Kuala Lumpur – Langkawi Lot zaplanowano na 13.20 linią AirAsia. Odlot z terminala KLIA 2. Za dwie osoby z bagażem nadawanym do luku (20 kg) zapłaciliśmy niecałe 70 USD. Lot prawie punktualnie. 50 minut i lądujemy na ładnym, czystym lotnisku.
Langkawi Piękna pogoda, słoneczna, temperatura - około 30 stopni. Grab za 21 MYR i lądujemy w hotelu Mercure Langkawi Pantai Cenang. Powitanie iście królewskie. Witały nas dwie szefowe, recepcjonista i w podzięce za lojalność zaoferowały nam m.in. super pokój – typu studio na 8 najwyższym piętrze z widokiem na morze. Istne cudo. Hotel nowy – jednoroczny. Basen, restauracja i blisko wszystkiego – sklepów, morza, salonów masażu, itp. Krótki spacer i w odległości 100 metrów od hotelu jest śliczna plaża. Mało ludzi, piasek jak mąka i cieplutka woda (około 30 stopni). Istny raj na ziemi. Czyli relaks i wizyta w sklepie wolnocłowym. Najtańsze litrowe whisky za około 30 pln. Innych rzeczy „nie opłaca się kupować”. Super sprawa. Alkohol zawsze się zwraca. Wieczorna wizyta w restauracji z opinią 4,8 – całkowita porażka. Pizza na cieście z betonu. Jej nazwa to Hornbill Hut Langkawi. Farsz ok, ale spód wybijał zęby. Nie wiem kto im recenzje wystawiał. Odradzam. Wieczorny spacer nad morzem.
Małe drinki i spać. Następny dzień. Śniadanie. Grab za około 20 pln do Sky Bridge i wspaniałe doświadczenie związane z tą atrakcją turystyczną. Wspaniała kolejka górska, pogoda i widoki. Szok. Na dole nie było kolejki o 11.00. Te zaczęły się, aby wjechać na most. To zajęło nam około 25 minut. Most – śliczny i znów kolejka, aby powrócić do górnej stacji. To nic. Widoki zapierają dech w piersiach, kolor lasów, a przede wszystkim morza – niepowtarzalny. Zwiedzających sporo, ale rozsądnie regulowane nasycenie zwiedzających. Dużo Azjatów, Australijczyków i trzy rodziny z Polski, które razem spędzają urlop w Malezji. Od wielu dni (dokładnie 6, choć w Singapurze słyszeliśmy jedną młodą parę - około 55 lat - rozmawiającą w naszym rodzimym języku), w końcu mogliśmy pogadać po polsku. Parę minut i dalej podziwianie przyrody, widoków, itp., itd.
Grab i jedziemy do hotelu. Oczywiście mam swoje plany - przede wszystkim pomoczyć cztery litery w morzu. I tu było super. Plaża czyściutka. Cały czas sprzątana, grabiona. Piaseczek - jak mąka, woda - super czysta, temperatura około 29 stopni, dno - piaszczyste. Cudo.
Potem zakupy i jedzonko w hotelowej restauracji. Padło na zupkę „Tom Yam Goong” . Pyszną zupkę, choć nie do końca tanią - 24 MYR. Jednak patrząc na stragany uliczne, temperaturę i sposób przechowywania produktów, ten wybór wydawał się jak najbardziej trafny.
Minibarek za darmo, czyli trzeba było tylko dokupić dodatek w postaci whisky na wieczór i na dalszy pobyt, w tym wypadku na Borneo. Zakup jak najbardziej udany. Kaca nie było. Cena około trzydziestu kilku złotych za litrową butelkę. Kosmetyki drogie. Rano wymeldowanie i trasa na lotnisko. Niestety „Grab” nas zawiódł – brak dostępnych kierowców w okolicy. Zamawiamy taxi za 35 MYR i w drogę. Langkawi? Wrócimy tu. Tu jest pięknie – wszystkim polecam. Na lotnisku drukowanie kart pokładowych, zawieszek do bagażu, nadanie bagażu i do saloniku „Plaza Premium Lounge”. Około 11.00 pojawia się możliwość zamówienia dań obiadowych. Decyduję się na „Curry Laksa”. Bardzo smaczna.
