0
ara 20 października 2015 18:35
P1180729.JPG


Fajne punkty i fajne widoki choć dużo bardziej podobało nam się w Cuzco. Arequipa nie ma tylu ciekawych miejsc a może po prostu nas w nie zabrali ;) Popołudnie poświęcamy na zorientowanie się w wycieczkach do Kanionu. Masa tu agencji oferujących praktycznie to samo. Ostatecznie decydujemy się na usługi naszej złotej rybki, nie chcemy jej rozgniewać decydując się na ofertę z innej agencji ale dla zasady targujemy się i dogrywamy opcję lunchu ;) Szukamy na mieście miejsca, gdzie można napić się świeżo robionego soku. Trafiamy do zupełnie niepozornej knajpki. Jakimś cudem dogadujemy się, co chcemy: "no problemo amigos". Decyzja jakie maja być soki -ara leci standardem i zamawia pino - ananasowy, repman decyduje się na peruwiański specjał - tumbo :) Dostajemy nie po szklance jak to normalnie bywa, ale po całym dzbanie!

P1180759.JPG


Mieliśmy zjeść kolację a tu sok nas zmasakrował :D Soki najlepiej smakują zmieszane, takiego smaku nie udało nam się osiągnąć mimo dwuletniej przygody z wyciskarką do soków, to pewnie zasługa tego tajemniczego owocu - tumbo ;) Czasu na sen coraz mniej, wracamy i mimo grającego po sąsiedzku tv, momentalnie odpływamy.19.11 czwartek, dzień 13
Z wizyta u kondora
Trasa: Arequipa - Colca Canyon


Pobudka o nieludzkiej porze - 2.45. Dziś wielki dzień - dzień spotkania z wielkim ptakiem. Oczywiście gwarancji, że go zobaczymy nie ma, ale Colca Canyon daje duże szanse na powodzenie tej misji. Droga do kanionu mija nie wiadomo kiedy, przesypiamy ją praktycznie w całości nadrabiając nocne zaległości ;) Budzimy się na śniadanie. Nasza wycieczka obejmuje śniadanie oraz lunch z bufetem. Śniadanie niezbyt wysokich lotów ale dojadamy bananem i jest ok: bułki, dżem, kawa z saszetki, herbata albo coca a do tego kisiel, który okazał się proteinową bombą. Po drodze mijamy stare peruwiańskie miasteczka, zatrzymujemy się w punktach widokowych. Hmm w sumie to można by się tu zatrzymywać co dwie minuty, wszystko wydaje się być jednym wielkim punktem widokowym, ach - chwila zadumy nad wspaniałością natury i w drogę :)

P1180770.JPG



P1180782.JPG



P1180784.JPG



P1180887.JPG



P1180902.JPG


Dłuższy przystanek robimy na Cruz del Condor, gdzie znajduje się wiele platform do oglądania tych wielkich ptaków.

P1180808.JPG



P1180820.JPG



P1180830.JPG



P1180836.JPG


Już na początku obserwacji gdzieś w oddali repman zauważa jednego osobnika. Po czasie widzi go także krótkowzroczna ara :D Schodzimy na niższe platformy i po chwili słychać jakieś poruszenie wśród oglądających. Jest! Kondor leci w oddali, pojawia się i znika, zmienia kierunek lotu i leci wprost na nas! Przelatuje nam nad głowami, ależ niesamowite wrażenie, słychać zbiorowe "łoooooooo" :D‎ Nie spodziewaliśmy się takiego spektaklu!

P1180869.JPG



P1180873.JPG


W dalszej kolejności udajemy się na godzinny relaks w gorących źródłach. Słonce praży, woda o różnych temperaturach ale tylko w jednym wydaje się być znośna na dłuższy pobyt. Repman idzie na zwiady, dłuższą chwilę nie wraca. Ara przeczuwając co ta nieobecność oznacza idzie na poszukiwania i oczywiście zgodnie z przewidywaniami odnajduje repmana w basenie z temperaturą nieprzyzwoicie wysoką. W trosce o zdrowie repmana ara zarządza powrót do chłodniejszego basenu, gdzie w towarzystwie kultur amerykańsko - angielsko - chińskich szybko upływa przeznaczony na ten punkt programu czas.

P1180918.JPG


Następnie meldujemy się na posiłku, co może nie do końca było przemyślane, bo część grupy odchorowuje kolejny punkt - wjazd na Przełęcz Wiatrów, która znajduje się na wysokości 4910 m.n.p.m. Przenikliwe zimno po kilku fotkach i ekspresowej obserwacji okolicznych wzniesień i wulkanów wgania nas z powrotem do busa. Nieprawdopodobne, że na tej przełęczy peruwiańskie kobiety rozkładają swoje stragany i handlują pewnie cały dzień. Ara w myślach w tym momencie docenia swoją pracę za biurkiem :P

P1180960.JPG



P1180911.JPG


Wracamy do Arequipy. Dzień pod znakiem kondora uważamy za udany:)20.11 piątek, dzień 14
Subtelny błąd w obliczeniach
Trasa: Arequipa - Tacna - Arica - Antofagasta


Pobudka już o normalnej porze. Dziś mamy dzień pod znakiem przejazdów. Mamy zamiar dotrzeć do San Pedro de Atacama w Chile. Plan jest następujący: pakowanie, śniadanie, taksa na terminal, skąd chcemy się załapać na busa odjeżdżającego w południe do Tacny, tam, po 7 godzinach podróży, przesiądziemy się w busa, który przy dobrych wiatrach (czyt. bezproblemowym przekroczeniu granic peruwiańskiej oraz chilijskiej) w godzinkę zawiezie nas do Arici, skąd o 22 mamy kolejnego busa - do San Pedro. Łącznie 1200 km, kolejny poranek powinniśmy powitać na Atacamie :) Z powodu pisania rekomendacji w dzienniku naszej Rybki oraz poznania pary Polaków podróżujących po Peru z tej samej (a jakże :P) promocji przeciąga nam się czas opuszczenia plebanii, bez problemu jednak posileni macdonaldowym zestawem kawa + tosty udaje nam się zdążyć na pierwszego busa. Mając w pamięci forumowe porady rezerwujemy miejsca 1 i 2 - "panoramico" - w pierwszym rzędzie górnego pokładu i mimo, że słońce w południe + górny pokład bez klimy oznaczają podróż w warunkach szklarniowych nie żałujemy - widoki mamy tak jak i miejsca - przednie! :)

