Przy Ta Som kupujemy w pakiecie kilka pamiątek, bo w mieście niekoniecznie będzie to takie proste. Kolejne 2 świątynie są już takie sobie. Eastern Mebon ma aż 1000lat, powstała na sztucznej wyspie na jeszcze większym sztucznym ogromnym zbiorniku wodnym (niezachowanym, dziś suchym). Od razu rzucają się oczy ogromne rzeźby słoni w narożach świątyni.
Kolejna i ostatnia na dziś świątynna to Pre Rup, zbudowana w X wieku częściowo z kamienia, częściowo z cegły.
Zrobiło się już upalnie, a to jedna z niewielu świątyń bez cienia, więc nie zwiedzamy długo i prosimy kierowcę by zawiózł nas do centrum miasta. Siem Reap jest juz zupełnie inne niż zapamiętałem je w 2005, może nawet 10x większe. Jest bardziej bogato i europejsko niż w Wietnamie. Ulice są szersze, jest niestety mniej zieleni. Jemy obiad w polecanej restauracji i dochodzimy do starego rynku. Wszędzie tu jedzenie jest stosunkowo drogie, a pamiątki kosztują tyle samo ile przy ruinach. Jest większy wybór, ale targowanie się idzie słabiej. Generalnie nie podoba mi się to nowe Siem Reap.
Popołudnie spędzamy na relaksie, poza mną bo ja muszę wymyśleć sposób na pakowanie.
Wstajemy wcześnie, bo kierowca na lotnisko umówiony jest na 7:00. Tym razem jedziemy na lotnisko gdy za oknami jest jasno. Widać jak ogromny progres zrobiła Kambodża przez ostatnie 20lat (a przynajmniej w tym regionie). Odprawa online nie była możliwa ze względu na wymagania lotniska. Na miejscu nie było jednak żadnych problemów z odprawą na wszystkie 3 odcinki aż do Poznania. Nawet najtańsza taryfa Singapore Airlines daje darmowy bagaż. Zakładałem, że kupimy dodatkową torbę i nadamy ją do domu, ale udało mi się spakować tak, że wszystko co niepotrzebne poszło do jednego bagażu i ten nadaliśmy. Dzięki temu będzie nam łatwiej zwiedzać Singapur, bo mamy tam na przesiadkę ponad 10h, więc około 6h czystego zwiedzania. Odlatuje tylko kilka lotów, nie ma więc żadnych kolejek. Lotnisko wraz z drogą dojazdową zostały wybudowane niedawno, loty zostały tu przeniesione nieco ponad 1 rok temu:
Salonik na Priority Pass jest bardzo ładny i dobrze wyposażony:
Lot Singapore Airlines bez opóźnień, ale jedzenie które podali jest bardzo słabe: albo suche twarde krewetki w suchym ryżu, albo śmierdząca wołowina w sosie z grzybami. Na szczęście nie jesteśmy głodni. Wysiadka na terminalu 2, idziemy do kolejki lotniskowej by pojechać na terminal 3, by jeszcze raz szybko zobaczyć wodospad w Jevel. Tam szybkie imigration i do metra. Jedziemy do ogrodu botanicznego, więc to już dłuższa jazda i docieramy tam dopiero po około 1h. Tu właśnie kończy się ulewa. Na start mamy jakiegoś wielkiego jaszczura:
A dalej soczystą zieleń:
Jest pochmurnie i wilgotno, ale o dziwo nie jest gorąco. W Ogrodzie Botanicznym byliśmy jeszcze bez dzieci w 2012 i było tak gorąco, że cieżko było to znieść. Później metrem dojeżdżamy w stronę Marina Sands, tu wieje tak, że jest mi aż zimno:
Wracamy zmęczeni na lotnisko. Odlot z T3. Na PP jest tu kilka saloników, ale trwa fala wieczornych odlotów i jest wszędzie pełno. W końcu dopychamy się do jednego, ale jest masakrycznie ciasno i słabo (słabiej niż ten sam na T2). Prysznice są dostępne ale jest kolejka. Na szczęście kolejka idzie szybko, ale na nieszczęście kabiny nie są myte ani czyszczone, kolejny klient dostaje po prostu nowy ręcznik. Słabo. Po drodze do gejta uświadamiam sobie, że nie jestem już targetem dla wielu reklam. Tej w ogóle nie rozumiem:
Przelot z Singapuru do Monachium na A350. Personel już się tak nie starał jak na locie z Frankfurtu, może dlatego, że tym razem lecimy w nocy. Po dodatkowe jedzenie można iść do kuchni i wybór jest spory.