Niestety lot via Kuala Lumpur do Kuching zajmie nam cały dzień. W Kuching wylądujemy około 21.00 czasu lokalnego. AirAsia zmieniała nam loty wielokrotnie. Początkowo podróż miała trwać łącznie (dwa loty) około 4,5 godziny. Po zamianach linii lotniczej trwała 8 godzin. Trudno, ale jeden dzień w plecy. Na lotniskach i samolotach spędziliśmy 11 godzin. Tu linia AirAsia nas zawiodła. Na szczęście w Kuala Lumpur znów mogliśmy odwiedzić salonik lotniskowy, a nawet recepcjonista nas powitał słowem "powtórnie witamy". Kolejny raz było pysznie i przyjemnie.
Kuching Wylądowaliśmy o 20.45. Odbiór bagażu, kontrola paszportowa, zamówiny „Grab” i o 21.40 lądujemy w hotelu – Pullman. W „Grabie” muzyka na full, wchodzimy do hotelu, to samo. Ledwo co słyszę recepcjonistkę. Koszmar, ale bardziej dla pracowników, niż dla nas. My tam spędziliśmy 10 minut, a oni? Cały dzień, jak na weselu siedząc tuż przy orkiestrze. Okazało się, że to tylko dwógodzinny koncert lokalnej gwiazdy. Pokój super, 21 piętro, tylko komunikacja z recepcjonistką odnośnie saloniku hotelowego mocno utrudniona. Chyba nie do końca wie o co chodzi, ledwo co mnie słyszy, ale w końcu uzyskuje pomoc kolegi i wiemy, ze takowy jest na 22 piętrze, ale już się za parę chwil na dziś zamyka. Dobra. Jutro sprawdzimy. Mam nadzieję, że jutro już nie będzie występów muzykalnych w lobby hotelowym.
Koszt hotelu to około 800 pln za 4 doby. Hotel pięciogwiazdkowy. Oczywiście w pakiecie mamy darmowe śniadania i salonik. Z lotu ptaka (z samolotu) widać było, że to jest duże miasto. Z okna auta, że bardzo ładne, super drogi, fajne neony, dużo restauracji, hoteli, itp. itd. Jutro przyjdzie czas na bliższe poznanie miasta. Śniadanie smaczne, a zupka Sawarak Laksa serwowana na śniadanie – przepyszna. Krótki spacer i powrót do hotelu. Marudziliśmy, że padał deszcz, teraz upał. Temperatura odczuwalna 40 stopni. Basen hotelowy – bardzo przyjemny, obok duże jacuzzi, siłownia. W saloniku kawka i czekamy na wieczorny poczęstunek (18.00 – 19.00). Wytypowano dwa miejsca na jedzonko: Poh Lam Laksa (to na śniadania – czynne do 11.30) i Topspot Food Court. Myślimy o laksie i owocach morza. Obie lokalizacje blisko hotelu. Topspot – genialne miejsce. Świeżutkie owoce morza, pyszne zupki (ja zjadłem Tom Yam Seafood Soup za około 20 MYR – była bardzo smaczna, wyrazista, wiele przypraw). Duże porcje. Ceny? Lekko wygórowane, ale do przeżycia (np. 1 kg krabów – 88 - 100 MYR, zupa – około 20 MYR). Miasto duże, fajne, czyste.. Dużo hoteli, knajp, sklepów. Zadbane budynki rządowe, parlamentarne, hotele. Kilka bardzo oryginalnych budowli, np. budynek parlamentu, muzeum nauki, ratusz, muzeum kultury Borneo, ładne meczety i inne świątynie. Ładny ogród orchidei (niestety już przekwitły). Super się łazi po sklepach hinduskich, arabskich, chińskich. Wszędzie dominuje zapach przypraw i laksy. Niestety w ciągu dnia upał ogromny. Kolejny dzień, w którym temperatura odczuwalna wynosi 40 stopni. Ruch pieszy w mieście praktycznie zamiera. Dopiero wieczorem można spokojnie pospacerować (o ile nie nadejdzie solidna ulewa, co od dwóch wieczorów staje się normą), czy obejrzeć pokaz fontann. Zadbane nadbrzeże wieczorami tętni życiem. Pełno knajpek, jadłodajni. Nie widać tłumów turystów, choć w hotelu w wieczorem można dostrzec światło w prawie każdym pokoju. Wydaje się, że gośćmi hotelowymi są w znacznej części Azjaci, być może mieszkańcy Malezji.