P1190005.JPG



P1190011.JPG



P1190018.JPG



P1190021.JPG



P1190026.JPG


Pierwszy raz lekki niepokój pojawia się, gdy ara spostrzega u pasażera z sąsiedniego rzędu zegarek a na nim dziwną godzinę, jakby późniejszą od tej na telefonie ary - zegarek repmana oczywiście nie pomaga w sprawie - od opuszczenia granic kraju nie został jeszcze przestawiony. Sam repman jednak uspokaja arę "poruszamy się w pionie, niemożliwe, aby czas się zmienił". Ara czuje wyraźną ulgę, zmiana czasu oznaczałaby katastrofę! Moglibyśmy wtedy nie zdążyć na busa do San Pedro a kolejny dopiero jutro o 22! Z lekką obsuwą docieramy do Tacny, szybka runda: terminal - busy i zlokalizowanie właściwego do Arici - terminal i uregulowanie należności za skorzystanie z jego dobrodziejstw - bus do Arici, gdzie przed wejściem zabierają nam paszporty a w zamian dostajemy stos druków imigracyjnych do wypełnienia. Po wypełnieniu połowy repman informuje arę, że te już chyba mamy wypełnione - no tak to druki wjazdowe do Peru - na co nam one tu skoro bus jedzie do Chile? Ara zabiera się za wypełnianie drugiej części, przy deklaracji, że nie wwozimy warzyw ani owoców zimny pot oblewa arę - w plecaku mamy mandarynkę! Następują poszukiwania a następnie nerwowa konsumpcja i narada, komu podrzucić skórki, ostatecznie na czas przekraczania granic skórki zostają w busie, repman porozumiewawczo mruga do ary: "nie przyznawaj się do nich". Kolejny raz docierają do nas niepokojące sygnały związane z aktualnym czasem. Pasażerka z sąsiedniego rzędu pyta repmana o godzinę - ten wzrusza ramionami i pokazuje zegarek z czasem polskim, ara pokazuje czas na telefonie przekonana, że to właściwa godzina. Pasażerce jednak coś nie gra, z pomocą przychodzi inny pasażer, okazuje się, że już po 22! A my dopiero na granicy! Nasz bus z Arici do San Pedro właśnie odjeżdża... Pasażerka chyba czuje się winna zmiany naszych nastrojów, bo obdarowuje nas peruwiańskimi słodyczami :) Na miejsce docieramy po 23. Obchodzimy wszystkie stanowiska, nic do San Pedro już nie odjeżdża, kolejny jutro o 22. Szukamy innej opcji, wybór pada na Antofagastę, stamtąd zostanie nam 300 km do San Pedro, zawsze to lepsza opcja niż siedzenie tu do jutra. Wypłacamy walutę, przeżywamy kolejny szok związany z nowymi hiszpańskimi liczebnikami, kupujemy bilety oraz wodę i po chwili ładujemy się do busa. Razem z pracownikiem obsługi omawiamy trasę przejazdu a w naszych głowach rodzi się pewien pomysł - obliczamy, że koło 8-9 rano powinniśmy być w Tocopilla, gdzie postanawiamy się ewakuować z busa i złapać coś do San Pedro. W pozytywnym nastroju zapadamy w sen :)21.11 sobota, dzień 15
Podróż za jeden uśmiech
Trasa: Tocopilla - Maria Elena - Calama - San Pedro de Atacama


Budzi nas poruszenie na pokładzie - wszyscy zabierają cały swój dobytek i opuszczają autobus. Jako zwierzęta stadne, robimy to samo ;) Bagaże zostają też wypakowane z luku. Trafiliśmy na kontrolę, jak się później okazało - narkotykową. Kontrola bez żadnych taśm, rentgenów czy psów, obstawiamy, że nic nie znajdą w takim ręcznym przeszukiwaniu, dobrze, że nie obstawiliśmy nic cennego, bo ku naszemu zdziwieniu w śmietniku ląduje kilka skonfiskowanych paczek. Właścicielki ostro protestują, jedna nawet wykorzystując chwilę nieuwagi strażnika, wyciąga paczkę ze śmietnika, ale odbywa się to na oczach całego autobusu i kończy się nieuniknionym donosem ze strony współpasażerów. Paczka została już ukryta w busie, jednak po srogim tonie strażnika szybko z powrotem trafia w jego ręce. Cała akcja trwa z dobrą godzinę, autobus czeka a przemytniczki walczą z władzą. Dziwi nas, że autobus czeka, na nas przecież nie czekał na granicy brazylijskiej a formalności zajęły nam wtedy nawet nie 5 minut! W końcu kobiety widząc, że i tak nic nie ugrają, odpuszczają i wsiadają z powrotem do busa, odjeżdżamy. Po 9 docieramy do Tocopilla, skąd odchodzi droga przez Calamę w stronę San Pedro. Zanim się wytarabaniliśmy z busa okazało się, że minęliśmy nasz rozjazd... Nic to jednak, od czego mamy ręce :D Chwilę idziemy z buta, ale już po chwili zatrzymuje się ojciec z dziećmi na pokładzie i podrzuca nas do miejsca, w którym mamy nadzieję złapać coś dalej. Jesteśmy chyba wielką atrakcją dla tych dzieci, bo całą drogę milczą, a to raczej niespotykane u dzieci :P Znajdujemy się pośrodku niczego, jest wcześnie, słońce praży, przed nami góry. Widzimy, że łatwo nie będzie, rzadko coś przejeżdża a jak już to ciężarówki, z sygnałów wysyłanych przez kierowców odczytujemy, że jadą gdzieś w pobliże i wracają.

