0
JanuszOnTour 25 października 2023 21:48
Image
ImageTrinidad#2
Playa Ancon
Nie jestem plażowiczem, ale wybieramy się na pobliską plażę Ancon. Bierzemy busa, co nie do końca nam się opłaci. Pierwszy kurs jest o 9. Koszt 5€ RT dla turysty, 5CUP dla lokalnych. Duża różnica.
Bierzemy leżaki po 200CUP i odpoczywamy. Drinki, kokosy, pizza od lokalnych handlarzy.
Życie morskie jest tu dość ubogie, ale kilka rodzajów rybek udaje się zobaczyć.
Plaża niczym szczególnym się nie wyróżnia i jest całkiem czysto.
Z wyliczeń i z tablicy wynikało, że bus przyjedzie o 14:30. Przyjechał. Ale nie wracał od razu. Zamiast tracić 1,5h bierzemy taksówkę za 10€ pod drzwi naszej casy.
Upał w mieście ponownie daje się we znaki, więc przeczekujemy 2 godziny.
Naszym kolejnym celem jest wejście na pobliski punkt widokowy na zachód słońca. Leje się z nas strasznie. Postanawiam kupić lokalny kapelusz. Sombrero guajiro.
Zabieram też ze sobą trochę fantów i niefortunnie chcąc przekazać jedną z koszul panu od banknotów Che, ściągam na siebie za dużą uwagę. Dosłownie zostałem otoczony przez ludzi, których nawet nie widziałem, bo plac był pusty. Nie było to rozważne. Ostatecznie prawie każdy coś dostał, ale zrobiło się mało przyjemnie przez chwilę.

Po drodze mijamy dyskotekę , która odbywa się w jaskini. Otwiera się ona późnym wieczorem. Nie skorzystamy z niej, ale sama okolica jest dość ciekawa i bardziej uboga. Po drodze na szczyt widać wyraźne ślady pożaru jednak nie wiem kiedy on miał tam miejsce.
Widok nie powala, ale raczej warto się wybrać dla rozruszania kości.
Czas na jedzenie. Knajpy dość puste i niewiele się dzieje. Lokalni nie korzystają z takich dobrodziejstw, więc wybór na chybił trafił.
Więcej obsługi niż klientów. Dosłownie cztery osoby z nami.
Napoje dostajemy w dzbanku do mleka i nie wiadomo, czy to taki styl czy improwizacja.
Jem bardzo dobrą „kanapkę” z bananów z wkładem jagnięcym. Cena około 1k CUP. Cały rachunek 6k CUP.
Koniec dnia, bo jutro czeka nas spory wysiłek. Image

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
ImageDzień wcześniej rezerwujemy przez Airbnb kilkugodzinną wycieczkę konno do wodospadu El Pilón. Robimy to trochę z lenistwa i wygody, bo mamy kawałek do centralnej części miasta. Tam stoją panowie na koniach i proponują podobne wycieczki. W naszej ofercie zaplanowane mamy w teorii 6 godzin z wliczonym obiadem. Cena 125PLN/pax. Na koniu nigdy nie jeździłem, a tylko
raz siedziałem na wielbłądzie dobrych kilka lat temu, spadłem i tylko mocno się potłukłem.
Zdjęcia na reklamówce pokazywały turystów w kaskach, co mnie przekonywało. Oczywiście rzeczywistość była inna. Kasku nie było, a my byliśmy jednymi uczestnikami.
Miły Pan Diosdado na nasze doświadczenie jakoś się nie przeraził. Zaraz siedziałem na białej klaczy imieniem Maleficana, jeżeli nie przekręciłem, a imię dosłownie można przetłumaczyć jako Zbrodnicza. Powtarzał tylko semiautatico Ferrari i że będzie łatwo.
Krótka instrukcja jak prowadzić i ruszyliśmy.
Wtedy zacząłem zastanawiać się, czy moje ubezpieczenie obejmuje wypadki na koniach.

