inaczej niż w Chinach, Indiach czy Nepalu.Tam wszystko jest jasne - trąbi się non stop, jedzie jak się da, lewą, prawą stroną albo środkiem, więcwiadomo, że wszystko jest nieprzewidywalne i każdy uważa na siebie i innych.A w Birmie?Niby jedziemy grzecznie, aż tu nagle, na ukos przez skrzyżowanie, potem trochę lewą.Chwilę potem - znowu jak należy.Manewry kierowców są nie do przewidzenia poza jednym przypadkiem:gdy jesteśmy pieszym - wszyscy bez wyjątku będą próbowali nas rozjechać.To wcale nie żart. Jeżeli będziecie w Rangunie i zajdzie potrzeba znalezienia się po drugiej stronieulicy - nie dajcie się zwieść tym, że na jezdni są namalowane pasy!Wynajmijcie taksówkę! Niech Was tam zawiezie!Ocalicie życie!Fatty okazał się bardzo miłym, kulturalnym i pracowitym człowiekiem.Kontakt znaleźliśmy na FB i z całego serca możemy go polecić, gdyby ktoś też chciał sobie trochępo Myanmie autem pojeździć.Obawiałem się trochę, czy rzeczywiście będzie na nas w Heho czekał - nie chciał bowiem żadnej zaliczkia na wszystkie pytania zadawane przez Messengera odpowiadał cokolwiek lakonicznie: "Ok", "See U"i trudno było coś więcej z niego wydusić.Zjawił się jednak niezawodnie i pracował wytrwale przez 8 dni.Wszystko kosztowało 500 USD.Miałem trochę problem z tym "Fatty".Nie lubię ksywek typu "Gruby", "Łysy", "Kulawy".Wydaje mi się, że robię krzywdę ich posiadaczowi, zwracając się do niego w ten sposób.Zapytałem Fattyego jak ma na prawdę na imię.- Nie będziesz w stanie wymówić, stwierdził i wypowiedział faktycznie coś dziwnego.- Nikt tak się do mnie nie zwraca, podsumował.- No to jak mówi do ciebie np. żona?, spytałem.- A, żona to mówi "kalayy"- No to świetnie, to może tak będę się do ciebie zwracał?- Eee, nie, nie. Ty tak nie możesz, byłoby głupio. Kalayy to znaczy "dzidziusiu".No i został "Fatty".
tiktak 8 grudnia 2018 09:04 Odpowiedz
Zanim jednak w nasze życie wkroczył kierowca z Birmy - była wiza, bilety na samolot i innesprawy socjalno - bytowe.Opowiem wszystko po kolei, bo Myanma okazała się idealnym krajem do samodzielnego zwiedzaniai może ktoś zechce powtórzyć wycieczkę.Samolot z Warszawy do Rangunu kosztował nas 2100 PLN / os. a bilety kupiliśmy z półrocznymwyprzedzeniem.W kwietniu ubiegłego roku Qatar również miał promocję na ten kierunek, więc jest szansa, że powtórzy tow kolejnych latach.Z wizą nie trzeba się spieszyć, jest ważna przez 100 dni od daty wydania, więc nie możemy jej kupićwcześniej, niż trzy miesiące przed wylotem.Kosztuje 50 USD, wszystko załatwia się przez Internet w ciągu paru godzin, wystarczy w Google wpisać"Myanmar Visa" i znajdziemy potrzebny serwis rządowy, pośrednicy nie są potrzebni.Przeloty na liniach wewnętrznych do szczególnie tanich nie należą.Są obsługiwane przez nieduże samoloty ATR.Każdy z potrzebnych nam przelotów trwa godzinę, mniej więcej i kosztuje od 90 do 110 USD.Serwis jest bardzo przyzwoity, nawet przy tak krótkiej podróży dają jeść i pić a lokalne porty lotniczesą schludne i dobrze zorganizowane.Jest kilka linii obsługujących połączenia