P1190035.JPG


Mija nas pierwsza osobówka, zapakowana po dach, kierowca tylko bezradnie wzrusza ramionami, pewnie się domyśla, że i bagażnikiem byśmy nie pogardzili, gdyby był wolny ;) Dłuższą chwilę poświęcamy na obliczanie ile może nam zająć pierwszy odcinek - 70 km pieszo przez góry, na szczęście z tych beznadziejnych rozmyślań wyrywa nas hałas zatrzymującej się obok nas ciężarówki - ta wygląda jakby miała jechać gdzieś dalej :) Otwieramy drzwi i wymieniamy wszystkie miejscowości na trasie do San Pedro, kierowca coś odpowiada, oczywiście nie rozumiemy, co dokładnie ani nawet niedokładnie, ale mimo wszystko w ogólnej radości pakujemy się ochoczo do ciężarówki. Obstawiamy a raczej mamy nadzieję, że kierowca jedzie do rozjazdu Maria Elena - Calama. Brak znajomości języka nie przeszkadza panu kierowcy w prowadzeniu dyskusji, która ostatecznie stała się monologiem. Do dziś nie wiemy czy przez całe 70 km, które przejechaliśmy kierowca nie pytał nas co robimy w jego samochodzie :P Podróż oczywiście niezapomniana - repman całą drogę jedzie z miną dziecka, do którego osobiście przyszedł Święty Mikołaj - no tak, jedziemy prawdziwym truckiem, czy jest na świecie chłopiec, który o tym nie marzy? :D Zgodnie z przewidywaniami docieramy do skrzyżowania, skąd mamy nadzieję złapać coś do Calamy - miasteczka na trasie do San Pedro. Robimy pożegnalne fotki repmana z kierowcą oraz repmana w sombrero od kierowcy, dziękujemy za miłą podróż i przemierzamy skrzyżowanie.

P1190037.JPG



P1190041.JPG



P1190042.JPG



P1190046.JPG



P1190047.JPG


Ponownie znajdujemy się pośrodku niczego, na rogu widać samotny sklepik i zaparkowany przy nim samochód. Po chwili podjeżdża autobus, wysiada gromada ludzi z instrumentami i zaczyna się koncert. Papy nam się śmieją, to chyba dla nas :D

P1190048.JPG



P1190055.JPG



P1190059.JPG


Aż żal, że ledwo po kilku minutach zatrzymuje się samochód i "trzeba" ruszać w dalszą drogę ;) Tym razem jedziemy z dwójką młodzieńców, z czego jeden całkiem nieźle mówi po angielsku. To właśnie od niego dowiadujemy się, jaki był cel dzisiejszej porannej kontroli oraz jakie miejsca warto odwiedzić będąc w San Pedro. Mamy poślizg i zbyt wiele czasu nie będziemy mieć na miejscu, więc ta wiedza jest dla nas bardzo przydatna. Chłopaki odstawiają nas na dworzec w Calamie, okazuje się to nie być najlepszą decyzją, bo najbliższy autobus do San Pedro mamy za ponad 4 godziny, idziemy zatem coś zjeść i postanawiamy wrócić na drogę do San Pedro. Mamy kawałek do przejścia, właściwie całe miasto, więc kolejny raz łapiemy stopa, którym dojeżdżamy do drogi. Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze ręki wystawić a zatrzymuje się autobus jadący nie gdzie indziej a do San Pedro :) Nie zastanawiamy się długo, odżałujemy już te 6000 clp ;) Siadamy i automatycznie zasypiamy, budzimy się po 100 kilometrowym odcinku, wokół piach - welcome to Atacama :) Znalezienie noclegu nie zajmuje nam dużo czasu - ot spacer z terminala do centrum, wybór pada na hostel Hostellini, gdzie udaje nam się wynegocjować akceptowalną stawkę za dwuosobowy pokój z antresolą (40000 clp/2 noce).

P1190069.JPG


Negocjacje idą nam tak dobrze, że decydujemy się jeszcze na wykupienie wycieczek na dwa kolejne dni oraz na wypożyczenie rowerów (3500 clp) na dzisiejszą przejażdżkę do Valle de la Luna. Czasu nie mamy za wiele, jest już po 17, ogarniamy więc ekspresowo prysznic, wypłacamy kasę na wycieczki, uzupełniamy zapasy płynów na drogę i po chwili wesoło pedałujemy w dolinę. Hmm no właśnie - w dolinę a jedziemy jakby pod górkę, do tego wiatr mocno wieje nam w twarz. Odcinek kilkunastokilometrowy ciągnie się niesamowicie :/ W końcu dojeżdżamy do kanionu, widok zachodzącego słońca w tych skałach robi wrażenie!

P1190093.JPG



P1190097.JPG



P1190108.JPG



P1190117.JPG



P1190128.JPG



P1190131.JPG


Pedałujemy jeszcze chwilę na zmianę z prowadzeniem rowerów ostro pod górę na punkt widokowy, który okazuje się już niestety nieczynny. Słońce szybko zachodzi, zaraz zrobi się całkowicie ciemno a my nie mamy żadnego oświetlenia przy rowerach...

P1190153.JPG


Droga powrotna mija zdecydowanie szybciej, wiatr wieje w plecy i praktycznie całą drogę jedziemy z górki. Para Anglików ratuje nas swoim oświetleniem - eskortują nas do samego San Pedro, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Na ostatnich metrach przed hostelem zaopatrujemy się w zupki chińskie oraz sushi roznoszone przez ulicznego sprzedawcę. Delektujemy się tym zestawem, po czym padamy jak muchy. O 7 wyjazd na Piedra Rojas, korzystamy więc z tego, co nam zostało z nocy :)22.11 niedziela, dzień 16
Oblicza pustyni
Trasa: San Pedro de Atacama - Laguna Altiplanica - Piedras Rojas


Poranek, 6.30. Z wielkim wysiłkiem zwlekamy się z antresoli, uważając przy tym, żeby nie stracić życia na wąskich schodkach. Nogi bolą po wczorajszym pedałowaniu, tyłki jeszcze bardziej :lol: Wystawiamy głowy za drzwi - ciemno i zimno, w takich okolicznościach oczekujemy na busa. Oczekiwania przeciągają się do 8. Słońce wstaje, zaczynają się schodzić ludzie, okazuje się, że jadą na tą samą wycieczkę. Hmm zastanawia nas dlaczego przyszli dopiero teraz a my marzniemy tu od godziny... Jeśli jeszcze macie wątpliwości to spieszę z wyjaśnieniem - oczywiście mamy źle ustawiony czas! W rzeczywistości jest 7, wstaliśmy godzinę za szybko i godzinę niepotrzebnie kwitniemy na dworze - brawo my :D Po kolejnych 20 minutach ładujemy się do busa i odjeżdżamy. Pierwszym punktem programu jest Laguna Chaxa, gdzie mamy okazję zobaczyć flamingi oraz pole z solnymi formacjami w przeszłości będące również laguną.

