Zatrzymujemy się w jedynym sklepiku przy drodze żeby kupić zimne napoje.
Odwiedzamy najbardziej charakterystyczne miejsca przy trasie, takie jak Artiste Palette, Badwater, Devil's Golf Course itd
Od razu po przekroczeniu granicy stanu, na pierwszej stacji benzynowej, widzimy ludzi grających na automatach : ) Po południu dojeżdżamy do Vegas.
Meldujemy się w hotelu zamku, a później ruszamy na miasto. Na 25 największych hoteli świata, 19 jest tutaj. Nasz pokój ma numer 23213 co już robi wrażenie.
widok z okna
Wiem, że pewnie już Was tym nudzę, ale co będę kłamał... idziemy na melanż. Zabawa w Vegas nie zna granic. Wszędzie wpuszczają wszystkich, niezależnie od stanu upojenia. To miasto lubi pijaków. W kiblach przy pisuarach są podstawki na dwa piwa : )
Gramy na automatach. Na początku nawet wygrywamy, ale ogólny bilans jest oczywiście na + dla kasyna : ) Skąpo ubrane kelnerki przynoszą nam kolejne darmowe browary i drinki, a my w podzięce zostawiamy im napiwki.
Rano idę na basen trochę odpocząć.
W dzień Vegas nie robi już takiego wrażenia jak w nocy. Wszyscy głównie spacerują przez strip i grają w kasynach.
Między niektórymi hotelami jeżdżą pociągi. Jest również kolejka górska i diabelski młyn.
Wszystko jest fajnie połączone. Nad drogą są przejścia więc nie trzeba co chwilę czekać na światłach. Można zwiedzać miasto, a jak zrobi się za gorąco, schłodzić się przechodząc przez hotel i wyjść dalej w innym punkcie.
Na ulicy panie majtkach chcą robić sobie z Tobą zdjęcia, a koleś wchodzący z fajką i browarem do prestiżowego hotelu to tutaj codzienność.
Przed hotelami parkingowi odbierają fury gości, a w środku krupierzy oglądają radość i tragedię klientów. Zwyczajny poniedziałek.
Musimy stąd uciekać, ale mamy jeszcze trochę czasu. Ogólnie w mieście jest co robić. Występy Davida Coperfielda czy koncerty Celine Dion to tutaj codzienność. Hotele prześcigają się w przeróżnych „wydarzeniach”, aby przyciągać nowych klientów. Dzięki temu dzieje się tutaj sporo ciekawych rzeczy, nawet w środku tygodnia.
Noclegi można „dorwać” w dobrych cenach więc mamy zamiar jeszcze tu wrócić po kilkudniowej objazdówce Utah i Arizony.
Dziś po raz kolejny przekraczamy granicę stanu. Wyjeżdżamy z Nevady i wjeżdżamy do małego miasteczka w Utah.
Jutro odwiedzimy park narodowy Zion z którego w końcu ruszamy na szlaki.
Jemy szybkie śniadanie w motelu i ruszamy z samego rana. Musimy jeszcze zmienić czas o godzinę do przodu.
Czytałem wcześniej, że parking jest tam bardzo mały, a nie chciałem parkować w Springdale. Przez bramkę przejeżdżamy około 10 i jest jeszcze pełno miejsc więc po sezonie chyba nie trzeba się aż tak gonić. Na ten park przeznaczyliśmy cały dzień, więc zgodnie z poradami z forum najpierw obieramy trasę na Angels Landing. Faktycznie pod górkę idziemy w cieniu i to jest dobry wybór na początek, bo po południu nieźle tu już wygrzewa.
Klimat jest niesamowity, a widoki przepiękne. Dużo wcześniej czytałem o ostatnim podejściu, że jest niebezpieczne itp. Jednak w głębi duszy się śmiałem... ja nie podejdę? Na miejscu jednak naprawdę się zaskoczyłem. To nie jest zabawa. Kumpel rezygnuje. Mówi, że zaczeka na mnie tutaj. Ja zostawiam mu plecak i idę mocno przerażony mówiąc, że za ~30min wrócę.