krajowe, my korzystaliśmy KBZ Airlines.W Birmie płaci się Kyatami. W hotelach, w miejscach turystycznych możemy też rozliczyć się w USD.Praktycznie jest jednak mieć przy sobie lokalne pieniądze.Wymianę robi się w kantorach, tych nie brakuje, ale są nieco specyficzne.Wszędzie na świecie kurs wymiany najbardziej niekorzystny jest na lotnisku i w okolicydużych atrakcji turystycznych.Tutaj jest dokładnie na odwrót - najkorzystniej było na lotnisku w Rangunie i przy pagodzie Shwedagon.Dla prostego rachunku można w tym roku przyjąć, że 1 USD = 1500 KYT albo, że 1000 KYT = 2.5 PLNPoważny problem stanowi stan wymienianych banknotów dolarowych o wyższych nominałach.Mają na tym punkcie zupełnego hopla.Jakikolwiek znaczek lub dopisek na pieniążku - dyskwalifikuje go.To samo w sytuacji gdy widać na nim linię zgięcia.Nie wspominam nawet o naddarciu czy zagiętym rogu.Jeżeli zatem wybierzecie się do Birmy zabierzcie dolary prosto z drukarni i wsadźcie je między kartkiprzewodnika, żeby się nie pogięły.W przeciwnym razie przywieziecie je z powrotem.Z płatnością kartą nie ma żadnych problemów, choć nie zrobimy tego w taksówce czy mniejszym sklepiku.Hotele są dość tanie, można przespać się nawet za parę dolarów, jednak z tymi najtańszymi nie robiliśmy eksperymentów.30 - 40 USD za trzyosobowy pokój rodzinny ze śniadaniem daje szansę na całkiem przyzwoity nocleg.Za 50 - 100 USD mamy już bardzo wysoki standard.
nico-muc 13 grudnia 2018 23:39 Odpowiedz
TikTak napisał:W kolejnym dniu mieliśmy pływać łodzią po Inle.Przejrzeliśmy zawczasu programy proponowanych tu wodnych wycieczek i szczerze mówiąc,miałem wątpliwości, czy to pływanie mi się spodoba.Uznaliśmy, że nic nam nie odpowiada i w związku z tym - wynajmiemy łódkę i sami powiemy sternikowi, gdzie ma płynąć, żeby się nam podobało.Niestety, po chwili namysłu, wyszło na jaw, że nie wiemy, gdzie mogłoby być takie miejsce.Ostatecznie więc zdecydowaliśmy się na "De Lux".Jak to nie wiadomo gdzie płynąć na pocztę :)Fajna relacja wspomnienia wróciły, a z jeziora naprawdę fajnie było wysłać pocztówki do znajomych - poczta na palach ot dla tych co szukają takich "atrakcji"
tiktak 14 grudnia 2018 11:13 Odpowiedz
Dzięki:)A ta poczta to daleko od brzegu? :lol:
eskie 26 grudnia 2018 11:10 Odpowiedz
Może ukradnij* jedną kostkę i pokazuj ją w sklepach.*nie zapomnij zostawić napiwku :)
tiktak 28 grudnia 2018 05:08 Odpowiedz
Że też nam to nie przyszło do głowy :roll: Żeby było całkiem śmiesznie, w ostatni dzień pobytu, w Rangunie wyszedłem wieczorem z hotelu,żeby pozbyć się resztek kyatów.Trafiłem przecznicę dalej na sklep biedronkopodobny i tam natknąłem się na ten nieszczęsny cukier. :lol:
lipiniorz25 1 stycznia 2019 23:40 Odpowiedz
Re: Księżyc nad Birmą02 Sty 2019 00:05TikTak Zobacz ostatni postPiszesz z przyszłości? :D
pestycyda 5 stycznia 2019 16:03 Odpowiedz
@TikTak, dziękuję za kolejną, cudowną relację! I ponownie muszę napisać - uwielbiam Cię! :D Twoje poczucie humoru rozkłada mnie na łopatki :D Może pokusiłbyś się o ogólne podsumowanie kosztów?