P1190179.JPG



P1190180.JPG



P1190199.JPG



P1190226.JPG



P1190227.JPG



P1190246.JPG



P1190250.JPG


Następnie udajemy się do mieściny Socaire, gdzie czeka na nas śniadanie, wrócimy tu jeszcze na lunch oraz na zwiedzanie tutejszego kościółka. Dzień upływa nam na objeżdżaniu atrakcji regionu: Laguny Miscanti i Miñiques malowniczo położonych u podnóży wygasłych wulkanów, wąwozu, gdzie mamy okazję ponownie (po Machu Picchu) podziwiać inkaski system nawadniania działający po dziś dzień, salaru Aquas Calientes, gdzie ma się wrażenie, że wiatr wieje z siłą huraganu, jeziora Tuyajto odcinającego się bielą od reszty krajobrazu oraz Piedras Rojas z pięknymi czerwonymi skałami, które swoją barwę zawdzięczają związkom żelaza. Widoki są wspaniałe, każdy z osobna jedyny i niepowtarzalny, mimo niesprzyjających warunków (wysokość przekraczająca 4000 m.n.p.m., silny wiatr, niska temperatura) ma się tu ochotę zostać i kontemplować te cuda natury :) Stwierdziliśmy, że nie będziemy więcej pisać o tym dniu a w zamian pokontemplujemy razem ;)

P1190269.JPG



P1190277.JPG



P1190280.JPG



P1190289.JPG



P1190295.JPG




Dodaj Komentarz

Komentarze (33)