Kuching – miasto kotów. Muzeum kotów. Parę pomników kotów widzieliśmy, ale żywych stworzeń nie udało nam się dostrzec. Nie widać też psów. Dziwne. Po trzech dniach chodzenia po mieście muszę zmienić zdanie – widzieliśmy dwa koty. W planach była wizyta, wycieczka po parku narodowym. Niestety zdrowie nam nie pozwoliło. Temperatura, wilgotność były dla nas nie do zniesienia w ciągu pełni dnia. Wieczorami z reguły lało. Po czym była znośna aura. Tu dostrzegliśmy kolejną porażkę naszego planu. Oczywiście każdego dnia, wieczoru mogliśmy korzystać z przywileju saloniku hotelowego. Ten był wyjątkowy. Poza pysznym jedzonkiem zawierał również mocniejsze alkohole.
Kolejny przejazd na lotnisko. Kolejny salonik lotniskowy i znów wielce pyszny. Krewetki pyszne. Przez te kilkanaście dni zjadłem ich więcej niż przez całe życie i wszystkie wyjątkowo dobrze smakowały.
Świetna relacja ale mam wrażenie, że czytam głównie o przekąskach w salonikach
;) co nie jest takie złe oczywiście ale dla części z nas niedostępne (zwłaszcza lounge w hotelach). Więcej wrażeń ze zwiedzania poproszę.
@potek7 moze jednak lepiej podzielic na kilka wpisow. latwiej sie przewija i czyta. rowniez mobilnie... just idea
:idea:A relacja z SEA bardzo fajna
:-)
Dziękuję, za dobre słowo.Celowo tak tą relację skonstruowałem, aby pokazać ile może nam dać dobre przygotowanie do podróży. W tym wypadku mam na myśli aby zdobyć odpowiedni status w sieci hotelowej (w Accor wystarczy 60 noclegów rocznie, np w sieci Ibis, Mercure, Novotel - idzie to zrobić uwzględniając różne promocje opisywane na forum) i posiadanie możliwości korzystania z saloników lotniskowych. Obie są naprawdę bardzo przydatne w podróżowaniu po Azji. W planach jest Tajlandia, Kambodża, Wietnam, Zjednoczone Emiraty Arabskie i może Filipiny. Oby się spełniły, bo status w Accor utrzymam także na przyszły rok. Potem wrócimy z podróżąmi do Europy.Pozdrawiam
Każda sieć jest dobra, o ile mamy z tego przyjemności. Też zapisałem się do HH i zobaczymy co z tego wyjdzie. Najpierw muszę się nauczyć zasad, ale to dopiero od 2023 roku.Warto korzystać z tego co możemy wypracować naszymi podróżami, lotami, noclegami, zakupami. I tak za to zapłaciliśmy, tylko żeby wiedzieć, albo wiedzieć kto wie. Forum wszystko wie, a właściwie, to każdy z nas po kropelce wlewa wiedzę do wielkiego kielicha. Wiem, pojechałem ..., ale to prawda.
@potek7 to Wy jesteście tymi szczęśliwymi emerytami z reklam OFE sprzed lat!
;) Bobrze, że chociaż Waszej dwójce sny o godziwym życiu na emeryturze się spełniły. A serio, to dzięki za te wszystkie obszerne szczegóły i też tak na emeryturze chcę.