Monachium to jednak wyższa liga niż Frankfurt, saloniki są czyste i chyba lepiej wyposażone. Monika zdążyła iść pod prysznic, który wygląda sterylnie czysto na tle tych w saloniku w Singapurze. Jeszcze tylko lot do Poznania:
Gwiazdki na mapie porobione. Wszędzie nie dało się być. Wietnam jest ok.W samym Hanoi było mgliście ale bez deszczu. Bardzo nam się podobało. Inny świat.
Jak wyjazd odbierały dzieci? Co dzieciom najbardziej podobało się w trakcie wyjazdu?Czy dzieci doceniały inność kultury, jedzenia , zabytków etc i fakt bycia w egzotycznej Azji?
Zauwazylem ze oni totalnie nie czytaja odmiennosci kulturowej. Wiekszosc tego co widza nie odbieraja jako duza odmiennosc. Czasem pytaja o jakis szczegol ale dla nich nie jest to cos bardzo odmiennego. Szoku nie ma.W ogole dzieci z roznych czesci swiata potrafia szybko sie porozumiec i od razu razem bawic.Dzieci podchodza do wyjazdow zupelmie inaczej.Przynajmniej moje. Im wisi gdzie leca. Liczy sie to co ich wkreci i rozbawi. Wiec (kolejnosc przypadkowa)- ekrany w SQ- ryby w stawach (szczeglnie karmienie i jak ryby sie bija o jedzenie)- malpy kradnace jedzenie, a najbardziej te napadjace na tuktuki- robot zbierajcy naczynia na tace w saloniku na Changi- dojazd otwartym elektrycznym samochodzikiem z parkingu do ruin My Son- jaskinie w gorach Marmurowych- wagon kulturalny w pociagu ale tylko przez chwile- przypadkowo znaleziony lisc w formie maski na twarz- szlafroki w hotelach- kotki ktore machaja lapka w taksowkach- jazda rowerem w ninh binh- punkt widokowy w ninh binh (to ze sie spieszylismy zeby zdazyc przed zachodem slonca)- angkor wat (chyba jedyna powazna rzecz)- szukanie dinozaura w Ta Prohm- wlazenie na wysokie swiatynie- jazda tuk tukiem- wodospad na ChangiCo im sie nie podobalo?- lokalne jedzenie - ich zdaniem bylo obrzydliwe - za to lokalna pizza dla nich byla ok- zwiedzanie starych budynkow (poza Siem Reap)- halas i ruch na drogach w HanoiCiagnac watek to rok temu na wypadzie przez Hawaje, Guam i Japonie, podobalo im sie:- zwierzeta chodzace dookola domu w okolicy Hilo: kury, psy, male DZIKI - corka wspomina to jako swoje najwieksze przezycie wakacyjne, skonczylo sie na tym ze wszystkie psy z okolicy czekaly pod drzwiami.- plaze i fale na Oahu z taka mala deska do.plywania na brzuchu- mustang ale tylko przez chwile- komora w ktora sie wchodzilo a w niej byl wentylator niby symulujacy tornado (LA)- akwarium na Okinawie- przejazd kolejka z HanedyTego chyba nie da sie przewidziec, ani zaplanowac. Co dziwne w ogole nie rusza ich jetlag. Ich zdaniem to problem starych ludzi.
@AgaGy Ceny są zazwyczaj w miarę równe między 2200 a 3 200 zależy od serwisu myśmy w ubiegłym roku kupowali za 2700 z Poznania do Bangkoku na Singapur airlines więc godziwy serwis za rozsądne pieniądze
Trzeba polowac. BKK zwykle jest tanszy, ale potem trzeba dokupic osobne bilety. Na jednym bilecie Wietnam i Kambodze z regionow juz ciezki wylapac w dobrej cenie.
Problem z dolotem do innego państwa niż od razu do Wietnamu jest taki, że czasowo to ciut dłużej wychodzi, a my musimy się zmieścić w 13/14 dniach łącznie z lotami, wtedy już na miejscu zostaje mniej czasu. Ale może lepszy rydz niż nic.