dialam 21 października 2015 10:31 Odpowiedz
zapowiada się super :)będę kibicować :) będziecie pisać relację "live"?
karpik 21 października 2015 10:45 Odpowiedz
rezerwuję miejsce w pierwszym rzędzie!
olajaw 21 października 2015 11:15 Odpowiedz
Czy są miejsca VIP? :lol: Zapowiada się świetna wyprawa, Ameryka Południowa ciągle mnie kusi a kolejne relacje nie pomagają :D
ara 21 października 2015 12:02 Odpowiedz
@dialam o ile możliwości techniczne pozwolą, mamy zamiar transmitować nasze poczynania "live"@karpik @olajaw gwarantujemy miejsca w klasie "presidencial" - takie, jakie mamy w busie do Cuzco :D
kaviorwiki 21 października 2015 12:37 Odpowiedz
Odliczam dni do premiery :)
maxima 21 października 2015 12:53 Odpowiedz
a macie już bilety na Machu? będę w podobnym terminie, ale lecę już za tydzień ;)
ara 21 października 2015 13:06 Odpowiedz
@maxima chciałam kupić ale stwierdziłam, że spróbujemy wynegocjować stawkę dla studentów przed wejściem ;) w kalendarzu sprawdzałam, że na samo MP nie ma problemu z kupnem biletów przy bramie, co innego z wejściem na Huayna Picchu... jeśli na tym Ci zależy to koniecznie wcześniej kup
maxima 21 października 2015 14:04 Odpowiedz
ja kupiłam już z 2 miesiące temu bilety na HP ;) kiedy planujecie być w Peru?JA robię trasę od SCL na północ, przez Boliwię do Limy
ara 21 października 2015 14:24 Odpowiedz
od 13.11, nie wiem jeszcze do kiedy ;) myślę nad dotarciem do Kanionu Colca i nie wiem ile czasu nam na to zejdzie i czy stamtąd uderzać do Boliwii czy od razu do Chile
ara 6 listopada 2015 23:31 Odpowiedz
06.11 jeden dzień do wyjazduRodzina pochorowana, opcja druga dojazdu - blablacar. Krótki reserch i bingo! - jest przejazd na lotnisko :) Co prawda gość świeżak, bez komentarzy ale tańszej alternatywy nie mamy, rezerwujemy więc tylną kanapę na godzinę 8.30 spod domu. Trasa od Cuzco w dalszym ciągu nieopracowana czyli polecimy standardem pt. improwizacja w warunkach live ;) Prawdopodobnie z Cusco uderzymy do Colca Canyon, następnie do Arequipy, i przez Tacnę dotrzemy do Chile. W tym wypadku odpuszczamy Boliwię a skupiamy się na północy Chile. Trochę z bólem serca rezygnujemy z Boliwii ale tylko trochę, bo więcej czasu będziemy mogli spędzić w Peru i Chile :D O dziwo - jesteśmy spakowani - pierwszy raz z zapasem większym niż 0,5h przed podróżą! Plecaki coś podejrzanie lekkie a upchnęliśmy w nie nawet śpiwory, ciekawe o czym zapomnieliśmy :? Już teraz zapraszamy na pierwszą odsłonę brazylijską, która, jeśli nie brak internetu albo inne problemy techniczne, powinna nastąpić w okolicach poniedziałku.
ara 12 listopada 2015 20:52 Odpowiedz
Google+KalendarzSiećwięcejOdebraneZasady korzystania z Usługi GGZ19:01Zespół GGZasady korzystania z Usługi GG (English version below) Zgodnie z uprzednio rozsyłaną informacją, odRelacja 1Agnieszka Batyckado ja2 godziny temuSzczegóły07.11 sobotaLadujemy w Palmie. Gdyby tak na SXF mieli choc 5% tych krzesel! Z Palmy wylatujemy z lekka obsuwa. Po przylocie do Madrytu szukamy miejscowki na nocleg. Lotnisko jest ogromne, jest duzo fajnych katow, korytarzy, placykow zabaw (juz zajetych :P). Ostatecznie bunkrujemy sie w waskim przejsciu stworzonym chyba specjalnie z mysla o podroznych potrzebujacych noclegu - miedzy sciana a szyba lotniska na jednym z krancow hali przylotow. Nie wyglada, aby miejsce to mialo jeszcze jakies przeznaczenie, jest ciemno i nie slychac telewizorow jak np. na placykach zabaw ;) Rozwijamy spiwory i ...08.11 niedziela... spimy praktycznie do budzika. Przed piata znowu slychac komunikaty (mega glosne) o sprawdzaniu tablicy odlotow i nie zostawianiu bagazu bez opieki - spalismy tak dobrze, ze ich nie slyszelismy czy wspanialomyslnie nie nadaja ich w srodku nocy? ;)O 5.30 przemierzamy lotnisko w celu odprawy, przy okazji mijamy kolejke gigant do kontroli bagazowej cieszac sie, ze nie przyszlo nam do glowy spac dluzej. Przy check-inie okazuje sie, ze jest problem z wydrukowaniem karty repmana na kolejny odcinek lotu (GRU-GIG). Nie jest nam to zbytnio na reke, mamy tam 1,5h na przesiadke. No ale co zrobisz jak nic nie zrobisz ;) Idziemy odstac swoje w kolejce do kontroli i lecimy do bramki (oczywiscie na szarym koncu lotniska, zeby zapewnic sobie troche ruchu przed 11-godzinnym lotem). Przy bramce widac troche rodakow, z dwojka zapoznamy sie blizej pod koniec dnia ;) Lot mija nam w 1/3 na spaniu, 1/3 na jedzeniu i 1/3 na rozrywce. Miejsca mamy w ostatnim rzedzie, przewidujac, ze bedziemy wychodzic rekawem informujemy obsluge, ze mamy transfer w Sao Paulo, na czas ladowania dostajemy wiec upgrade do klasy biznes. Po wyladowaniu na transferowiczow czeka obsluga lotniska, sprawdzaja nasza rezerwacje i dochodza do wniosku, ze poradzimy sobie na wlasna reke. Z racji braku biletu na kolejny odcinek dla repmana, szukamy wyjscia i stanowisk do check-inu. Po drodze zalatwiamy formalnosci wjadowe po czym znajdujemy kioski, bez problemu drukujemy brakujacy bilecik i dalej juz tylko kontrola i bramka (nie odchadzac od standardow - na koncu lotniska). Mamy chwile na podladowanie elektroniki i szybki kontakt z rodzina w celu przeslania pozdrowien z Brazylii. Kolejny lot mija szybko, po godzinie jestesmy w Rio. Wypatrujemy przez okno charakterystycznych miejsc - klapa, zachmurzenie i slaba widocznosc... nic to, jutro przeciez tez jest dzien ;) Na lotnisku postanawiamy sie zaopatrzyc w walute na przejazd do hotelu. Wymieniany 10 usd za ktore dostajemy marne 24 brl. Czytalismy, ze zdzieraja na lotnisku ale ze az tak?! Za malo na bilet dla dwoch osob, do kantoru postanawiamy nie wracac. Znajdujemy bankomaty ale jako, ze jest niedziela a przelew repman zrobil w piatek to kasy na walutowym jeszcze nie ma. Hmmm... Z pomoca przychodza rodacy widziani przy bramce w Madrycie - wymieniamy u nich 5 euro - starcza na bilet i wieczorny posilek :) Pozdrawiamy chlopakow - Michala i Piotra! No to mozna sie ewakuowa z lotniska, wychodzimy na zewnatrz i ogarnia nas dziwne uczucie zapamietane z dziecinstwa - inhalacje pod kocem - taaaak wilgotnosc! Duuuza wilgotnosc ;) Przed przyjazdem autobusu zapoznajemy miejscowa kobiete. Pani bardzo mila, troche z nami pogadala. Sprawdzila gdzie spimy i zaoferowala, ze pokaze gdzie mamy wysiasc. Fajnie, bo przystanki nieoznaczone i zadnej informacji w busie ;) Po drodze tlumaczy nam dojscie do hotelu, kaze uwazac, schowac zegarek, zegnamy sie z nia i chlopakami, ktorzy jada na Copacabane i wysiadamy. Jest juz wieczor, do hotelu mamy jakies 2 km, nawigacja odpalona ale mamy stracha isc z tabletem w rece skoro mielismy zdjac zegarki :P Poczatkowo idziemy na czuja ale juz na pierwszych swiatlach przejmuje nas inna pasazerka z busa ;) To matka z dzieckiem. Pytamy czy tu tak niebezpiecznie czy o co chodzi, mowi, ze sama sie nie boi ale pierwszy raz jest z dzieckiem i ma lekkiego stresa. No pieknie, ale sobie dzielnice wybralismy skoro nawet lokalna ludnosc ma stresa jak wraca do domu :PSprawnie docieramy do ulicy, przy ktorej jest nasz hotel. Numery poczatkowe, my szukamy 201, zapewniany nasza towarzyszke, ze damy sobie rade, dziekujemy za eskorte i rozdzielamy sie. Idziemy glowna ulica dzielnicy Santa Teresa, trafiamy do hotelu. Chwila niepewnosci przy check-inie, bo hotel bookowany z promocji u indyjskiego posrednika ale voucher przyjety, sniadanie potwierdzone, dodatkowo nagrywamy na kolejny dzien przechowalnie bagazu. Zrzucamy bagaze i idziemy poszukac czegos do picia i jedzenia. Mamy w okolicy mase knajpek, sklepikow, nawet market choc juz zamkniety. Stracza nam kasy na przeceniona wielka a'la drozdzowke i napoj. Rozgladamy sie za kantorem, bezskutecznie wiec dochodzimy do wniosku, ze pieniadze wymienimy kolejnego dnia, w drodze do Corcovado. Wracamy do hotelu. Sprawdzamy jeszcze prognoze pogody na jutro - zachmurzenie i deszcze. Niefajnie.09.11 poniedzialekZemsta kantora.W planach Corcovado i Pao de Acuar, szybki powrot do hotelu a potem lot do VCP. No i kantor, koniecznie kantor! Po wczorajszym wieczornym spacerze nabralismy troche pewnosci w poruszaniu sie po miescie. I dobrze, bo mamy co chodzic ;) Po sniadaniu i wrzuceniu bagazy do skrytki wychodzimy na miasto. Nawigacja wyznaczyla nam trase w poblize Corcovado. Jak sie pozniej okazalo bylo to naciagane poblize. Spacer do kas zajal nam lacznie jakies 3 godziny. Wspinajac sie pod gore powietrze coraz bardziej przypominalo mleko, w dole malo co widac a i Chrystusa nigdzie nie widac. Mijamy budke straznikow, mowia, ze zla pogoda, tyle to i sami widzimy, po drodze zatrzymuje sie samochod, odradzaja nam dalsze wchodzenie, mowia, ze totalnie nic nie widac ze szczytu i zebysmy wrocili jutro. Ups, no nie da rady, wieczorem juz sie zegnamy z Rio, decydujemy sie wiec przeprowadzic atak na szczyt ;) Docieramy do kas, ludzi prawie wcale, mily pan w kasie odradza wjazd, pokazuje nam ekran z obrazem z kamery - totalny white screen :P Krotka narada i decyzja - kupujemy bilety, niemozliwe przeciez, zeby ponad 30-meytrowego Chrystysa nie bylo widac ;) No i momentami faktycznie nie bylo :P Mgla nachodzila, troche sie przerzedzala i znowu nachodzila. Czekamy jednak wytrwale i po jakims czasie dostajemy nagrode - mgla sie rozrzedza nie tylko na tyle, ze widac Chrystusa ale zaczyna byc widoczne wybrzeze i Glowa Cukru hurrrraaaa! Robimy fotki, podziwiamy widoki i zjezdzamy w dol, czeka nas droga powrotna, troche ja modyfikujemy tak, aby przemieszczac sie w strone Glowy Cukru. Po drodze lapiemy stopa, mila dziewczyna podrzuca nas kawalek, potwierdza, ze w okolicy jest kantor. Super, wysiadamy, idziemy, zaczepia nas kobieta, pyta czy nie chcemy sie wybrac na Corcovado. Tlumaczymy, ze stamtad wracamy pieszo i szukamy kantoru. Pani wskazuje nam droge do kantoru, jestesmy uratowani, bedziemy mogli kupic bilety i podjechac autobusem. Wchodzimy do kantoru, mowimy, ze chcemy wymienic dolary.Sprzedawca: niestety nie ma pieniedzyMy: jak to nie ma? Jestesmy w kantorze?Sprzedawca: tak, ale nie ma pieniedzy.My: moze masz jakies pieniadze w portfelu, chociaz z 10 dolarow nam wymien. Sprzedawca: niestety nie mam.My: <wtf??> czy jest tu jakis inny kantor w okolicy?Sprzedawca: na Copacabanie.Ok, i tak idziemy w tamten rejon, cos znajdziemy po drodze. Mijamy market, zaopatrujemy sie w cieple kurczaki i napoje, placimy karta i kontynuujemy nasz spacer po miescie.Na jednej ze stacji paliw udaje nam sie polaczyc z netem i przerzucic srodki na konto walutowe. Wyplacimy kase z karty i nie trzeba bedzie sie martwic o kantor. Probujemy wyplacic, bankomat chce prowizje 20brl, znajdziemy bez prowizji. Yhy... :P Kontynuujemy nasz spacer, jestesmy juz tak blisko Glowy, ze porzucamy mysl o podjechaniu busem, ktora towarzyszyla nam od Corcovado ;) Znajdujemy kasy, placimy karta i po chwili ladujemy sie do wagonika kolejki. Widoki obledne, na Glowie mamy zamiar zostac do zachodu, niestety pojawia sie mgla i zaczyna sie znowu chmurzyc a do pelnego zachodu mamy pewnie z 2h, przed 18 decydujemy sie wjec na zjazd i powrot do hotelu, gdzie o 19 zapowiedzielismy odbior bagazy. Nie zapominamy o kantorze albo bankomacie! Idziemy w strone Santa Teresa. Jest bankonat huraaaa! Ale co?! Jak to karta invalido? Dobra, sprawdzimy w kolejnym. Juz nie zwracamy uwagi na prowizje, probujemy w pieciu bankomatach jednak za kazdym razem brak powodzenia. Co jest nie tak? Czasu coraz mniej, niedlugo 19, lapiemy takse. Pytamy o kantor - jest na Copacabanie. Siet, to w odwrotna strone do tej, w ktora idziemy ale innego wyjscia nie mamy. O 21.59 mamy lot, trzeba sie spieszyc. Jedziemy