:)
@potek7 Bardzo fajna i dużo wnosząca relacja. Dzięki!@ghostwriter ja natomiast wybieram Acccor vs HH - myślę, że to bardzo subiektywna ocena i zależy też o tego do jakiego miejsca najczęściej się podróżuje. Od około 10 lat ja i żona stale mamy najczęściej w dwóch programach wysokie statusy, m.in. Platinium w Accor, Diamond w HH, czy w Radisson. W tym roku wiemy że damy radę "zrobić" wyższy tylko w jednej sieci (możemy w dwóch, a może i w trzech - sami decydujemy o podróżach służbowych, ale nam się nie chce:), no i wybraliśmy Accor. Dlaczego - z "sieciówek" najlepsze oferty resortowe w PL ma Accor, a lubimy skoczyć sobie na wyjazd do PL, choć Radisson też rośnie w siłę. Perspektywa Accor w PL też najlepiej wygląda - jest już kilka kolejnych hoteli zaplanowanych w PL. HH to w sumie poza Świnoujściem, to tylko duże większe miasta. Podróżując po Europie to tu już pewnie bardziej wyrównana liga, ale też z przewagą na Accor.Świat - no to zależy do region:. Ameryka Północna - to dominacja HH (no i oczywiście Marriott i Wyndham), w Azji mocno wyrównane, chociaż z przewagą na HH. Innych sieci nie porównuję ponieważ, czy to w Marriott, czy w IHG nocowałem zbyt rzadko (choć w Sheraton WWA sporo nocy się spędziło:)). PS. Nie wybieram tylko obiektów sieciowych - w miejscach, gdzie bywam regularnie często mam ulubione miejsca, które nie należą do "sieci" i regularniej jest to mój pierwszy wybór i często najlepszy .
@potek7 , @Kalispell , nie no, jasne, każdy ma jakieś swoje preferencje, a Accor jest chyba najlepszą siecią jeśli chodzi o dostępność w Polsce i wielu innych państwach, więc jest jak robić statusy. Mi się nigdy nie podobał w Accorze system punktowy przez bezpośrednie przeliczanie punktów na walutę. Pod tym względem IHG mi się najbardziej podoba, bo bardzo często czuć, że punktami jest taniej, nawet bardzo, mimo że zmienili wycenę na dynamiczną i polikwidowali promocje, które przywiązały mnie emocjonalnie do tej sieci (PointBreaks wróć
:cry: ). W Hiltonie już tak kolorowo nie jest, ale jest kilka miejsc do spalania punktów, a 5 noc gratis robi robotę. No i bardzo ważnym atutem jest elastyczność rezerwacji za punkty - w porównaniu do stawek elastycznych punkty potrafią wychodzić bardzo tanio. Czasami korzystam z Accor, ale bez statusu to oczywiście mniej zabawy i tu pojawia się kolejny istotny argument - brak status match. Poza tym w Accorze strasznie nie podobają mi się Ibisy, a Ibis Budget to już w ogóle jakaś aberracja i marka jest skonstruowana tak, żeby poniżać (broni się Ibis Styles i jak wnioskuję to jest główny odpowiednik HIX czy Hampton), natomiast mają całkiem niezły wybór bardziej ikonicznych obiektów - np. Fairmont Baku, Sofitel Luxor czy Sofitel Old Cataract.Już napisałem tyle, że prowizja od HH się należy, więc może inne wątki
:) Oczywiście zgadzam się, że każdy dokłada cegiełkę. Tu nie ma nic na wyrost. Są jacyś ludzie, którzy przychodzą z głupotami, ale regularni użytkownicy nawet drobiazgami pomnażają zbiorowy umysł fly4free
:) Nawet głupie recenzje hoteli to świetna sprawa. Bywają informacje spektakularne, ale czasami cudzy drobny problem potrafi doprowadzić do interesujących i wartościowych wniosków, które można przekuć na korzyści
8-) Poza tym cieszy mnie bardzo, że polscy emeryci podróżują. Jest to wartość sama w sobie, służąca poprawie jakości i satysfakcji ich życia, ale czasami jak słucham trochę starszych ludzi to bardzo przydałoby się im poszerzenie horyzontów. Ci którzy widzieli trochę świata to nieco inny poziom. Choć tak naprawdę to nie brakuje młodych, którym też przydałaby się reedukacja w ramach podróży. Sam staram się zabierać jedyną żyjącą rodzicielkę gdzieś dalej, bardzo się jej to podoba, ale jakoś nie potrafi się przekonać, że nie trzeba znać języka perfekcyjnie żeby samodzielnie sobie zwiedzać. Pewnie też ma jakieś opory z aspektem organizacyjnym, bo choć od lat pracuje na komputerze, to systemy rezerwacyjne i płatności w Internecie to dla niej czarna magia. No w każdym razie super i gratulacje, wielu owocnych podróży życzę i podobnych relacji
:)
Ciężko starszych ludzi przekonać do podróży. Czasami nam się udaje, ale starsi żyją w innym świecie, sobie znanym i coś nowego ich, nas odstrasza. Nas nie, ale po prostu trzeba raz, drugi spróbować, a potem już leci. Ten pierwszy, drugi raz to może być np. Praga, Wilno, Bratysława, a potem Ateny i Rzym.Najważniejsze, aby były chęci i kasa.