W połowie drogi naprwdę chciałem zawrócić bojąc się o własne życie. Odwagi dodaje mi widok wyprzedzającej mnie pary emerytów w koszulkach z Nebraski. Amerykanie chyba mają inne pojęcie ryzyka : )
Wracam po około 2 godzinach i opowiadam mu o widokach o których nie da się opowiedzieć.
Schodzimy na dół, odpoczywamy, jemy drugie śniadanko i ruszamy autobusem na koniec trasy na szlak wodny w kanionie.
Na początku idzie się po ścieżce wzdłuż rzeki, a dopiero później wchodzi się do wody. Jak już ktoś pisał gdzieś w relacji, bez kijka ani rusz. Po prawej stronie ludzie zostawiają znalezione patyki. Bierzemy po jednym i idziemy. Im dalej w wodę tym węziej i mniej ludzi.
Wraca się później tą samą trasą.
Po drugiej stronie widzieliśmy zwierzynę. Naprawdę fajnie gościć w ich „domu”.
Jesteśmy zmęczeni, ale bogatsi o nowe doświadczenia. Wyjeżdżamy z parku w kierunku wschodnim.
Kierujemy się na północ, w stronę miastczeka Hatch, skąd jutro ruszymy do kolejnego parku narodowego.
Ogólnie to fajnie w tym Utah. Pełno tu pozytywnie nastawionych „wieśniaków”.
Widoki iście Amerykańskie, tylko sklepów mało. Za to ceny w końcu normalne, nie to co w Kalifornii. Odległości duże, a podaje się je w godzinach drogi. Jeśli zapytasz kogoś gdzie jechać to odpowie np. dwie godziny na północ : )
@mikuś @dawergo Skoro jest jakiś popyt... : )
Jedziemy do miasteczka zrobić zakupy na drogę.
Przy okazji znowu zajeżdżamy do pralni i jemy w jakiejś knajpce. Życie tu spokojnie płynie. Fajnie czasem odwiedzić takie miejsca.
Ustalamy trasę na googlemaps i ruszamy zwiedzać miasteczko na rowerach. Pierwsze mile pokonujemy z uśmiechem na ustach. Najpierw jedziemy oczywiście zobaczyć jezioro. Jest ogromne, nie da się całego ogarnąć wzrokiem. Poza tym w okolicy jest również kilka mniejszych jeziorek. South Lake Tahoe to kurort górski. Prosperuje głównie zimą i jest pewnie znanym ośrodkiem narciarskim. Oczywiście w lato również nie brakuje tu rozrywki i jest bardzo ciekawie. Po raz kolejny zaznajemy otwartości i życzliwości Amerykanów. Ciągle nas zagadują ciekawi naszego pochodzenia. Chcąc dokręcić poluzowaną kierownicę w rowerze, bez problemu znajdujemy chętną do pomocy osobę. Ich ufność jest zupełnie obca dla nas. Rowerów nigdzie nie przypinamy, a ludzie wyjeżdżając do pracy zostawiają otwarte bramy garażowe. Nad jednym z mniejszych jeziorek, zaczepił nas mieszkaniec i opowiadał anegdotki i historię tego miejsca mimo, że ciężko mieliśmy się porozumieć (nie znamy płynnie angielskiego). Po przejechaniu ok 20mil zauważam na mapce, że ~3 mile od nas jest punkt widokowy i wodospad. Trzeba tylko wjechać trochę pod górkę. I to był błąd. Gdybym mógł cofnąć czas to wrócilibyśmy tam autem : ) Kręte górskie serpentyny zniszczyły nas totalnie. Widoki naprawdę są niesamowite, ale jazda po tych górach rowerem to czysta mordęga. Wracając z powrotem zajeżdżamy do knajpki i jemy od razu po dwa obiady : ) Wracając do motelu chcemy już tylko odpocząć
o, wspomniałeś o mnie, dzięki
:) cieszę się, że moja relacja się do czegoś przydała, tak jak Twoja przyda się kolejnym. Będzie zakończenie?W czerwcu mam nadzieję zobaczyć północne Stany, oby się udało!