;)
Dokladni z tego powodu szukalem lotow tylko na jednym bilecie i uznalem ze nieco ponizej 2900 na osobe jest ok.Wyszukiwarki srednio sobie radza z biletami SQ - czasem w ogole ich nie widza. Lepiej szukac bezposrednio na stronie SQ.
Dzięki za relację, jedziemy na ferie 2026. W kwestii lotów to braliśmy TK za niecałe 3000 z BER (było też WAW ale dla nas dalej) z wygodnymi przesiadkami i łącznym czasem podróży 15-17 godzin. Teraz tylko przyczaić się na loty wewnętrzne.
Świetny opis podróży i piękne zdjęcia. My wybieramy się z mężem i wnukiem (my 60+, wnuk 16 lat) do Azji w tegoroczne ferie zimowe. Już kilka razy podróżowaliśmy razem i jest fajnie. Podróżujemy z mężem sporo ale nie udało mi się do tej pory rozgyżć wizyt w salonikach lotniskowych. Czy ponosicie za to dodatkowe opłaty, czy korzystacie z nich bonusowo?
I tak I nie. Upraszczając:Są saloniki na karty dodatkowe (jak priority pass) I saloniki linii lotniczych. Te drugie można odwiedzić mając odpowiedni status w danym sojuszu bardzo lecąc w Business Class (lub first). Te pierwsze wymagają dodatkowej karty uprawniającej do wstępu. Część osób ma ją jako dodatek do karty kredytowej, część kupuje osobno. No i do niektórych z takich saloników można dokupić dostęp za gotówkę.
My w lutym zrobilśmy podobną trasę: Wroclaw-Singapur-Kambodża- Malezja-Singapur-Wrocław ale z Air France/KLM. Ciekawa wskazówka z Singapore Airlines, wyszukiwarka nie pokazywała nam takiej opcji, moze dlatego że szukalismy Premium Economy.
alag napisał:Podróżujemy z mężem sporo ale nie udało mi się do tej pory rozgyżć wizyt w salonikach lotniskowych. Czy ponosicie za to dodatkowe opłaty, czy korzystacie z nich bonusowo?Niektóre saloniki (te prowadzone przez linie głónie) są dostępne tylko dla pasażerów lecących w biznesie lub posiadających status w danej linii lub sojuszu (warunki zależą od programu lojalnościowego). Tak jest z salonikiem Polonez w WAW i salonikami LH w MUC, FRA.Są tez saloniki prowadzone przez lotniska lub w ogóle podmioty trzecie. Tam wstęp jest regulowany indywidualnie. Można wejśc płacąć (nie opłaca sie zwykle). Albo mając jakąś wejściówkę. I tu pojaia się najszerszy temat, bo istnieje wiele programów które dają takie wejściówki limitowane lub nie. Można je zdobyć kupując abonament lub są one dodatkiem do produktów bankowych. Najbardziej znanym jest chyba program Priority Pass. By móc wchodzić z rodziną mamy łącznie aż 5 takich kart, ja mam 3, żona ma 2. Chodzi o to, że mamy po 1 takiej bez limitów wejść, ale wtedy gość (dziecko) płaci i to się nie opłaca. Na wejścia limitowane, mamy pozostałe 3 karty i tam łącznie 18 wejść które można współdzielić z kimkolwiek. To co jak i gdzie się opłaca to już kwestia indywidualna.
Ja się właśnie zastanawiam bo pokazały się loty z POZ do HKG w RT na AF i KL za 542€ taryfa lite (bez rejestrowego) myślę ze bez problemu w granicach 120-150 $ uda się doloty do SGN lub HAN upolować i będzie całkiem fajna cena w feryjnym okresie. ( czy w ogóle taka cena 120-150$ jest osiągalna?)
Przy Ta Som kupujemy w pakiecie kilka pamiątek, bo w mieście niekoniecznie będzie to takie proste.
Kolejne 2 świątynie są już takie sobie. Eastern Mebon ma aż 1000lat, powstała na sztucznej wyspie na jeszcze większym sztucznym ogromnym zbiorniku wodnym (niezachowanym, dziś suchym). Od razu rzucają się oczy ogromne rzeźby słoni w narożach świątyni.