tiktak 6 stycznia 2019 09:50 Odpowiedz
Właśnie zabrałem się za niedzielną poranną kawę.To najmilsza niedzielna poranna kawa ever.Dziękuję! :oops: Wybraliśmy się w ten rejon również za Twoją sprawą, po lekturze relacji z wyprawy do Kambodży.W podstawówce też miałem taką koleżankę - Magdę i ona również ZAWSZE pisała lepsze wypracowania :)=================================W Birmie byliśmy rozrzutni i wydaliśmy więcej pieniędzy niż to było konieczne.Wydatki na osobę były następujące:* Samolot Warszawa-Rangun-Warszawa 2100.- PLN* Dwa przeloty wewnętrzne Rangun-Heho, Bagan-Rangun 700.- PLN * Pozostałe wydatki, w tym: * hotele, * samochód, * wstępy, * jedzenie, * 18 jadeitowych słoni, a nie, przepraszam, na osobę to będzie 6 słoni, * 3 szopki bożonarodzeniowe, * 3 komplety podkładek z laki pod piwo, * 3 szaliczki typu: "ooo..., Mila popatrz jaki śliczny szaliczek" - ja szaliczka nie dostałem, ale i tak wychodzi po trzy na głowę, * 0.66666 srebrnych koralików ( kupiliśmy dwa komplety, też oczywiście ślicznych, koralików, więc średnio wychodzi taka nieokrągła ilość na osobę, bo ja koralików nie noszę) * 0.33333 DREWNIANA ŻABA Ha! nareszcie coś dla mnie! Żaba jest super! Ma w komplecie patyczek i jak tym patyczkiem jeździć jej po grzbiecie - to rechoce. * 0.66666 longyi, nie będę chodził w spódnicy, nawet jak pisze, że to męska, * 0.33333 karty SD, bo ilość zdjęć, jakie trzeba było zrobić, przerosła moje najśmielsze oczekiwania, * gong buddyjski, * 0.33333 książki o historii Buddy, * 0.33333 bardzo pięknej rzeźby z nenufarami, 1000 USD, czyli 3800.- PLN=================================================================WSZYSTKO RAZEM 6600.- PLN / osobęDo tego jeszcze balon. Ale nie napiszę ile kosztował.PozdrawiamTomek
kat-lee 6 stycznia 2019 12:45 Odpowiedz
Rewelacja! Jak zawsze zresztą :D Nicka z początku nie skojarzyłam, ale styl od razu wydał sie znajom :DCo do tych balonów, to ze zdjęć mi wychodzi, że fajnie też zostać na ziemi i sobie te balony na tle wshodzącego słońca oglądac :DI pytanie konkretne: jakby tak se chciał Waszą trasę zrobić bez kierowcy, a tylko komunikacją, z przeproszeniem, publiczną, to dałoby radę? Pewnie trzeba by dorzucić z tydzień na samo przemieszczanie sie :D
tiktak 6 stycznia 2019 19:41 Odpowiedz
Dziękuję i bardzo się cieszę, że nie wyszło nudno - tym razem wyjazd był nad wyraz spokojny.Nie pomagaliśmy szukać zgubionej narzeczonej, nie było trzęsienia ziemi, jak zdarzyło się kiedyś - słowem nie bardzo jest o czym pisać. :D Jeżeli oprzeć się na komunikacji "publicznej" też nie powinno być źle i dużo więcej czasu nie stracimy.Podaż różnego rodzaju usług lokomocyjnych jest duża i w miarę szybko można coś trafić - tuk-tuka, taxi,orurowanego pickupa, który tutaj występuje zamiast mikrobusów.Uznaliśmy jednak, że przy trzech osobach - taksówka na stałe nie wyjdzie dużo drożej,a nie trzeba ciągle szukać i targować się o cenę.Poza dłuższymi trasami, takimi jak np. Rangun - Bagan, Rangun - Mandalay, tak czy inaczej jesteśmyskazani na taksówki - coś takiego jak autobus miejski nie rzuciło mi się w oczy.Kierowca znający choć kilka słów po angielsku - wcale tak często się nie zdarza.A jeszcze taki, który nie będzie żuł betelu to już zjawisko tak niespotykane jak biały słoń.Warto więc pewnie zaprzyjaźnić się na dłużej, jeżeli już ktoś sensowny za kółkiem nam się trafi.
kaya 11 stycznia 2019 17:00 Odpowiedz
Dzieki wielkie za napisanie tej relacji, swietnie sie czytalo. Informacje napewno sie przydadza na ten lub przyszly rok :)