taksa, po drodze widzimy Copacabane, punkt nadprogramowy, kiedys tu wrocimy na dluzej :) Podjezdzamy pod kantor, roleta spuszczona - kantor zamkniety! Aaaaaa, teraz to juz nam sie goraco zrobilo. Podchodzimy, widzimy klucz w drzwiach czyli ktos musi byc, poruszenie w okolicy - szukamy sprzedawcy,‎ w pobliskim sklepie nas uspokajaja - sprzedawca zaraz przyjdzie :) Jest, uff, mamy reale! Po 24h pobytu udaje nam sie wymienic kase ;) Jedziemy do hotelu po bagaze, krotkie poszukiwania bileciku do odbioru bagazu i pakujemy sie z powrotem do naszego wehikulu. Docieramy na lotnisko, udalo sie, plan dnia zrealizowany!Lot mija szybko, jak na godzinny lot przystalo, robimy rundke po lotnisku w celu znalezienia odpowiedniego miejsca na nocleg, wybor pada na schowek pod schodami na wozki inwalidzkie. Rano czeka nas lot do Cascavel, w statystykach 96% anulacji, nie mamy planu awaryjnego pozostaje wiec modlic sie aby lot sie odbyl.Repman zasypia snem kamiennym zaraz po polozeniu glowy na podlodze, ara meczy sie - goraco mimo krotkich spodenek i koszulki, duszno, tna komary. Moznaby sie nakryc spiworem po uszy ale grozi to ugotowanien sie. Ara z podziwem patrzy na repmana: koszulka, kurtka, krotkie spodenki, dlugie spodnie, spiwor naciagniety na glowe. Ara uznaje repmana za inny gatunek. W koncu zasypia i ara, slady po komarach beda jeszcze przez dobre kilka dni ale noc zaliczona.
ara 14 grudnia 2015 23:00 Odpowiedz
Relacja co prawda w większości powstawała "live" ale ze względu na ograniczenia sprzętowe nie było możliwości jej wrzucania na bieżąco, a po urlopie jak to po urlopie pochłonięci przez rutynę dnia codziennego... ;) nadrabiamy zatem i zapraszamy do czytania! :)
repman 15 grudnia 2015 19:42 Odpowiedz
sponsorem kolejnej odsłony jest drugi z bohaterów :D 12.11 czwartek, dzień 6Chillout w przestworzachTrasa: Foz (IGU) - Cuiaba (CGB) - Porto Velho (PVH) - Rio Branco (RBR)Wstajemy skoro świt a nawet wcześniej celem dotarcia na lotnisko. Pierwszy z zaplanowanych na dziś lotów mamy o 8 do Cuiaby, kolejny, którego o mało co nie przegapiliśmy przez zmianę bramki o 11 z minutami do Porto Velho. Próbujemy zostawić na lotnisku bagaże, niestety bez efektu, musimy się wiec tarabanić z nimi do miasta. Dowiadujemy się czy do miasta jedzie jakiś autobus - ponoć jedzie, ale nie wiadomo kiedy ;) Żar leje się z nieba, postanawiamy nie czekać tylko brać taksę do miasta. Ładujemy się do auta wspólnie z sympatyczną brazylijską parą i dzielimy się kosztami przejazdu. Podjeżdżamy do centrum handlowego, gdzie w klimatyzowanych warunkach nadrabiamy zaległości w pisaniu relacji, rezerwujemy noclegi w Peru oraz omawiamy dalsza trasę. Samo miasto raczej nie ma zbyt wiele do zaoferowania toteż cały wolny czas spędzamy w CH. Jest tam masa różnych jadłodajni. Możemy polecić gigantyczne lody z knajpki na piętrze oraz bufet z przepysznym sushi na wagę w cenie 59 brl/kg, naprawdę jest w czym wybierać! Powrót na lotnisko odbywamy w sposób kombinowany - do głównej drogi idziemy z buta, po czym łapiemy autobus. Z przyzwyczajenia w Foz wsiadamy przednimi drzwiami a tu dla odmiany pan ze swoim biletowym kioskiem siedzi na końcu autobusu :P Pamiętajcie wiec, że w Porto Velho do autobusów wsiada się tylnymi drzwiami ;) Za 6 brl/2os. docieramy na lotnisko. Cicho tu i pusto. Taśmę do skanera bagażu muszą specjalnie dla nas uruchamiać. W tej sennej atmosferze pozostaje nam oczekiwać na ostatni tego dnia lot - do Rio Branco. Mamy tam hotel, do którego, mam nadzieje, sprawnie dotrzemy, co by się zregenerować przed jutrzejszą wyprawą do Peru.
szklanapulapka 16 grudnia 2015 12:41 Odpowiedz
WOW! jakie foty!!! miło, bardzo :) ale szczura to bym nie zjadł :)__________________________________Take trip to the end of the night...
igore 16 grudnia 2015 12:47 Odpowiedz
@ara Widze, ze bede sobie mogl przypomniec zeszloroczny wyjazd do Peru :)
maxima 16 grudnia 2015 13:15 Odpowiedz
super :) próbowaliście świnki?:)
ara 16 grudnia 2015 13:31 Odpowiedz
@SzklanaPułapka dzięki!@igore po Twojej relacji kusi mnie zmiana trasy na marcowy pobyt w Brazylii :lol: @maxima nie próbowaliśmy, a Ty jadłaś? :D
maxima 16 grudnia 2015 13:34 Odpowiedz
niestety nie :( wszędzie były po 70+ soliJadłam za to lamę w Chile i Boliwii :)
igore 16 grudnia 2015 13:38 Odpowiedz
Ja jadlem. Powiem tak: warto bylo sprobowac dla samej "innosci" tego dania. Walorow smakowych niewiele :)
ara 16 grudnia 2015 13:39 Odpowiedz
o kurcze, niezła cena, my nawet nie zapytaliśmy ile kosztujea lamy, alpaki też jedliśmy :D
dialam 16 grudnia 2015 21:38 Odpowiedz
dalej proszę :) fotki robią wrażenie :mrgreen:
cypel 16 grudnia 2015 22:13 Odpowiedz
90% zdjęć jest niedoświetlonychaż się dziwię, że z tak zacnego aparatu takie badziewie pokazujecieustaw sobie pomiar światła na centralnie ważony a nie wielosegmentowy,poczytaj o pomiarze światła, przysłonie, czasie, balansie bieli bo szkoda tej lx5serce się kraje
igore 17 grudnia 2015 00:03 Odpowiedz
@cypel To relacja z podróży a nie konkurs World Press Photo.Wyluzuj.[WINKING FACE]
poncz 17 grudnia 2015 00:49 Odpowiedz
igore napisał:Ja jadlem. Powiem tak: warto bylo sprobowac dla samej "innosci" tego dania. Walorow smakowych niewiele :). Lama duzo smaczniejsza.Zgadzam się. Dla mnie smak porównywalny do starej wybieganej kury ;). Aczkolwiek możliwe, że wymaga odpowiedniego spreparowania (my próbowaliśmy domowej roboty na wiosce). Bo jak sobie pomyślę, że gdybym znał wołowinę tylko z boliwijskich garkuchni, to sądziłbym, że to strasznie kiepskie mięso.
ara 17 grudnia 2015 09:31 Odpowiedz
@poncz rozwaliło mnie porównanie do starej wybieganej kury :lol: @cypel obiecuję, że sprawdzę o czym do mnie rozmawiasz, choć w kontekście wydarzeń z końca wyjazdu (o których jeszcze nie wiesz, ale może poczytasz za jakiś czas) cieszę się, że mogę tu cokolwiek wstawić ;) niemniej podzielam również zdanie @igore - tak wiem, jestem mało krytyczna wobec siebie :D @dialam zaraz wpadnie kolejna część :)
