Istanbul Airport to przykład megalomanii w czystej postaci – ogromny, imponujący terminal, ale kompletnie niedopracowany pod kątem pasażera. Gigantyczne odległości, brak pociągu czy people movera, dzikie tłumy i kolejna kontrola bezpieczeństwa sprawiają, że przejście przez lotnisko to męczarnia. Obsługa bywa nieuprzejma, a wszystko wydaje się zaprojektowane pod oszczędności i przepustowość, a nie komfort człowieka. Ceny w sklepach i restauracjach absurdalnie wysokie. Architektura robi wrażenie, ale w praktyce hub zamiast ułatwiać, wyciska cierpliwość pasażerów
Mazgajowata i upierdliwa kontrola bezpieczeństwa. Twardy, stary ser to dla nich liquid. Do tego badanie płynów na okoliczność niewiadomo czego w jakiejś maszynie i ich niedokręcenie = późniejsze rozlanie w bagażu. Na oko 3/4 pasażerów przechodzących przez kontrolę ma rozbebeszane bagaże. Kilometry slalomu do bramek przez sklepy i kawiarnie, a potem zygzakami przez smutne, długie korytarze - lekko pół godziny od kontroli bezpieczeństwa. De facto brak ruchomych chodników.