Fajna wycieczka i realcja.Od początku interesowało mnie co zrobicie na końcu z rowerami. Można powiedzieć że uf, że nie na buraka
;)Pytanie praktyczne, jak te rowery mieściły się w samochodzie? Zajmowały cały tył, rozkładaliście tylne siedzenia?
@Pabloo, wiem, wiem. Jest to moja pierwsza relacja na forum i nie za bardzo wiedziałem jak się za to zabrać. Jak wrzucałem większe zdjęcia to strasznie rozjeżdżała mi się strona. Przy kolejnych relacjach bardziej się skupię i lepiej dopracuje wszystko. @willi, tak wzięliśmy specjalnie takie wielkie auto żeby było dużo miejsca. Po złożeniu tylnych siedzeń spokojnie mieściły się rowery, torby i wiele innych rzeczy. Z miejscem w ogóle nie było problemu. Było go wręcz za dużo. Jednak drugi raz, nie kupowałbym rowerów na tak krótki wypad. Jeździliśmy tylko kilka razy, więc wynajem w kilku miejscach wyszedł by nas pewnie podobnie.
@kontrol Można wiedzieć ile wcześniej rezerwowaliście nocleg w Tipi Village i w jaki sposób? Ja użyłem formularza na ich stronie i niestety nie dostaję odpowiedzi...
http://www.monumentvalley-tipivillage.com/Z tego co pamiętam to około 2 miesiące wcześniej, tylko że ja miałem wymagania na Tipi z najlepszym widokiem. Nie było tam tłumów więc pewnie nie ma tam jakiegoś grubego obłożenia poza sezonem. Mi sprawnie odpowiadali na maila, lecz też rezerwowałem przez formularz na stronie. Pamiętam, że musiałem podać numer karty przez maila lub telefon co było DUŻĄ niedogodnością, ale to normalna praktyka w USA.
Zatrzymujemy się w jedynym sklepiku przy drodze żeby kupić zimne napoje.
Odwiedzamy najbardziej charakterystyczne miejsca przy trasie, takie jak Artiste Palette, Badwater, Devil's Golf Course itd
Od razu po przekroczeniu granicy stanu, na pierwszej stacji benzynowej, widzimy ludzi grających na automatach : ) Po południu dojeżdżamy do Vegas.
Meldujemy się w hotelu zamku, a później ruszamy na miasto. Na 25 największych hoteli świata, 19 jest tutaj. Nasz pokój ma numer 23213 co już robi wrażenie.
widok z okna
Wiem, że pewnie już Was tym nudzę, ale co będę kłamał... idziemy na melanż. Zabawa w Vegas nie zna granic. Wszędzie wpuszczają wszystkich, niezależnie od stanu upojenia. To miasto lubi pijaków. W kiblach przy pisuarach są podstawki na dwa piwa : )
Gramy na automatach. Na początku nawet wygrywamy, ale ogólny bilans jest oczywiście na + dla kasyna : ) Skąpo ubrane kelnerki przynoszą nam kolejne darmowe browary i drinki, a my w podzięce zostawiamy im napiwki.
Rano idę na basen trochę odpocząć.
W dzień Vegas nie robi już takiego wrażenia jak w nocy. Wszyscy głównie spacerują przez strip i grają w kasynach.
Między niektórymi hotelami jeżdżą pociągi. Jest również kolejka górska i diabelski młyn.
Wszystko jest fajnie połączone. Nad drogą są przejścia więc nie trzeba co chwilę czekać na światłach. Można zwiedzać miasto, a jak zrobi się za gorąco, schłodzić się przechodząc przez hotel i wyjść dalej w innym punkcie.
Na ulicy panie majtkach chcą robić sobie z Tobą zdjęcia, a koleś wchodzący z fajką i browarem do prestiżowego hotelu to tutaj codzienność.
Przed hotelami parkingowi odbierają fury gości, a w środku krupierzy oglądają radość i tragedię klientów. Zwyczajny poniedziałek.