igore 17 grudnia 2015 10:58 Odpowiedz
@poncz Nawet w dobrej restauracji smakuje jak "stara wybiegana kura" :D
poncz 18 grudnia 2015 15:47 Odpowiedz
W Arequipie (zresztą za pewne nie tylko tam) na targowisku można spróbować jeszcze ciekawszy sok - z żaby :)
olajaw 21 grudnia 2015 10:53 Odpowiedz
Ale pięknie! :) czytam jednym tchem i czekać na kolejne dni :D
maxima 21 grudnia 2015 15:55 Odpowiedz
też mam takie zdjęcia z Piedras! magiczne miejsce:) a Laguna Chaxa słaba - dużo wiecej flemingów jest w Boliwii, więc jak ktoś się tam wybiera, to szkoda wydawać te 3000clp na wstęp do chaxy ;)
ara 22 grudnia 2015 09:09 Odpowiedz
@maxima fakt, kaktus! :lol: gdzie udało Ci się być w Boliwii? jak wrażenia?
maxima 22 grudnia 2015 09:46 Odpowiedz
Wycieczka 3 dniowa z San Pedro do Uyuni - park narodowy m.in. Laguna Bianca, Verde, Colorada, gejzery, pustynia. kaktusy na Salarze
ara 30 grudnia 2015 15:44 Odpowiedz
Zgodnie z obietnicą dorzucam podsumowanie kosztów, dla ułatwienia zebrane w kilka kategorii (zacznę od tych mało skomplikowanych) ;) ps. nie wliczyłam tu drobnych szaleństw w Londynie, z racji tego, że byliśmy u rodziny. Kwoty dla ułatwienia podaję w złotówkach (zastosowałam przeliczniki: dla brl - 1zł, dla pen 1,15 zł, dla ars - 0,29 zł, dla clp - 0,005zł)1. żywność oraz napojesuma: 1262,58 zł2. lotySXF - PMI - MAD 245,00 zł MAD - GRU - GIG 2 120,00 zł SDU - VCP 148,00 zł VCP - CAC 140,00 zł IGU - CGB 390,00 zł CGB - PVH 140,00 zł PVH - RBR 122,00 zł SCL - GRU - MAD - zł MAD - LTN 172,00 zł LTN - POZ 240,00 zł suma: 3717,00 zł3. atrakcjeRio - Corcovado 50,00 zł Rio - Głowa Cukru 140,00 zł Foz - wodospady 112,00 zł Puerto Iguacu - wodospady 155,00 zł Machu Picchu + MP Montana 326,60 zł Cuzco - bus turystyczny Cuzco 46,00 zł Cuzco - zdjęcie z owieczką 2,30 zł Cuzco - muzeum 4,60 zł Arequipa - bus turystyczny Arequipa 57,50 zł Arequipa - konie 23,00 zł Arequipa - zdjęcie na koniu 5,75 zł Arequipa - trip do Colca Canyon 138,00 zł Arequipa - hot springs 34,50 zł Arequipa - Cocla Canyon wejściówki 161,00 zł San Pedro de Atacama - wycieczki: Piedra Rojas + El Tatio 550,00 zł San Pedro de Atacama - rowery 35,00 zł San Pedro de Atacama - wejściówki do Valle de la Luna 25,00 zł San Pedro de Atacama - wejściówki Chaxa 25,00 zł San Pedro de Atacama - wejściówki Miscanti 25,00 zł San Pedro de Atacama - wejściówki El Tatio 50,00 zł suma:1966,25 zł4. noclegiRio - hotel Rio's Nice 64,00 zł Foz - 2x nocleg Royal Iguassu Hotel 106,00 zł Rio Branco - hotel Ibis Rio Branco 85,00 zł Machu Pichcu - 57,50 zł Cuzco - 2x nocleg Residencial Panorama 30usd 120,00 zł Arequipa - 2x nocleg 115 zł San Pedro de Atacama - 2x nocleg Hostel Hostellini 200,00 zł Santiago - 2x nocelg MyLuxApart 252,00 zł suma: 999,50 zł5. pamiątkimagnes ara 9,00 złmagnes 5,75 złkartki 5,75 złznaczki do kartek 43,18 zł, kartki niestety nie doszły :evil: magnes 2,88 złherbaty 37,50 złsuma: 104 zł6. transportblabla Pń - lotnisko SXF 70,00 zł Rio: bus lotnisko - centrum 29,00 zł Rio: taxi kantor - hotel - lotnisko 44,00 zł Cascavel: bus Cascavel - Iguazu 72,00 zł Foz: taxi terminal rodovaria - hotel 40,00 zł Foz: bus wodospady - miasto 6,50 zł Foz: bus powrót do hotelu 6,50 zł Puerto Iguacu: taxi z PI do wodospadów 30,00 zł Puerto Iguacu: taxi wodospady - PI 10,00 zł Puerto Iguacu: bus PI - Foz do Iguazu 8,00 zł Foz: bus powrót do hotelu 6,50 zł Foz: hotel - lotnisko 6,50 zł Porto Velho: taxi lotnisko PVH - CH 20,00 zł Porto Velho: bus centrum - lotnisko 6,00 zł Rio Branco: taxi Rio Branco - Brasilea - Assis 155,00 zł Inapari: colectivo Inapari - Puerto Maldonaldo 69,00 zł Puerto Maldonaldo: taxi miasto - terminal 5,75 zł Puerto Maldonaldo opłata terminal 5,75 zł Puerto Maldonaldo: bus PM - Cuzco 85,00 zł Cuzco: taxi terminal - Plaza Armas 5,75 zł Cuzco: taxi policja - hotel 11,50 zł Cuzco: taxi miasto - hotel 5,75 zł Cuzco: colectivo Cuzco - hydroelektrownia - Cuzco 161,00 zł MP: bus AC-MachuPicchu 96,00 zł Cuzco: taxi Cuzco - hotel 8,00 zł Cuzco: taxi miasto - terminal 4,60 zł Cuzco: taxi terminal - miasto 2,88 zł Cuzco: taxi miasto - terminal 5,75 zł Cuzco: bus Cuzco - Arequipa 138,00 zł Cuzco opłata terminal 2,99 zł Arequipa: taxi terminal - Plaza Armas 6,90 zł Arequipa: taxi miasto - terminal 6,90 zł Arequipa: bus Arequipa - Tacna 46,00 zł Arequipa opłata terminal 5,75 zł Tacna-Arica bus Tacna - Arica 27,60 zł Tacna opłata terminal 2,30 zł Arica opłata terminal 2,00 zł Arica: bus Arica - Antofagasta 143,00 zł Calama: bus Calama - San Pedro 30,00 zł San Pedro de Atacama: bus San Pedro - Santiago 391,50 zł Santiago: taxi miasto - hotel 21,50 zł SCL-GRU-MAD: bus miasto - lotnisko 15,00 zł MAD: metro bilety 50,00 zł suma: 1866,17 zł7. stopRio: Cosmo VelhoCascavel lotnisko - terminal busFoz: hotel - wodospadyFoz: granica brazylijska - Puerto IguazuRio Branco: lotnisko - hotelRio Branco: centrum - terminalCuzco: Plaza Armas - policjaTocopillia: miastoTocopilla - Maria ElenaMaria Elena - CalamaCalamasuma: 0 zł :D 8. innePuerto Maldonaldo: prysznic, toaleta 6,30 zł Cuzco: pranie 23,00 zł Calama: toaleta 2,00 zł prowizje bankomaty - orientacyjnie 100,00 zł San Pedro de Atacama: kradzież tablet + usd 1 000,00 zł :evil: suma: 1131,30 złłącznie 11046,79 złnie wliczając kradzieży (przecież nie każdego się okrada :lol:):10046,79 zł, co daje ok. 5000 zł/głowę
chaleanthite 11 marca 2016 15:49 Odpowiedz
Dopiero teraz natrafiłam na Waszą relację... Jest czadowa, a sama wyprawa po prostu świetna!!! Tyle pięknych miejsc zobaczyliście! :D A widok Rio osnutego mgiełką chmur jest po prostu zniewalający..!