Przejazd przez Trinidad z perspekty konia naprawdę fajnie pozwala spojrzeć na miasto. Naszego przewodnika znają chyba wszyscy i co chwilę się witamy. Jakoś pozwala zwalczyć to pierwszy stres. Dojeżdżamy do miejsca gdzie asfaltowa droga jest stroma. Tą część trasy przechodzimy pieszo i prowadzimy nasze zwierzaki. Tam spotykamy też inne osoby z pozostałych turnusów. Tłumów nie ma, więc nadal jest przyjemnie. Konie nawet pod własnym ciężarem ślizgają się na tej drodze, więc to dobra decyzja, że żadna z grup nie dosiada swoich towarzyszy.

Wsiadamy ponownie i oglądamy plantacje trzciny cukrowej, mango, awokado i innych roślin. Wyprzedzamy wszystkich naszymi ferrari, więc to jednak prawda i nasze klacze są naprawdę szybkie.

Kolejny stop jest na mini plantacji kawy. Opcja nie jest wliczona, ale wypijamy kawę i kupujemy jedno cygaro. Nie pamiętam ceny, albo to było 200 za jeden taki zestaw, albo 400 CUP.
Kupujemy też za 20€ kawę na oko 600-700g, a na ichniejsze jedno plastikowe pudełko z górką. Była zupełnie inna w smaku, od tych które pisaliśmy w casach i restauracjach.
Przejeżdżamy jeszcze kawałek skąd ruszamy następnie pieszo do wodospadu.
Kilkuminutowy łatwy marsz i możemy się schłodzić. Spotykamy rodzinkę z Polski, to w sumie drugi i ostatni polski akcent wliczając kilka osób, które minęliśmy na ulicy w Hawanie.
Obok wodospadu jest prowizoryczny bar i jeden pan przygrywający na gitarze. Naprawdę miło spędzamy tam chyba godzinę i wracamy do naszych koni.
Kolejny postój to lunch. Oczywiście spotkamy tam znowu wcześniej wspomnianą Włoszkę. Jakoś wszystkie drogi nam się ciągle krzyżują. Do obiadu zamawiamy dodatkowo płatny świeży sok z trzciny cukrowej z dużym dodatkiem wyciśniętej limonki. 200 lub 400 za szklankę. To najlepszy sok z trzciny jaki piłem w życiu. Limonka naprawdę bardzo dobrze przełamała słodycz.
Obiad prosty i całkiem smaczny. Najedzeni ruszamy już powoli do miasta, ale spory kawałek drogi przed nami. Trasa jest tak zaplanowana, że większość jedziemy po okręgu, więc nie ma nudy.
Niestety nasze szybkie konie i lekki kłus powodują, że w pewnym momencie jazda dla mnie stała się dość bolesna. Obiad dość mocno ciążył na żołądku i bardzo chciałem zmienić się w konia, żeby móc sobie ulżyć. Tuż przed podjazdem do miasta nie wytrzymałem i poprosiłem o postój techniczny. Od razu lepiej.
Zaczynamy ostatni odcinek, po kilku godzinach jazdy już czuję się pewniej w mieście i było już pewniej niż na początku. Każdy się z tobą wita, coś tam pokrzykuje itd. W lekkiej mżawce dojeżdżamy do domu naszego przewodnika i żegnamy się. W podziękowaniu dostaje od nas jakieś upominki.

Krótko odpoczynek w naszej casie i ruszamy na ostatni wieczór w Trinidadzie. Spacerujemy, odwiedzamy drugi mniejszy park i nagle przez okno w jednym z domów widzimy tak jakby salon gier. Wchodzimy do środka. No tego, to się w takim miejscu nie spodziewałem. Sala zabaw dla najmłodszych dzieci i dorosłych. W tym symulatory VR. Nigdy nie korzystałem z googli VR, a tym bardziej na symulatorach.
Cena jak za darmo. Każdy z nas wykonuje jeden przejazd. Dobrze, że dopiero szliśmy na obiad, bo dość mocno nas zemdliło :)
Obiad ponownie jemy w tej samej restauracji tj. Trinidad Tropical Club. Uzupełniam jeszcze swoją garderobę o koszulkę z flagą Kuby oraz lokalną koszulę tj. Guayabera wykonana w 100% ręcznie przez lokalnych mieszkańców.