Kolejna i ostatnia na dziś świątynna to Pre Rup, zbudowana w X wieku częściowo z kamienia, częściowo z cegły.
Zrobiło się już upalnie, a to jedna z niewielu świątyń bez cienia, więc nie zwiedzamy długo i prosimy kierowcę by zawiózł nas do centrum miasta.
Siem Reap jest juz zupełnie inne niż zapamiętałem je w 2005, może nawet 10x większe. Jest bardziej bogato i europejsko niż w Wietnamie. Ulice są szersze, jest niestety mniej zieleni. Jemy obiad w polecanej restauracji i dochodzimy do starego rynku. Wszędzie tu jedzenie jest stosunkowo drogie, a pamiątki kosztują tyle samo ile przy ruinach. Jest większy wybór, ale targowanie się idzie słabiej. Generalnie nie podoba mi się to nowe Siem Reap.
Popołudnie spędzamy na relaksie, poza mną bo ja muszę wymyśleć sposób na pakowanie.
Odprawa online nie była możliwa ze względu na wymagania lotniska. Na miejscu nie było jednak żadnych problemów z odprawą na wszystkie 3 odcinki aż do Poznania. Nawet najtańsza taryfa Singapore Airlines daje darmowy bagaż. Zakładałem, że kupimy dodatkową torbę i nadamy ją do domu, ale udało mi się spakować tak, że wszystko co niepotrzebne poszło do jednego bagażu i ten nadaliśmy. Dzięki temu będzie nam łatwiej zwiedzać Singapur, bo mamy tam na przesiadkę ponad 10h, więc około 6h czystego zwiedzania.
Odlatuje tylko kilka lotów, nie ma więc żadnych kolejek. Lotnisko wraz z drogą dojazdową zostały wybudowane niedawno, loty zostały tu przeniesione nieco ponad 1 rok temu:
Salonik na Priority Pass jest bardzo ładny i dobrze wyposażony:
Lot Singapore Airlines bez opóźnień, ale jedzenie które podali jest bardzo słabe: albo suche twarde krewetki w suchym ryżu, albo śmierdząca wołowina w sosie z grzybami. Na szczęście nie jesteśmy głodni. Wysiadka na terminalu 2, idziemy do kolejki lotniskowej by pojechać na terminal 3, by jeszcze raz szybko zobaczyć wodospad w Jevel. Tam szybkie imigration i do metra. Jedziemy do ogrodu botanicznego, więc to już dłuższa jazda i docieramy tam dopiero po około 1h. Tu właśnie kończy się ulewa. Na start mamy jakiegoś wielkiego jaszczura:
A dalej soczystą zieleń:
Jest pochmurnie i wilgotno, ale o dziwo nie jest gorąco. W Ogrodzie Botanicznym byliśmy jeszcze bez dzieci w 2012 i było tak gorąco, że cieżko było to znieść. Później metrem dojeżdżamy w stronę Marina Sands, tu wieje tak, że jest mi aż zimno:
Wracamy zmęczeni na lotnisko. Odlot z T3. Na PP jest tu kilka saloników, ale trwa fala wieczornych odlotów i jest wszędzie pełno. W końcu dopychamy się do jednego, ale jest masakrycznie ciasno i słabo (słabiej niż ten sam na T2). Prysznice są dostępne ale jest kolejka. Na szczęście kolejka idzie szybko, ale na nieszczęście kabiny nie są myte ani czyszczone, kolejny klient dostaje po prostu nowy ręcznik. Słabo.
Po drodze do gejta uświadamiam sobie, że nie jestem już targetem dla wielu reklam. Tej w ogóle nie rozumiem:
Przelot z Singapuru do Monachium na A350. Personel już się tak nie starał jak na locie z Frankfurtu, może dlatego, że tym razem lecimy w nocy. Po dodatkowe jedzenie można iść do kuchni i wybór jest spory.
Monachium to jednak wyższa liga niż Frankfurt, saloniki są czyste i chyba lepiej wyposażone. Monika zdążyła iść pod prysznic, który wygląda sterylnie czysto na tle tych w saloniku w Singapurze. Jeszcze tylko lot do Poznania:
i jesteśmy w domu. Bagaż doleciał wraz z nami.