Musimy stąd uciekać, ale mamy jeszcze trochę czasu. Ogólnie w mieście jest co robić. Występy Davida Coperfielda czy koncerty Celine Dion to tutaj codzienność. Hotele prześcigają się w przeróżnych „wydarzeniach”, aby przyciągać nowych klientów. Dzięki temu dzieje się tutaj sporo ciekawych rzeczy, nawet w środku tygodnia.
Noclegi można „dorwać” w dobrych cenach więc mamy zamiar jeszcze tu wrócić po kilkudniowej objazdówce Utah i Arizony.
Dziś po raz kolejny przekraczamy granicę stanu. Wyjeżdżamy z Nevady i wjeżdżamy do małego miasteczka w Utah.
Jutro odwiedzimy park narodowy Zion z którego w końcu ruszamy na szlaki.
Jemy szybkie śniadanie w motelu i ruszamy z samego rana. Musimy jeszcze zmienić czas o godzinę do przodu.
Czytałem wcześniej, że parking jest tam bardzo mały, a nie chciałem parkować w Springdale. Przez bramkę przejeżdżamy około 10 i jest jeszcze pełno miejsc więc po sezonie chyba nie trzeba się aż tak gonić. Na ten park przeznaczyliśmy cały dzień, więc zgodnie z poradami z forum najpierw obieramy trasę na Angels Landing. Faktycznie pod górkę idziemy w cieniu i to jest dobry wybór na początek, bo po południu nieźle tu już wygrzewa.
Klimat jest niesamowity, a widoki przepiękne. Dużo wcześniej czytałem o ostatnim podejściu, że jest niebezpieczne itp. Jednak w głębi duszy się śmiałem... ja nie podejdę? Na miejscu jednak naprawdę się zaskoczyłem. To nie jest zabawa. Kumpel rezygnuje. Mówi, że zaczeka na mnie tutaj. Ja zostawiam mu plecak i idę mocno przerażony mówiąc, że za ~30min wrócę.
W połowie drogi naprwdę chciałem zawrócić bojąc się o własne życie. Odwagi dodaje mi widok wyprzedzającej mnie pary emerytów w koszulkach z Nebraski. Amerykanie chyba mają inne pojęcie ryzyka : )
Wracam po około 2 godzinach i opowiadam mu o widokach o których nie da się opowiedzieć.
Schodzimy na dół, odpoczywamy, jemy drugie śniadanko i ruszamy autobusem na koniec trasy na szlak wodny w kanionie.
Na początku idzie się po ścieżce wzdłuż rzeki, a dopiero później wchodzi się do wody. Jak już ktoś pisał gdzieś w relacji, bez kijka ani rusz. Po prawej stronie ludzie zostawiają znalezione patyki. Bierzemy po jednym i idziemy. Im dalej w wodę tym węziej i mniej ludzi.
Wraca się później tą samą trasą.
Po drugiej stronie widzieliśmy zwierzynę. Naprawdę fajnie gościć w ich „domu”.
Jesteśmy zmęczeni, ale bogatsi o nowe doświadczenia. Wyjeżdżamy z parku w kierunku wschodnim.
Kierujemy się na północ, w stronę miastczeka Hatch, skąd jutro ruszymy do kolejnego parku narodowego.
Ogólnie to fajnie w tym Utah. Pełno tu pozytywnie nastawionych „wieśniaków”.
Widoki iście Amerykańskie, tylko sklepów mało. Za to ceny w końcu normalne, nie to co w Kalifornii. Odległości duże, a podaje się je w godzinach drogi. Jeśli zapytasz kogoś gdzie jechać to odpowie np. dwie godziny na północ : )
@mikuś @dawergo Skoro jest jakiś popyt... : )
Jedziemy do miasteczka zrobić zakupy na drogę.
Przy okazji znowu zajeżdżamy do pralni i jemy w jakiejś knajpce. Życie tu spokojnie płynie. Fajnie czasem odwiedzić takie miejsca.
Po południu wjeżdżamy do Parku Bryce.
Robimy jakieś dwa spokojne szlaki.