hiszpan napisał:Świetna relacja ale mam wrażenie, że czytam głównie o przekąskach w salonikach
;) co nie jest takie złe oczywiście ale dla części z nas niedostępne (zwłaszcza lounge w hotelach). Więcej wrażeń ze zwiedzania poproszę.Ja też się przychylam do tej prośby. Wolałabym więcej poczytać i pooglądać zdjęć odnośnie tego co zwiedziliście niż co i gdzie zjedliście. Te wszystkie hotele i saloniki nie są dla mnie osiągalne, a samo hasło „tam trzeba lecieć i samemu zobaczyć” to za mało, żeby już kupować bilety
;)
Będąc w Malezji warto też zahaczyć o pola herbaciane Cameron Highlands oraz park narodowy Taman Negara. Bardzo ciekawa relacja pokazana z innej perspektywy. Czy mógłbys napisać o kosztach całej wycieczki.
Bardzo proszę:- Loty WAW - IST - SIN - IST - WAW - ok. 6k pln za dwie osoby- autobus SIN - Melaka - około 200 pln za dwie osoby- autobus Melaka - Kuala Lumpur - ok. 20 pln za dwie osoby- Hotele: Singapur 2 noce - 1200 pln (w tym darmowe śniadania i salonik), Melaka 2 noce ze śniadaniami ok. 800 pln, Kuala Lumpur 2 noce (w tym darmowe śniadania i salonik) - 880 pln, Langkawi 2 noce ze śniadaniami - 880 pln, Kuching 4 noce (w tym darmowe śniadania i salonik) - 800 pln, Kuala Lumpur 2 noce (w tym darmowe śniadania i salonik) - 900 pln, Singapur 1 noc (w tym darmowe śniadania i salonik) - 660 pln, Stambuł jedna noc ze śniadaniem - 600 pln; Razem ok. 6500 pl, ale w standardzie 4-5 gwiazdek.- dodatkowe jedzenie i picie - ok. 400 pln- loty wewnętrzne - ok. 1600 pln za dwie osoby z bagażem nadawanym (15 kg) - Kuala Lumpur - Langkawi RT, Kuala Lumpur - Kuching RT i Kuala Lumpur - Singapur- taksówki - głównie Grab - około 250 pln.Razem około 15000 - 15500 pln za dwie osoby za 18 dni w podróży w dobrym standardzie + plus dodatkowo bilety wstępu do atrakcji.W sumie 3 noclegi Singapur, 12 noclegów Malezja, 1 nocleg Turcja.Drogi jest Singapur. Oczywiście koszty można zmniejszyć, tańszy hotel i tańsze jedzonko.
Przez moment zacząłem się zastanawiać, czy aby to nie był lot w C, ale chyba nie był (piję tutaj do twoich oczekiwań z 1 posta).Jaki jest problem z zabraniem małej butelki wody na pokład? Od dawna są dostępne (i serdecznie polecam) butelki z filtrem do wody. [emoji6]
Dzień dobry,Czy byłaby szansa aby skontaktować się z Państwem np. Poprzez mail? Nie wiem jak mogę tutaj napisać tylko do Państwa
:( Z góry dziękuję za odpPozdrawiam Agnieszka
Kothson napisał:Przez moment zacząłem się zastanawiać, czy aby to nie był lot w C, ale chyba nie był (piję tutaj do twoich oczekiwań z 1 posta).Jaki jest problem z zabraniem małej butelki wody na pokład? Od dawna są dostępne (i serdecznie polecam) butelki z filtrem do wody. [emoji6]Oczywiście lot w klasie ekonomicznej. Z wodą w trakcie podróży nigdy nie mieliśmy problemu, a butelki z filtrem - zakupimy, w razie potrzeby. Całe życie człowiek się uczy, oby jeszcze zapamiętał, to czego się dowiedział.
@potek7 - fajnie się czyta Wasze relacje. Podróżujcie dalej! Opisujcie dalej!