To już półmetek wyjazdu i około 8 rano mamy zamówioną taksówkę do Hawany. Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
ImageOstatnie dwa dni spędzamy w Hawanie. Pierwszy dzień to Vedado i okolice, bo tutaj się meldujemy.
Kolejnego dnia długi spacer do dzielnicy z ambasadami po drodze odwiedzamy również cmentarz Cristóbal Colón Cemetery. Restauracje opiszę w oddzielnym wątku, żeby łatwiej je można było odnaleźć. Nie będę się rozwodził co widzieliśmy, ten wyjazd to dla mnie głównie kontakty z ludźmi to przytoczę jeszcze jedną historię.
Kończyła nam się gotówką, więc postanawiamy wrócić do naszej casy, żeby wymienić pieniądze.
Dosłownie 100 metrów przed naszym noclegiem mijamy mały, niczym nie wyróżniający się „sklep”. Gringos widać z daleka szczególnie, że chodzę w moim zakupionym sombrero. Krzyczy do nas dziewczyna i zaprasza na kawę. W sumie to mamy jakieś drobniaki, więc wystarczy.
Wchodzimy. W środku siedzi wspomniana dziewczyna z matką. Piją piwo i popalają papierosy. Dostajemy kawę i zaczyna się rozmowa. Z nimi miałem naprawdę duży problem, żeby cokolwiek zrozumieć. Bardzo dziwny akcent. No to przechodzimy na translator. Od razu na start dostaje zaproszenie na imprezę. Zaczyna się ciekawie. Odmawiam. Wypijam swoją kawę. Trochę ogólnej rozmowy o naszych polskich imionach i kolejne pytanie. Zdziwiona odmowa pójścia na imprezę pyta, czy jesteśmy parą. Zaprzeczam. Czy postawię jej i matce drinka? Mówię, że nie mam lokalnej waluty. Niewiele myśląc sam pytam, czy mogłaby załatwić wymianę i proponuję po kursie 240:1. Chwilę myśli i zgadza się. Przekazuje jej 50€, dziewczyna bierze od matki telefon, a jej zostawia tylko dowód osobisty. Znika. No to nie ma już odwrotu. Matki to kompletnie nie rozumiałem. Grzecznie czekamy i w międzyczasie wpada kilka dzieci. Biorą dosłownie jeden cukierek za 20 pesos i wychodzą.
Po co tak przydługi wstęp, bo teraz sprawy przyspieszają. Działo się tak dużo, w tak krótkim czasie. Nie pamiętam, ile czasu minęło od wizyty dzieci, a jest to istotne. Nagle matka wstaje i dość szybko próbuje wyjść z kawiarenki. Jakoś zupełnie instynktownie stanąłem w przejściu i się zaczęło. Zatrzymała się na mnie.
Coś jej powiedziałem. Usiadła, ale minę miała nietęgą. Ja również, bo o tym kilka razy powtarzała. Kazałem dzwonić do córki. Ona coś mi tłumaczyła, ale nie wiem co. Obsługa dwóch Pań nawet nie zareagowały. No i w takiej niezręcznej atmosferze cierpliwie i w napięciu czekam. Przekazałem do ręki równowartość 2,5 miesiąca pracy. Tak, naprawdę tutaj tyle zarabia przeciętny mieszkaniec.
Czekamy dalej. Powtarza ciągle, że córka idzie i wreszcie udaje mi się trochę zrozumieć, o co jej chodzi.
W jej wersji wydarzeń nie chciała uciec tylko wyjrzeć za dzieciakami, bo kupiły jeden cukierek na całą grupę. Czy to była prawda? Nie wiem, bo kto miałby kupić pozostałym. W domyśle pewnie ja. Tego nie wiem. Ostatecznie córka wraca z pieniędzmi wsadzonymi w biustonosz.
Ogólnie było mi bardzo głupio i przepraszałem je. Jak udało mi się wreszcie bardzo dokładnie dowiedzieć o co chodziło, to zaproponowałem, że cukierki przyniosę tylko muszę iść do domu. Dodatkowo, zostałem poproszony o 10€, żeby mogły kupić mleko w proszku dla ich dzieci. Zgodziłem się.
