0
Alealeksandra 27 listopada 2024 05:09
Wtorek, 26.11.2014
Do południa naszły mnie pierwsze chwile zwątpienia i smutku czy to był jednak dobry pomysł jechać na Sri Lankę porą jeszcze deszczową... Od poniedziałkowego popołudnia deszcz nie przestawał padać. Na północy pozrywało niektóre drogi i były nieprzejezdne (m.in okolice Sigiriya czy Dambulli skąd jedziemy). Zwiedzanie terenów zielonych, a na tym właśnie polega pobyt tu, staje się w takim ciągłym deszczu niemożliwe i bezsensowne. Mamy nocleg w domu, z którego jest przepiękny widok na Little Adam's Peak i inne górki. Co z tego, jak wiemy to ze zdjęć i śniadanie jedliśmy na dachu, ale pod plandeką i widocznością kilkudziesięciu metrów.... Potem kilka godzin w pokoju, gdzie wilgoć jest tak duża, że suche ubrania stają się wilgotne.
Odpadła wycieczka nad wodospad, do jaskini i na Little Adam's Peak... Do tego prognozy jak w kalejdoskopie...
Zdecydowaliśmy zostać tu do środy i ruszyć dalej w stronę parku narodowego Yala, a ten dzień już uznać za stracony.
Aż tu koło 14 deszcz zelżał, więc szybciutko zebraliśmy się, żeby chociaż po Elli pospacerować. Zaryzykowaliśmy spacer na 9 Arch Bridge 3 km od wioski. W międzyczasie przestało padać, choć wziąć było pochmurno. Droga prowadziła częściowo asfaltem, ale a gdy zeszliśmy w leśną ścieżkę grzęźliśmy i ślizgaliśmy się w pomarańczowym błocie. Ale warto było. Bardzo fajny spacer i pomimo szarości nieba zobaczyliśmy most i znowu mnóstwo zieleni dokoła z bananowcami i jackfruitami na wyciągnięcie ręki.
Wracając obiadek jednak nie u mnicha. Skusiło nas inne miejsce i było równie pysznie! Zjadlam rękami (jak lokalsi :)) rwąc kawałki i maczając w sosie ogromną masala dose (naleśnik z farszem z soczewicy, tutejszych ziemniaków, kurczakiem), a chłopaki roti i kottu. Do tego po szklance soku ze świeżo wyciskanych owoców (mango, ananasowy i limonkowo-kokosowy). Niebo w gębie :D
W tym momencie stwierdziłam, że poranne wątpliwości uznaję za niebyłe i jednak jest i będzie pięknie :)
I tak właśnie potem było. Niebo się przetarło i z naszego tarasu zobaczyliśmy widok ze zdjęć, a góry skąpane w chmurach wyglądały przepięknie.
Na wisienkę na torcie tego początkowo złego dnia zjedliśmy lody z ananasem u mnicha. W końcu wczoraj powiedziałam mu "see u tomorrow", toteż bałam się, że niedotrzymana obietnica mnichowi może skończyć się brakiem mangosów na wyspie tudzież Janek z Szymonem przestaną ogarniać transport (a w tej materii chodzę za nimi jak ćma).

Dodaj Komentarz