:)Na zachętę daje 2 rady, które Wam pomogą w podróżach:1. Jeżeli nie macie to wykupcie sobie Accor Plusa (najlepiej wersja Malezyjska). Zakup zwróci Wam się wielokrotnie. Największe zalety dla Was:- w hotelach w Azji w dwójkę macie zniżkę na jedzenie 50%, wtedy ta zupa w Mercure nie jest droga
;) Jak dużo podróżujecie do Azji to to są duże oszczędności- łatwiej przedłużyć platynę (darmowe nocki do statusu)- kupony zniżkowe na jedzenie (Vouchers) - a to widzę że lubicie
;)- np. 2 darmowe noclegi (Stay Plus)- inne pomniejsze benefity (poczytajcie w necie)2. W Sofitelu w KL (w którym byliście) jak macie Platynę w Accor to macie zawsze prasowanie dwóch sztuk odzieży gratis ("platinum member are entitle 2 pressing one time for the entire stay"). To ratuje sytuację dot. braku suchych i niepomiętolonych ciuchów w saloniku
:)Podobnie w Pullmanie. Ogólnie we wszystkich Pullmanach platynowcom przysługuje darmowe prasowanie 1 sztuki odzieży (https://all.accor.com/loyalty-program/c ... x.en.shtml - klikamy w Brand's Specific benefits - rozwijamy "Ironing service" i tam pod Pullmanem jest "Only at Pullman hotels - one piece per stay".Nie wiedzieć dlaczego wielu statusowców o tym nie wie.Być może dlatego, że jak to w Accorze jest bałagan. Często w Pullmanach nowi pracownicy na frontdesku nie wiedzą o tych przywilejach, ale wystarczy pokazać stronę Accora z tymi tabelkami przywilejów, uprzejmie wytłumaczyć i często w ramach przeprosin pozwalają za darmo wyprasować więcej ciuchów, lub 1 ciuch na osobę itp. Wiadomo jak jest: zawsze warto sie dogadać i dobrze żyć z obsługą. Dobro zawsze wraca i to się tyczy też Waszych relacji
:) Są fajne i fajnie że się dzielicie wrażeniami to i inni chętnie Wam coś doradzą i podpowiedząPowodzenia w dalszych podróżach!
:)
Jesteśmy z żoną oboje po 60-tce i dopiero od kilku lat latamy. Póki co Europa, Turcja, Oman z Dubajem (wrzesień'22 - 12 dni z autem za 7 tys. zł wszystko), teraz Maroko na 5 dni. Każdy wyjazd bardzo, bardzo budżetowo. Nie korzystamy z żadnych przywilejów, nie nocujemy w hotelach 5*. Teraz planujemy wyjazd do Azji południowo-wschodniej na maks 3 tygodnie. Pierwotnie był plan Tajlandia, Kambodża, Wietnam ale może jednak zaczniemy od Singapuru i Malezji. Może odezwie się ktoś podobny i doradzi. Będziemy wdzięczni.
Kuala Lumpur – Langkawi
Lot zaplanowano na 13.20 linią AirAsia. Odlot z terminala KLIA 2. Za dwie osoby z bagażem nadawanym do luku (20 kg) zapłaciliśmy niecałe 70 USD. Lot prawie punktualnie. 50 minut i lądujemy na ładnym, czystym lotnisku.
Langkawi
Piękna pogoda, słoneczna, temperatura - około 30 stopni. Grab za 21 MYR i lądujemy w hotelu Mercure Langkawi Pantai Cenang. Powitanie iście królewskie. Witały nas dwie szefowe, recepcjonista i w podzięce za lojalność zaoferowały nam m.in. super pokój – typu studio na 8 najwyższym piętrze z widokiem na morze. Istne cudo. Hotel nowy – jednoroczny. Basen, restauracja i blisko wszystkiego – sklepów, morza, salonów masażu, itp.
Krótki spacer i w odległości 100 metrów od hotelu jest śliczna plaża. Mało ludzi, piasek jak mąka i cieplutka woda (około 30 stopni). Istny raj na ziemi. Czyli relaks i wizyta w sklepie wolnocłowym. Najtańsze litrowe whisky za około 30 pln. Innych rzeczy „nie opłaca się kupować”. Super sprawa. Alkohol zawsze się zwraca.