Wróciłem z krówkam, a one siedziały się z mlekiem. Okazuje się, że mieszkają dosłownie obok, więc za chwilę przychodzą wszystkie dzieciaki oraz druga córka w zaawansowanej ciąży. Witam się z nimi, przekazuje cukierki. Już tak spięty jak wcześniej nie jestem. Cała historia to może 30-45 minut, a czułem się totalnie wyssany z energii.
Więcej naprawdę nie ma co opowiadać, podstawy hiszpańskiego do głowy i zachęcam do napisania własnej historii na tej wyspie.
Czy chciano mnie oszukać? Z perspektywy czasu wątpię, bo sam tą wymianę zainicjowałem. Tego już się nigdy nie dowiem.

Tak właśnie upłynął tydzień na Kubie. Fantastyczni ludzie, fantastyczne drinki bezalkoholowe i alkoholowe. Piękne plaże i widoki. Raj na ziemi, ale polityka mocno to utrudnia.

Małe podsumowanie. Koszty to tak jak wspominałem około 400 zł za nocleg na osobę na tydzień. Transport, atrakcje, cygara, jedzenie. Nie liczyłem co do €, ale zamknąłem się w 400€. Śniadania w czasach po 5€, obiady średnio 2k CUP. Drinki do 3€.

Po drodze mamy ciekawy planowy postój w Caracas. Dopiero tam następuje sprzątanie maszyny, dostajemy koce i bardzo fajna i ładną kosmetyczkę. Na pokład wchodzą również służby i sprawdzają tylko sobie wiadome rzeczy. Na zewnątrz widać oddział antynarkotykowy razem z psami. Wjeżdżają do łuku bagażowego.
Całość zajmuje około 1,5h.
Miłym akcentem, było dodane do posiłku masło z solą wyprodukowane w Wenezueli. Więc trochę liznęliśmy ten kraj. Hehe. Musiałem.
Większość lotu przesypiam. Bardzo dobrze i łatwo przestawiam się na nowy czas. W Stambule zostajemy na lotnisku. Saloniki, prysznic itd. Wracam do szarej rzeczywistości, ale nie na długo. Zaraz kolejny urlop i oby tam gdzie jest zaplanowany. Image
Image
Image
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

mediolan 26 października 2023 12:08 Odpowiedz
Moje rady :Targuj się przy noclegach, bo są mocno zawyżane ceny.Jeśli klienta casa nie będzie miała nic nie zarobi. Najlepiej noclegi rezerwować na miejscu, z tym że mając wstępne na airbnb jakieś namiary na inne możliwości. Polecam wycieczki na Malecon w Hawanie i przejażdzkę autem z lat 60 - tych ( tutaj trzeba uważać na naciągactwo w USD). Po mieście można się poruszać autobusami za grosze (Havana), tyle że z tłumami miejscowych.
boots 26 października 2023 12:08 Odpowiedz
Quote:Polecam wycieczki na Maicon w HawanieTam nie byłem. Ale za to sporo czasu włóczyłem się po Malecón.Moim zdaniem przejażdżka takim autem nie jest żadną atrakcją.
martinuss 26 października 2023 17:08 Odpowiedz
@JanuszOnTour Pamiętaj że Revolut na Kubie jest zbanowany. Nie zapłaci się kartą wystawioną poprzez Revolut. Kwestia płatności kartami - najważniejsze aby kartę, którą ma się przy sobie nie była wydana przez bank z US lub z kapitałem US bo nie zadziała m.in CitiBank. Na pewno działa mBank. W sklepach MLC (Pewxy) płatność tylko kartami Visa/MasterCard lub przedpłaconymi lokalnymi. Obciążenie w USD.
januszontour 27 października 2023 23:08 Odpowiedz
Dziękuję za rady. Na razie pierwsze oznaki mogą wskazywać, że nie dolecimy na czas do Stambułu. Zapowiadane opóźnienie z WAW to 3 godziny. Kolejny lot IST-HAV jest za dwa dni. Nawet jakbyśmy zdążyli to bagaże zapewne nie, więc szykuje się ciekawy wyjazd.
japonka76 27 października 2023 23:08 Odpowiedz
[emoji2] "ciekawy wyjazd" to i relacja może być ciekawaPowodzenia w takim razie.
mediolan 28 października 2023 17:08 Odpowiedz
chyba się udało zdążyć może ktoś mi wytłumaczyć dlaczego lot via Stambuł Turkish leci górą przez Wielka Brytania , Kanada ? THY183 TK183 B789Turkish Airlines
vincenz 29 października 2023 12:08 Odpowiedz
@mediolan ze względu na wiatr zapewne - zobacz screenshot z windy. Gdyby leciał po najkrótszej trasie, to na południowy zachód od UK i Irlandii miałby spory wiatr czołowy.
januszontour 29 października 2023 17:08 Odpowiedz
Okazuje się, że całe lotnisko ma problem z opóźnieniami. Wynika to z remontu jednego z pasów. Bez problemu udaje się zdążyć i jeszcze wynudzić przez bramką. Same loty bez większej historii. Zabawa zaczęła się po wylądowaniu. Dość sprawnie wymijamy większość pasażerów. Pierwsza jest kontrola covidowa. Przede wylotem warto wypełnić formularz D,Viajeros. Wiele osób tego nie robi i tracą czas na ręczne wypełnianie. Posiadanie QR to taki fakt track. Oczywiście szczepienia itd nie są sprawdzane. Paszporty, bardzo powolne security i czekamy na odbiór bagaży. Zabrałem ze sobą dużo przedmiotów dla gospodarzy i innych ludzi. Dlatego korzystamy z transportu zorganizowanego przez naszą gospodyni. 30€. Wiem, że można taniej to zorganizować. Docieramy do naszego lokum, gdzie spędzimy dwa dni. Casa znajduje się niedaleko Capitolu i po wychyleniu się z naszego tarasu bez problemu ją widzimy. Uzupełniamy formalności. W tym musimy przywitać się z pozostałymi gospodarzami. Dostajemy bongosa do ręki i bez wyczucia rytmu wypowiadamy swoje imiona do bożków. I tym sposobem od razu spotykamy się z synkretyzmem religijnym. Wymieniamy również euro po kursie 230:1Przekazuje pierwszy prezent jaki został zamówiony tj. leki na alergię. Zaczynany przechadzkę po Havana Vieja. Plac, uliczki. Zaczynamy chodzenie bez celu. Jest to popularne miejsce dla turystów, więc problemy lokalnych mieszkańców nie są od razu widoczne. Postanawiam kupić misia z czekolady. Jedynie 130 CUP za sztukę. Dostaje go do ręki więc od razu zaczyna się topić. Odgryzam mu ucho i podchodzi do mnie pierwszy Pan. mówi że jest głodny. Dostaje całą głowę. Wyjmuje banknot 3 CUP z Che, dostaje całego misia. Wiem że sprzedają zarówno monety i banknoty z Che i tak próbują dorobić małe pieniądze na turystach. Wchodzimy na chwilę do muzeum Simona Bolivara. W sumie nic tam nie było. Kilkanaście scen z życia wykonanych z prostej glinianej ceramiki. Pijemy kawę w prawdopodobnie państwowej restauracji. Tak sądzę po cenach, albo ich jeszcze dobrze nie znam. Espresso 30, “sok” 120 tj. Soczek z rurką, mała woda 60. Kawiarnia jest ładna i wystrojem nawiązującym do Lizbony. Café Académico Columnata Egipciana. Następnie odwiedzamy fortece. Wejście dla turysty za 120 CUP. Warto wejść dla ładnego widoku na mury okalające wejście do portu. W samym muzeum najbardziej podobał mi się statek na oko wysoki na 3m a długi na 5-6 metrów. Jest to model statku z XVIII wieku. Santísima Trinidad. Posiadał aż 112 dział. Robimy się głodni i kupujemy dwie pizze z serem. 