Wieczorna wizyta w restauracji z opinią 4,8 – całkowita porażka. Pizza na cieście z betonu. Jej nazwa to Hornbill Hut Langkawi. Farsz ok, ale spód wybijał zęby. Nie wiem kto im recenzje wystawiał. Odradzam.
Wieczorny spacer nad morzem.
Małe drinki i spać.
Następny dzień. Śniadanie. Grab za około 20 pln do Sky Bridge i wspaniałe doświadczenie związane z tą atrakcją turystyczną. Wspaniała kolejka górska, pogoda i widoki. Szok. Na dole nie było kolejki o 11.00. Te zaczęły się, aby wjechać na most. To zajęło nam około 25 minut. Most – śliczny i znów kolejka, aby powrócić do górnej stacji. To nic. Widoki zapierają dech w piersiach, kolor lasów, a przede wszystkim morza – niepowtarzalny. Zwiedzających sporo, ale rozsądnie regulowane nasycenie zwiedzających. Dużo Azjatów, Australijczyków i trzy rodziny z Polski, które razem spędzają urlop w Malezji. Od wielu dni (dokładnie 6, choć w Singapurze słyszeliśmy jedną młodą parę - około 55 lat - rozmawiającą w naszym rodzimym języku), w końcu mogliśmy pogadać po polsku. Parę minut i dalej podziwianie przyrody, widoków, itp., itd.
Grab i jedziemy do hotelu. Oczywiście mam swoje plany - przede wszystkim pomoczyć cztery litery w morzu.
I tu było super. Plaża czyściutka. Cały czas sprzątana, grabiona. Piaseczek - jak mąka, woda - super czysta, temperatura około 29 stopni, dno - piaszczyste. Cudo.
Potem zakupy i jedzonko w hotelowej restauracji. Padło na zupkę „Tom Yam Goong” . Pyszną zupkę, choć nie do końca tanią - 24 MYR. Jednak patrząc na stragany uliczne, temperaturę i sposób przechowywania produktów, ten wybór wydawał się jak najbardziej trafny.
Minibarek za darmo, czyli trzeba było tylko dokupić dodatek w postaci whisky na wieczór i na dalszy pobyt, w tym wypadku na Borneo. Zakup jak najbardziej udany. Kaca nie było. Cena około trzydziestu kilku złotych za litrową butelkę. Kosmetyki drogie.
Rano wymeldowanie i trasa na lotnisko. Niestety „Grab” nas zawiódł – brak dostępnych kierowców w okolicy. Zamawiamy taxi za 35 MYR i w drogę.
Langkawi? Wrócimy tu. Tu jest pięknie – wszystkim polecam.
Na lotnisku drukowanie kart pokładowych, zawieszek do bagażu, nadanie bagażu i do saloniku „Plaza Premium Lounge”. Około 11.00 pojawia się możliwość zamówienia dań obiadowych. Decyduję się na „Curry Laksa”. Bardzo smaczna.
Niestety lot via Kuala Lumpur do Kuching zajmie nam cały dzień. W Kuching wylądujemy około 21.00 czasu lokalnego. AirAsia zmieniała nam loty wielokrotnie. Początkowo podróż miała trwać łącznie (dwa loty) około 4,5 godziny. Po zamianach linii lotniczej trwała 8 godzin. Trudno, ale jeden dzień w plecy. Na lotniskach i samolotach spędziliśmy 11 godzin. Tu linia AirAsia nas zawiodła.
Na szczęście w Kuala Lumpur znów mogliśmy odwiedzić salonik lotniskowy, a nawet recepcjonista nas powitał słowem "powtórnie witamy". Kolejny raz było pysznie i przyjemnie.
Kuching
Wylądowaliśmy o 20.45. Odbiór bagażu, kontrola paszportowa, zamówiny „Grab” i o 21.40 lądujemy w hotelu – Pullman. W „Grabie” muzyka na full, wchodzimy do hotelu, to samo. Ledwo co słyszę recepcjonistkę. Koszmar, ale bardziej dla pracowników, niż dla nas. My tam spędziliśmy 10 minut, a oni? Cały dzień, jak na weselu siedząc tuż przy orkiestrze. Okazało się, że to tylko dwógodzinny koncert lokalnej gwiazdy.
Pokój super, 21 piętro, tylko komunikacja z recepcjonistką odnośnie saloniku hotelowego mocno utrudniona. Chyba nie do końca wie o co chodzi, ledwo co mnie słyszy, ale w końcu uzyskuje pomoc kolegi i wiemy, ze takowy jest na 22 piętrze, ale już się za parę chwil na dziś zamyka. Dobra. Jutro sprawdzimy. Mam nadzieję, że jutro już nie będzie występów muzykalnych w lobby hotelowym.
Koszt hotelu to około 800 pln za 4 doby. Hotel pięciogwiazdkowy. Oczywiście w pakiecie mamy darmowe śniadania i salonik.
Z lotu ptaka (z samolotu) widać było, że to jest duże miasto. Z okna auta, że bardzo ładne, super drogi, fajne neony, dużo restauracji, hoteli, itp. itd. Jutro przyjdzie czas na bliższe poznanie miasta.
Śniadanie smaczne, a zupka Sawarak Laksa serwowana na śniadanie – przepyszna. Krótki spacer i powrót do hotelu. Marudziliśmy, że padał deszcz, teraz upał. Temperatura odczuwalna 40 stopni. Basen hotelowy – bardzo przyjemny, obok duże jacuzzi, siłownia. W saloniku kawka i czekamy na wieczorny poczęstunek (18.00 – 19.00). Wytypowano dwa miejsca na jedzonko: Poh Lam Laksa (to na śniadania – czynne do 11.30) i Topspot Food Court. Myślimy o laksie i owocach morza. Obie lokalizacje blisko hotelu.
Topspot – genialne miejsce. Świeżutkie owoce morza, pyszne zupki (ja zjadłem Tom Yam Seafood Soup za około 20 MYR – była bardzo smaczna, wyrazista, wiele przypraw). Duże porcje. Ceny? Lekko wygórowane, ale do przeżycia (np. 1 kg krabów – 88 - 100 MYR, zupa – około 20 MYR).
Miasto duże, fajne, czyste.. Dużo hoteli, knajp, sklepów. Zadbane budynki rządowe, parlamentarne, hotele. Kilka bardzo oryginalnych budowli, np. budynek parlamentu, muzeum nauki, ratusz, muzeum kultury Borneo, ładne meczety i inne świątynie. Ładny ogród orchidei (niestety już przekwitły). Super się łazi po sklepach hinduskich, arabskich, chińskich. Wszędzie dominuje zapach przypraw i laksy. Niestety w ciągu dnia upał ogromny. Kolejny dzień, w którym temperatura odczuwalna wynosi 40 stopni. Ruch pieszy w mieście praktycznie zamiera. Dopiero wieczorem można spokojnie pospacerować (o ile nie nadejdzie solidna ulewa, co od dwóch wieczorów staje się normą), czy obejrzeć pokaz fontann. Zadbane nadbrzeże wieczorami tętni życiem. Pełno knajpek, jadłodajni. Nie widać tłumów turystów, choć w hotelu w wieczorem można dostrzec światło w prawie każdym pokoju. Wydaje się, że gośćmi hotelowymi są w znacznej części Azjaci, być może mieszkańcy Malezji.
Kuching – miasto kotów. Muzeum kotów. Parę pomników kotów widzieliśmy, ale żywych stworzeń nie udało nam się dostrzec. Nie widać też psów. Dziwne. Po trzech dniach chodzenia po mieście muszę zmienić zdanie – widzieliśmy dwa koty.
W planach była wizyta, wycieczka po parku narodowym. Niestety zdrowie nam nie pozwoliło. Temperatura, wilgotność były dla nas nie do zniesienia w ciągu pełni dnia. Wieczorami z reguły lało. Po czym była znośna aura. Tu dostrzegliśmy kolejną porażkę naszego planu.
Oczywiście każdego dnia, wieczoru mogliśmy korzystać z przywileju saloniku hotelowego. Ten był wyjątkowy. Poza pysznym jedzonkiem zawierał również mocniejsze alkohole.
Kolejny przejazd na lotnisko. Kolejny salonik lotniskowy i znów wielce pyszny. Krewetki pyszne. Przez te kilkanaście dni zjadłem ich więcej niż przez całe życie i wszystkie wyjątkowo dobrze smakowały.