170CUP za sztukę. Jest to jeden z wielu biznesów, który jest jednocześnie wejście do domu. Spacerując dalej spotykamy różnych nagabywaczy. Raczej nie natrętni szczególnie jak próbuje się z nimi dukać po hiszpańsku. No i jest i on. Mauricio jeżeli nie przekręcam imienia. Wiadomo, że będzie coś chciał w zamian. Spotkamy go zaraz przy La Bodeguita del Medio gdzie turyści w środku dosłownie depczą po sobie. Od słowa do słowa postanawia zaprowadzić nas na drinki gdzie są tylko lokalni. Zgadzamy się rozmawiamy o niczym. Dochodzimy do baru chcemy zamówić jeden drink dla niego i jeden dla nas. Niestety zamknięte. Miejsce rzeczywiście lokalne, z lekkim potencjałem do szukania pań do czego bardzo zachęca. I tu zaczynają się schody. Nie odpuszczamy i tym razem wybiera inne miejsce, które od razu wygląda na za piękne i za drogie. Więc tu jednak odmawiamy wypicia. Darmowy drink mu przepadł, więc jakoś polubownie, choć widzę że z niesmakiem daje mu tipa za rady i rozstajemy się. Oferował również wymianę za 240:1. Sami znajdujemy sklepo-dom i kilka towarów. Kawa za 10, piwa, woda papierosy. Jest to napój z dużego termosu. Bardziej to cukier z kawą. Zbliżamy się do muzeum rewolucji. Wejście 200CUP, ale jest remont, a cena taka sama. Pani od biletów też chyba czuła, że to słabo wygląda. Postanawiamy oglądać Granme z zza płotu. No i podchodzi do nas pani. Rozmawiamy o wspomnianej cenie biletów. Nauczycielka salsy od poniedziałku do piątku. Podpowiada gdzie zjeść z miejsc, które mamy wstępnie zaznaczone na naszych mapach. Odchodzi, robimy zdjęcia, znowu rozmawiamy. Pytam, czy czegoś potrzebuje. Mówi że nie, ale jest problem z lekami. Mówię, że mamy je w domu i możemy coś przekazać. Temat zmienił się jednak na rozmowę o cygarach i jakoś tak wyszło, że trafiliśmy do domu, gdzie mogliśmy je kupić. Nie wiem czy taki był cel od początku. Może tak, może nie. Wchodzimy do domu starszej pani, która wyciąga torbę z cygarami. Różne pudełka, jeszcze nie zaklejone. Można obejrzeć, dotknąć. Podobno pani pracuje w fabryce i stąd je ma. W środku banderole. Po długich rozmowach kupujemy 2x10 cygar. Czy sa to oryginały? Nie wiem. Nawet jak zrobili nas w balona to tak piękny sposób i w takim miejscu, że warto było. Na obiad udajemy się do Don Pucho. Langusta w cenie kurczaka i innych mięs. Ja zamawiam grillowaną za 2100, a kolega ropa vieja. Drinki, soki. Kawa i deser w cenie. Całość z serwisem 6000. Powrót do naszego lokum kolejna wymiana tym razem 235:1. Szybki prysznic i kolejne kilometry bez celu. Tak kończy się dzień pierwszy. Dzieje się dużo. Zdjęcia nie chcą współpracować.
seal 30 października 2023 12:08 Odpowiedz
@JanuszOnTour: jestem żywo zainteresowany informacją o dostępie do Internetu,jest to w sumie rzecz (jego brak) która powodowała że na Karaibach jeszcze Kubę omijałem. :)
januszontour 4 listopada 2023 05:08 Odpowiedz
Internet jako tako istnieje. Korzystam tylko z tego udostępnionego przez gospodarzy. Czasami jest on płatny (np. 1€ za dzień w pierwszej casie), ale zawsze powolny. Jutro zaczynamy długi powrót, więc relacja tekstowa powstanie na pokładzie samolotu, a postaram się ją zakończyć w Stambule. Mam też kartę SIM od kolegi, który był tu dwa miesiące temu. Niestety sama nie zalogowała się do sieci, a nie chciałem tracić czasu lub wyjaśniać dlaczego nie działa w punktach ETCSA.
januszjanuszewski 8 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
Ponuro ten kraj wygląda.
boots 8 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
Ale ludzie są bardzo szczęśliwi.
sudoku 9 listopada 2023 17:08 Odpowiedz
JanuszJanuszewski napisał:Ponuro ten kraj wygląda.Bez przesady, choć oczywiście nie zazdroszczę im i żyć tam bym nie chciał. Jestem w tym wieku, że jeszcze się załapałem na PRL i u nas tak samo/podobnie było.